LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

2009-11-30

Pissaladiere, czyli wiejski placek z cebulą

Napiszę tylko, że ten placek jest po prostu  pyszny. Pyszny i tyle. Karmelizowana cebulka na drożdżowym cieście, z kratką z cieniutkich  paseczków anchois i z czarnymi oliwkami... To trzeba upiec koniecznie!
Ciasto drożdżowe (przepis jak na pizzę - 30 dkg mąki, 7 g drożdży, sól, woda) należy rozwałkować na blasze, podwyższyć lekko brzegi i odstawić do wyrośnięcia na godzinę. W tym czasie poszatkować cienko około kilograma cebuli, poddusić na oleju z masłem, dodać tymianek, świeżo mielony pieprz.   Farsz cebulowy, po lekkim ostudzeniu  nałożyć równomiernie grubą warstwą na placku. Na farszu ułożyć kratkę z przekrojonych na pół paseczków anchois, w środku każdego pola ułożyć czarne oliwki i wstawić pissaladiere do nagrzanego do 200 stopni piekarnika na 10 minut, potem dopiekać jeszcze 20 minut w temperaturze 190 stopni. Cebula po uduszeniu powinna być pięknie skarmelizowana, ale mnie zabrakło nieco cierpliwości i przyrumieniłam ją jedynie w połowie, a i tak placek był pyszny!

 

2009-11-24

Herbatka w nastroju nieprzysiadalnym


 Naprawdę jestem w nastroju nieprzysiadalnym, jak pisze klasyk (wszak Świetlicki jest już klaskiem). Nie wdając się w psychologię i psychoanalizę, napiszę tylko, że:  a) bardzo się ostatnio zmęczyłam, b) ludzie mnie irytują,  c) ja zapewne irytuję ludzi, d) widzę jeden ratunek - zniknąć na dni kilka, co nie wydaje mi się możliwe, e) zaradczo - proponuję herbatę. Bowiem herbata jest dobra na wszystko. Prawie. Anglicy proponują ją każdemu i chyba w każdej sytuacji, w której nie wiadomo, jak się zachować. Ja preferuję czarną i mocną, najlepiej Darjeeling albo Kenię, albo mieszanki Whittarda.
Herbata to dla mnie nie są żarty, kompromisów prawie nie uznaję - nie pijam takiej z torebki, bo smakuje papierem i kurzem, dbam o  dobrą wodę i odpowiedni stopień wrzenia, a  i tak rzadko jestem usatysfakcjonowana efektem.

Bywa jednak, że chcę, aby to ktoś inny podał mi herbatę, wtedy może być nawet nieco gorsza, taka z zaparzacza, ale woda  i tak musi być świeża, pierwszy raz gotowana. Dlatego prawie nigdy nie pijam herbaty w pracy, a do niektórych znajomych wybieram się z ... herbatą w prezencie. Bo oni częstują mnie taką  z torebki,  na smyczy, którą zalewają wielokrotnie gotującą się wodą. Tego nawet z cukrem nie da się wypić, a z cukrem i tak nie pijam.

No cóż, nie pisałam nigdy, że jestem miła i spolegliwa ;) A już na pewno nie wtedy, kiedy chodzi  o herbatę. Parzyć ją nauczył mnie dawno temu pewien redaktor pewnej młodzieżowej gazety i - tak zostało. Ogrzewam więc  dzbanek, sypię herbatę, zalewam wrzątkiem (białe wrzenie, malutkie bąbelki), mieszam  i czekam od 3 do 5 minut. Kiedyś zawsze parzyłam napar pod przykryciem - dzbanek owijałam ściereczką. Dobrze zaparzona herbata jest słodkawa w smaku, a w dzbanku, po zamieszaniu, tworzy się brązowa (nie biała!) pianka. Spróbujcie sami! Magia. Nie powiem, że działa na wszystko, ale  porcelanowa filiżanka tego napoju, popijana powoli, w skupieniu, z namaszczeniem, dostarcza prawdziwej  przyjemności. Taka z cytryną, wypita w kubku,  który ogrzewa dłonie - to przyjemność innego rodzaju. Tak jak herbata ratunkowa, o której pisałam powyżej. Ta z kolei służy podtrzymaniu więzi, jest dowodem troski. A smak przestaje być najważniejszy.
Dodam jeszcze, że herbaty aromatyzowane pijam rzadko, w specjalnych okolicznościach i tylko nieliczne, bo psują mi prawdziwy smak tego napoju (smakują kisielem.)

