LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

2010-07-12

Lekka jak mgła. Pavlova


Kto nie zna Pavlovej? Kiedy pierwszy raz ją jadłam, myślałam, że takiego deseru nie da się upiec w domu. Bo to nie jest zwykła beza. To beza chrupiąca z zewnątrz i miękka, wilgotna, ciągnąca w środku, zachowująca konsystencję pianki. Cudo! Nie każdy ją lubi, ale my tak! Przynieśli ją do nas znajomi, a W. tłumaczył, że to słynny australijski deser, który dostał od szefa  właśnie otwieranej  sieci  cukierni z australijskimi i amerykańskimi ciastami.To było dawno temu. Dziś sieć istnieje pod inną nazwą, a Pavlova jest chyba... najgorszym z jej smacznych deserów. Lepiej ją przygotować samemu.
Tym bardziej, że Pavlovą łatwiej przygotować niż tort bezowy, bo ta beza nie wymaga kilku godzin suszenia i podaje się ją od razu, choć następnego dnia też jest pyszna - mocno schłodzona w lodówce. Lekka jak mgła albo taniec primabaleriny.  Pawłowa -  po prostu!
 
 Składniki:
  • 6 białek (najlepsze będą w temperaturze pokojowej)
  • 300 g drobnego cukru
  • 1 łyżka  mąki   ziemniaczanej
  • 1 łyżeczka octu winnego
  • szczypta soli 
  •  1/2 litra bardzo dobrze schłodzonej śmietany kremówki (co najmniej kilka godzin!)
  • 2-3 łyżki cukru pudru z wanilią do smaku
  • odrobina soku z cytryny (ja wolę taką śmietanę, nie jest mdła)
  • 500 - 700 dkg  truskawek albo innych miękkich owoców sezonowych
    Piekarnik nagrzewam do 150 stopni. W tym czasie przygotowuję bezę - białka z solą ubijam mikserem niemal na sztywno i powoli, nie przerywając ubijania,  dodaję cukier oraz  ocet. Ubijam jeszcze kilka minut - piana powinna być błyszcząca i sztywna. Pod koniec ubijania dodaję mąkę  i mieszam ją z pianą. Bezę wykładam na dużą blachę wyłożoną papierem pergaminowym i łyżką formuję koło (wielkie, beza będzie  i tak wysoka), podnosząc brzegi  i formując nierówności. Można, oczywiście, wyrównać powierzchnię piany  łyżką, wtedy spód będzie równy i jednakowo się upiecze. Piekę 90 minut w temperaturze 150 stopni, potem studzę jeszcze w uchylonym piekarniku (15 - 30 minut). Spód Pavlovej ma być wysuszony i chrupiący, by się nie rozpadł i dał oddzielić od pergaminu. Może się zdarzyć, że beza będzie wymagała dłuższego pieczenia - wszystko zależy od grubości blatu.
    Ubijam śmietanę z cukrem i sokiem cytrynowym. Gotową bezę przenoszę na paterę, wykładam na  wierzch  ubitą śmietanę i dekoruję tort (?) połówkami truskawek. Albo malin. Jagody też są dobre! Pięknie wyglądają  z listkami mięty. Podaję od razu. Ale schłodzona jakby lepsza...

    Pozdrawiam Was serdecznie i życzę smacznego!
     

    2010-07-09

    Dlaczego Ryga?

     - Najpierw  Wilno czy Ryga?  -  Ryga! - decydujemy w Augustowie i jedziemy na Łotwę. Bez rezerwacji, za  to z  przewodnikami o mieście i netbookiem, by łatwiej było odszukać adresy hoteli. Postanowiliśmy  tam spędzić dwa dni. I spędziliśmy. Warto było!

    Ryga pociągała  mnie od dawna, wiadomo - hanzeatyckie miasto i w ogóle  - Inflanty, które Rzeczpospolita straciła w  XVII wieku na rzecz Szwedów... Nie podejrzewałam jednak, że to tak piękne, bogate i tętniące życiem miasto, w którym turyści nie mają przewagi ( liczebnej i finansowej ) nad miejscowymi, więc nie odnosimy  tego nieprzyjemnego  wrażenia, że przebywamy w skansenie,  a  poubierani w ludowe stroje  kelnerzy  obsługują hordy turystów, przekrzykując   brzmienie  muzyki rozlegającej się zewsząd. Tak - Ryga to nie Tallin, na szczęście! Dlatego o Tallinie nie będę pisać. Nie napiszę też o Wilnie, bo tam naprawdę nikt nie woła... Dla mnie Wilno na zawsze już chyba pozostanie miastem wyobrażonym, obecnym w przestrzeni literackiej, a nie realnej.

