2009-04-26

Wiosenne menu


Wiosną, kiedy spacery i wycieczki w głowie, jadamy lekko; wiadomo, najlepiej bez zbędnych kalorii, bez soli, czyli: na parze. Można jeść same warzywa, można z przygotowanym na patelni grillowej mięsem z kurczaka. Pewnie lepiej bez. W wersji ortodoksyjnej nie polewamy warzyw żadnym sosem, tylko skrapiamy oliwą i sokiem cytrynowym. I też jest dobrze. Jeśli chcemy zaszaleć - polewamy wszystko ulubionym vinegretem albo sosem jogurtowo-czosnkowym, co bardzo dobrze zrobi nijakiemu mięsu, bo ono - mimo iż zamarynowane w occie balsamicznym, pieprzu, oliwie i czosnku - i tak smakuje jak wióry (sucha pierś kurczaka lub cokolwiek innego nie cieszy się moim wielkim uznaniem). Ale przecież nie o to, by zaspokoić apetyt mięsożercy chodzi, lecz o efekt lekkości! Od stołu wstajemy zadowoleni, bo jest nam lekko w żołądku i lekko na duszy. Polecam :)

Potem możemy podziwiać kwitnące na Polu Mokotowskim drzewa. Tak.

11 komentarzy:

  1. Jak zwykle po lekturze Twych postów zgłodniałam!
    Pięknie wyglądają te warzywka.
    Pozdrawiam wiosennie!

    OdpowiedzUsuń
  2. To rzeczywiście lekkie menu :) Ale warzywa na parze kojarzą mi się niezmiennie z pewną knajpką na Nowym Świecie, gdzie takie właśnie dietetyczne danko zostało polane taką ilością oliwy, że dosłownie w niej pływało :) Przestało być już takie dietetyczne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O tak Anno, tez lubie takie lekkie warzywne dania gotowane na parze; wiosna i latem sa to najczestsze nasze posilki :)
    Niech zyje wiosna ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Te warzywa... Zawsze i wszędzie!

    PS pozwalam sobie dodać Twą stronę do linków, zawsze o tym informuję osobę zlinkowaną, bo uważam, ze tak nalezy robić :)

    OdpowiedzUsuń
  5. czasc Aniu,
    no wreszcie ktos napisal o wiorach - a niemarynowane wiory to juz szczyt, nie?
    U mnie amaretti nie upieczone, ale dzis juz nie popuszcze :-) choc czytajac u Ciebie o tych warzywach to czuje, ze powinnam sie za slodycze nie zbiarac...

    OdpowiedzUsuń
  6. Magodo, Tili, Beo - to takie wprawki przed szparagowym sezonem :)

    Aniu - cieszę się! Ja sobie Ciebie też dodam, jeśli pozwolisz.

    Buruuberii - te wióry zniechęcają do sięgania po duże porcje - i to ich jedyna zaleta ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. O tak, tak, tak! Para i zwłaszcza młode warzywa bardzo się lubią, a ja lubię je. :) A na fasolkę to już tak czekam i nogami przebieram... :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Małgosiu - fasolka, szparagi, groszek... poezja.

    OdpowiedzUsuń
  9. Anno, pisałam to już u siebie, ale nie wiem, czy przeczytasz, więc wolę tu się powtórzyć :)Zaintrygowałaś mnie Sebaldem - kiedyś przemknął mi przed oczami, ale nie zatrzymałam się nad nim. PO Twoich rekomendacjach na pewno przeczytam coś tego autora, zwł., że recenzje w internecie, jakie niedawno przejrzałam, są nader apetyczne :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Takie menu to jest cos co Polki lubia najbardziej :)))) Zwlaszcza ze jak taka ladna pogoda na zewnatrz to i jesc sie nie chce prawda? Ja osatatnio najadam sie jajkiem :)) Ale warzywa na parze to poezja!

    OdpowiedzUsuń
  11. Aniu - Sebald to temat na wielkie analizy,ostatnio poświęciliśmy mu wieczór literacki ze znajomymi wielbicielami jego prozy. Piekielnie trudna, żmudna i jednocześnie niezwykle mocna w czytaniu. Może coś o tym napiszę, ale to już chyba nie na kulinarnym blogu :)

    Polko - ja ostatnio jadłabym tylko warzywa i jajka z rukolą. Obsesja. No i chleb, od którego tyję w oczach ;)

    OdpowiedzUsuń