Teraz już wiem, że nikt mnie na herbatę nie zaprosi i wszyscy znajomi okażą się  - tak jak ja dzisiaj -   nieprzysiadalni ;)

Pozdrawiam Was serdecznie, z filiżanką herbaty w dłoni...

2009-11-16

Pieczone warzywa

Miał być chleb z orzechami i miały być orzechowe ciasteczka. Była migrena. Nie ma o czym pisać, bo nie ma czego zazdrościć, naprawdę! Chleb to nawet upiekłam, ale z innej mąki, bo mi pszennej zabrakło, tyle że z orzechami. Więc udział w Weekendowej Piekarni się nie liczy.

Ale - kiedy zdrowie albo okoliczności nie pozwalają na nic innego, a pogoda za oknem aż prosi, by włączyć piekarnik - pieczmy warzywa. Pokrójmy je w  grubą kostkę lub plastry, wymieszajmy w misce z olejem i przyprawami  (zioła ulubione mogą być, np. rozmaryn, tymianek) sól i  pieprz do tego  i trochę balsamicznego octu... A potem do piekarnika. Kiedy upojny zapach przywiedzie nas do kuchni, wyjmijmy blachę z warzywami, potrząśnijmy nimi nieco i pozwólmy się im jeszcze dopiec. Trudno o lepsze i prostsze  smaki, zapewniam. Można do tego przygotować dip z majonezu, jogurtu i czosnku albo i nie. Bez niczego takie warzywa też są pyszne. Nadają się oczywiście jako dodatek do mięs. Pięknie wyglądają na stole, podane w naczyniu, w którym się piekły.

Składniki:
  • ćwiartki ziemniaków
  • ćwiartki cebul
  • ząbki czosnku
  • kawałki albo plastry cukinii
  • ćwiartki papryki
  • kawałki dyni albo bakłażana (nasolonego wcześniej)
  • sól, pieprz, olej, rozmaryn, ocet balsamiczny

2009-11-08

Kłopoty z barszczem. Ukraiński


Tak, z barszczem ukraińskim nie ma żartów, wystarczyć poczytać przepisy i komentarze w internecie, by okazało się, że to, co gotujemy od lat, na miano barszczu ukraińskiego nie zasługuje;). Nie podejmuję się w tym miejscu rozstrzygać, kto ma rację, bo przecież barszcz to zupa międzynarodowa -  i polska, i rosyjska i - może przede wszystkim - ukraińska. Podobno barszcz z fasolą to już barszcz wołyński, a ukraiński musi być gotowany na wołowinie, z kapustą i duszonymi osobno warzywami, pokrojonymi w zapałkę.

W mojej rodzinie z Lubelszczyzny gotowało się taki barszcz na wieprzowinie, z dużą ilością startych buraków i z włoszczyzną, a doprawiało solą, pieprzem, pomidorami, śmietaną, czosnkiem i majerankiem. A otóż nie! Nie tak - żadnego majeranku, żadnej wieprzowiny, żadnej śmietany wlewanej wprost do garnka. Barszcz ma być rubinowy w kolorze, słodko-kwaśny od dużej ilości pomidorów. Warzywa (buraki, marchew, pietruszka i cebula) mają być pokrojone w zapałkę i niezbyt długo duszone na maśle. A poszatkowana kapusta  i ziemniaki gotowane są w rosole wołowym. Taki barszcz ugotowała nam kiedyś Iwanka, a ona spod Lwowa... Taki barszcz, mocno czerwony, z dużym kleksem gęstej śmietany, zapamiętał mój Ojciec, kiedy po raz pierwszy wyjechał na Ukrainę. Wspominał go z rozrzewnieniem... Najbardziej zdziwiło mnie, że buraków w tym barszczu jest niezbyt dużo, za to wszystkie warzywa są chrupiące i apetyczne.