    Za to Ryga, ze względu na historię nieco kosmopolityczna, pachnie  bryzą, choć leży nad rzeką  Dźwiną (Daugava), a do morza od centrum jest kilka kilometrów. Miasto zachwyciło nas Starówką, secesyjną  zabudową  i bulwarami. Odpoczywaliśmy w cieniu drzew, podglądając życie ryżan (tak to brzmi!) i snując refleksje  nad historią, językiem łotewskim,  przestrzenią miejską. Zresztą -  miasto, które swojemu burmistrzowi postawiło taki pomnik (stoi  na nim wraz z żoną  i ukochanym psem)- musi być miejscem, w którym dobrze się żyje:
    Osobnym tematem jest słynna ( podręcznikowa, jak piszą)  secesja, skupiona zwłaszcza przy ulicy Alberta czy - jak ta na zdjęciu - przy ulicy Elżbiety.  A to wszystko dzieło jednego człowieka, Michaiła  Eisensteina, który nie był nawet architektem. Czyste szaleństwo, absolutna estetyka nadmiaru:
    No i Ryga to cudowne zaułki ulic Szewskiej czy Rzeźniczej:
    A przed kościołem św. Piotra stoi rzeźba Muzykanci z Bremy, przedstawiająca postacie zwierząt-muzykantów z bajki braci Grimm. Pamiętacie jeszcze? - Zwierzęta ustawiły się w piramidę i - rycząc, szczekając, miałcząc oraz piejąc - wystraszyły  i przepędziły zbójców z ich pełnego bogactw domu. (fot. 1.)
    I jeszcze słynna Kocia Kamienica  z dwiema wieżami, na których prężą się (?) koty. Zobaczcie sami:
    Dlaczego więc Ryga? - Dlatego!  I również dlatego, że w mieście łatwo   o tanie noclegi  typu bad&breakfast (sprawdziliśmy, naprawdę tanio, schludnie i wygodnie), łatwo się porozumieć, bo wszyscy mówią po rosyjsku (prawie połowa mieszkańców to Rosjanie) albo po angielsku, a  jedzenie nie jest drogie. Ryga ma sieć samoobsługowych restauracji - Lido. Jeśli będziecie w Rydze, wybierzcie się koniecznie do którejś z nich. My odwiedzaliśmy tę na Starówce, choć najsłynniejszy, podobno, jest Młyn.  

    Lido bardzo nam się podobało - kuchnia łotewska w pełnym wyborze! Dania łotewskie są ciężkie i bardzo swojskie w smaku - czuć wpływy słowiańskie, niemieckie, skandynawskie.  Zaczynamy  więc od zimnego bufetu, który oferuje przepyszną sałatkę ziemniaczaną, zwykłą zieloną sałatę ze śmietaną, ogórki, oliwki,  ryby marynowane i wędzone i inne smakołyki. Potem na stoisku z daniami gorącymi wybieramy  mięsa  w gęstych śmietanowo-grzybowych sosach albo  kotlety, szaszłyki czy  ryby. Z zup kusi pyszna soljanka lub  chłodnik, zwany u nas litewskim.   Wielu gości zamawia  wszystkiego po trochu, by popróbować lokalnych smaków.  Do tego pieczone  ziemniaki, makarony, dodatki. I - śmietana. Jaka pyszna, jaka tłusta! Można sobie samemu nałożyć miseczkę gęstej śmietany z wielkiej misy stojącej na ladzie.  Nic dziwnego -  Łotysze i Litwini jedzą znacznie więcej śmietany niż my. Dla chętnych są   jeszcze desery, napoje  (kompot, kefir!) i płacimy w kasie. Niewiele,  zważywszy  na ilość.  My kupujemy  sobie piwo pszeniczne warzone na miejscu  i oddajemy się degustacji. 

    Najbardziej zdziwił mnie świeży smak potraw, które przecież czekają na klientów na barowych podgrzewaczach. I ten  smak sałaty z rzodkiewką... Taki swój, pyszny. Uczciwie napiszę, że drugiego dnia potrawy smakowały mi już nieco mniej, choć  nadal były dobre i świeże. No i - nie jest to lekka  ani wykwintna kuchnia, o nie. Trzeba być głodnym,  zdrowym i lubić takie smaki. Albo wracać z wyprawy - jak to napisał mistrz Mickiewicz, zachwalając litewskie potrawy. My, na szczęście, właśnie z wyprawy wróciliśmy,  jedliśmy więc  ze smakiem, nie dbając  o wątrobę :) Zresztą - na niestrawność pomaga Rigas melanis balzamas - słynny czarny balsam, czyli   nalewka na kilkudziesięciu  ziołach, którą warto kupić na prezent albo do domowej apteczki. Leczy wszystko. Tak głosi legenda :)

    Jeśli jednak chcecie naprawdę poczuć klimat  miasta - udajcie się na bazar. My tak zrobiliśmy. Ryga jest bardzo europejska, hanzeatycka w końcu, ale bazar ma charakter... rosyjski.  Język też  króluje rosyjski.  W wielkiej hali wzrok przyciągają zwłaszcza stoiska z nabiałem - królują  różne rodzaje śmietany i twarogu, masło w blokach, sery z kminkiem i ziołami, wędliny. Warto zrobić tam zakupy.

    Zatem: Dlatego Ryga. Dlatego Łotwa. Musimy tam wrócić - to miasto, te lasy, te plaże, ten Bałtyk...

    Acha - i nie pytajcie mnie o popularne w krajach nadbałtyckich rosyjskie pielmieni, bo ja ich naprawdę nie lubię. A te zamówione w rosyjskiej knajpie  (raczej jadłodajni dla masowego turysty) smakowały okropnie. Tak twierdzi rodzina. 

    Nie pytajcie też  o najważniejsze zabytki Rygi - bo te pokaże Wam internet. 

    Pozdrawiam serdecznie :)