 Pomyślałam, że podam tu dwie wersje barszczu ukraińskiego - moją, zapożyczoną jak zwykle od Neli Rubinstein i tę ukraińską, bo ciekawa i daje pyszny rezultat. A w ogóle można ten wątek barszczu poprowadzić dalej - w mojej wiejskiej rodzinie i u różnych znajomych gotowało się różne  barszcze: biały (na wędzonce i na schabie), z kapusty kiszonej ze śmietaną - taki zabielany kapuśniak, koniecznie zwany barszczem (jak myśmy go uwielbiali!), i czerwone: - zabielany z burakami -  podawany z ziemniakami okraszonymi przysmażoną cebulą, ukraiński, czerwony czysty z pasztecikiem , z pierogami, uszkami, z fasolą. Najpyszniejszy na świecie wielkanocny barszcz kiszony, z na wywarze od szynki, z dodatkiem wędlin, tartego chrzanu i jajem na twardo poznałam później, gdzieś u kogoś... O kurczę! Może pora na dzisiejszy przepis, świetny na listopadową słotę.

Składniki:
  • bulion wołowy ugotowany na szpondrze, rostbefie, z włoszczyzną, liściem laurowym, pieprzem, solą i zielem angielskim
  • 1/2 kg młodej fasoli Jaś - nie gotuje się długo, tyle, ile czasu zajmie nam przygotowanie zupy (starszą fasolę trzeba namoczyć na noc)
  • mała puszka przecieru pomidorowego
  • marchew
  • pietruszka
  • cebula
  • 3 ząbki czosnku
  • 4-5 ziemniaków
  • 25 dkg kapusty białej (to, co zostało na przykład od gołąbków, może być sparzona)
  • 1/2 kg buraków
  • sól, pieprz, ocet do smaku
Najpierw gotowałam sobie w jednym garnku rosół wołowy, a w drugim fasolę. Gdzieś tak po godzinie przystąpiłam do dalszych działań, czyli do obierania, krojenia i gotowania warzyw. Poszatkowaną kapustę i pokrojone w kostkę ziemniaki wrzuciłam do rosołu, a pozostałe pokrojone warzywa - na patelnie. Na jednej patelni podsmażyłam na maśle pokrojone w zapałkę buraczki, podlałam je bulionem i dusiłam pod przykryciem około 20 minut. Na drugiej patelni podsmażyłam cebulę, pokrojone w zapałkę marchew i pietruszkę i dusiłam, aż zmiękły nieco (kilka minut). Dodałam wtedy przecier pomidorowy i dusiłam dalej. Po około 10 minutach warzywa były miękkie i mogłam dodać je do zupy, w której zdążyły już ugotować się kapusta i ziemniaki. Kiedy fasola ugotowała się na miękko, dodałam ją do barszczu. Potem posiekałam czosnek, roztarłam go z solą i wrzuciłam do zupy. Następnie zaczęło się próbowanie i ostateczne doprawianie - łyżka octu, jeszcze trochę soli, czarny pieprz...
W miseczce ułożyłam mięso, zalałam je  barszczem i zupę ozdobiłam kleksem kwaśnej śmietany. Była pyszna!
W mojej wersji gotuję wszystko, poza burakami i fasolą, w jednym garnku, a buraki ugotowane albo upieczone w całości ścieram na tarce pod koniec gotowania. Dodaję też śmietanę i majeranek. 

A ponieważ ja w kuchni zachowuję się czasami heroicznie, zdradzę Wam, że połowę wywaru odlałam i mam pyszny rosół albo bulion do zamrożenia, mięso z niego zużyję do naleśnikowego farszu albo na pasztet, warzywa pokroiłam na jarzynową sałatkę, a fasoli ugotowałam kilogram i z większej części zrobiłam fasolkę po bretońsku. Co za gospodarna żona! Zasłużyła na medal. Będziemy to jeść przez tydzień...


 Nie mogłam nie zareagować! Ostatnio na blogach nie tylko kulinarnych pojawiła się informacja o dramatycznej wprost sytuacji kotów w opuszczonej przez ludzi Stoczni Gdańskiej. Pomóżmy! Mój kot to wypasiony, ważący 8,5 kilo kastrat, przytulany i całowany codziennie. Właśnie uroczo chrapie w objęciach Męża. Inne koty żyją w warunkach koszmarnych i nie można pozostać obojętnym. Są ludzie którzy już się nimi zajmują, ale pieniędzy i wolontariuszy potrzeba nadal, więc kliknijcie ten link i zobaczcie sami, jak można jeszcze pomóc. Pozdrawiam cieplutko:)