2011-08-24

Z tęsknoty za Tel Awiwem. Hummus

 Zatęskniłam za Tel Awiwem tak bardzo, że na fali wspomnień przygotowałam hummus, falafle/falafele? i upiekłam pity. Nie pomogło. Musiałam jeszcze posłuchać muzyki i obejrzeć zdjęcia. Najbardziej mi brak ciągnących się kilometrami plaż Tel Awiwu:

 Plaż, które zimą były dość puste, bo woda o temperaturze 21 stopni okazuje się dla Izraelczyków za zimna... Brak mi też  architektury miasta (Bauhaus!), jego knajpek i ludzi. A ludzi można spotkać tam naprawdę różnych. Żadne slogany nie oddadzą tego  klimatu różnorodności, rozmów po polsku, rosyjsku, angielsku. I gardłowej  hebrajszczyzny wspieranej silną gestykulacją. Tu   możecie przeczytać więcej o samym mieście.
Kiedy zaczęła się izraelska zima, morze wyglądało tak:

Spotkanie z miastem zaczęłam zaczęłam jednak w pogodny dzień od spaceru nad morzem, potem był hummus w Jaffie. Starożytna Jaffa jest już dziś niemal  częścią młodego Tel Awiwu i  to do niej chodzi się lub jeździ na hummus czy  falafel do arabskich knajpek. Odnowiona najstarsza część Jaffy pełna jest takich zakamarków:

 Na hummus jeździ się jednak do tej  zaniedbanej, ale za to bardziej autentycznej części miasta. Chciałam zrobić zdjęcie knajpki, w której jadłyśmy pyszny hummus, ale Liora powiedziała: " zostaw, jeszcze niejedno takie miejsce przed Tobą..." Wiedziała, o czym mówi, ale hummus podany z duszonymi pieczarkami w oliwie pozostanie w mojej pamięci. Pyszny był - zimna pasta i ciepłe pieczarki w oliwie to zaskakująco dobre połączenie!
Potem jadałyśmy hummus codziennie, a może nawet i dwa razy dziennie - począwszy od śniadania (bo hummus podaje się w Izraelu na śniadanie, więc był i na naszym szwedzkim stole w hotelu), po kolację w oazie na pustyni. Nic dziwnego, że po tygodniu miałam dość! Liora mówiła: "dajcie spokój - to przecież fast food". Miała nadzieję, że damy się wyciągnąć na sushi albo do jakiejś włoskiej czy francuskiej restauracji. Wybierałyśmy kuchnię wschodnią i śródziemnomorską. Sushi mamy w Warszawie...

Basia pisała, że ciecierzycę na  hummus należy moczyć w wodzie z dodatkiem sody, sodę dodaje się też do gotowania, by przyspieszyć sam proces gotowania i zmiękczyć ziarna cieciorki. Zaopatrzyłam się w arabskim sklepiku w produkty i ugotowałam. Oto mój hummus:

Składniki:
  • 1 szklanka suchej ciecierzycy
  • 2 łyżki sody
  • 1/2 szklanki pasty tahini
  • sok z 1 cytryny
  • 1-2 ząbki czosnku
  • 1/2 łyżeczki kuminu
  • sól
  • oliwa

 Cieciorkę wypłukałam kilkakrotnie i namoczyłam -  jak fasolę -  w misce z dużą ilością wody i 1 łyżką sody. Po 12 godzinach nadawała się już do gotowania. Wypłukałam ją ponownie, dodałam kolejną łyżkę sody  i gotowałam ciecierzycę do miękkości  - około 1,5 godziny. Po ugotowaniu odcedziłam, ale zachowałam wodę i zmiksowałam na puree, dodając trochę płynu (myślę, że  łatwiej byłoby użyć elektrycznej maszynki do mielenia...) Dodałam pastę tahini (Izraelczycy mówią: thina), sok z cytryny, rozgnieciony czosnek, znów trochę płynu od gotowania i przyprawy - i miksowałam aż  do uzyskania gładkiej i aksamitnej masy. Małka Kafka z restauracji Tel-Aviv twierdzi, że są dwie szkoły przygotowywania hummusu - na  mniej lub  bardzie aksamitną pastę. Ja wolę tę drugą... Podałam hummus z pyszną oliwą z pierwszego tłoczenia i z papryką, którą kupiłam na bazarze Karmel w dzielnicy jemeńskiej Tel Awiwu.  Trudno zapomnieć te widoki:


Hummus jedliśmy z domową pittą, bo tych gotowych naprawdę szczerze nie lubię. A pitty piekłam z tego podstawowego przepisu. Polecam!

Składniki:
  • 3 szklanki mąki
  • 1 szklanka wody
  • 1,5 g drożdży
  • 1 łyżeczka soli
  • 1/2 łyżeczki cukru
  • 2 łyżki oliwy
Mąkę przesiałam z solą. Drożdże rozpuściłam w wodzie, wymieszałam z cukrem, odrobiną mąki i odstawiłam na 15 minut. Do wyrośniętego zaczynu dodałam mąkę, wodę i oliwę i wyrabiałam ciasto w mikserze przez 5 minut albo trochę dłużej. Powinno być miękkie i elastyczne. Następnie  oprószyłam je mąką, przykryłam folią i odstawiłam  do wyrośnięcia w ciepłym miejscu do podwojenia objętości (około 1 godziny). Po wyrośnięciu  wyłożyłam  ciasto na stolnicę, ponownie krótko wyrobiłam, by pozbyć się nadmiaru powietrza i  podzieliłam na 8 równych części.  Każdą kulkę ciasta rozwałkowałam na okrągłe placki o średnicy ok. 15 cm i grubości ok. 5 -8  mm. Ułożyłam na posypanej mąką stolnicy,  przykryłam i pozostawiłam do wyrośnięcia na 20 minut. W międzyczasie nagrzałam piekarnik razem z blaszką do 230 st. C. Ułożyłam wyrośnięte chlebki na blasze i piekłam, aż napuchły - trwało to około 8 minut. Pity nie muszą się zarumienić, ale są ładniejsze i mnie takie bardziej smakują. Było pysznie, lecz tęsknota nie minęła...


Jeśli chcecie poczytać, co pisze prof. Hartman o Izraelu (warto!), zajrzyjcie tu:


26 komentarzy:

  1. A ja najlepszy hummus i falafele jadłam w Jerozolimie.I tęsknię za tymi smakami i klimatem...
    Twoje bliskowschodnie pyszności to panaceum na tę nostalgię.
    Smacznych wspomnień.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe smaki:) Notuję na liście do spróbowania, bo nie znam. Często za to tęsknię do smaków Indii. Kiedyś nawet zrobiłam prawie idealnego kurczaka tanduri. Prawie, bo pieca do tanduri nie mam;)Te, które próbowałam w różnych restauracjach mało mają wspólnego ze smakiem, który pamiętam. Pozdrawiam i myślę,że bardziej przychylnym okiem spojrzę teraz w sklepie na cieciorkę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pysznie :) Taki hummus na śniadanko, z takimi widokami - nie dziwię się, że zatęskniłaś...
    ***
    http://odkuchnii.blox.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Amber - mnie Jerozolima przywitała burzą piaskową. Schroniliśmy się do pierwszego lepszego baru na kawę i gorące kanapki ;)

    Kaprysiu - Izraelczycy są mistrzami w przyrządzaniu wegańskich past i sosów. Hummus to niemal podstawa diety ;)

    Bogusiu - dziękuję za odwiedziny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tęsknota zaowocowała samymi pysznościami:)
    Piękne wspomnienia i zdjęcia!
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie byłam tam... szkoda, ale hummus i pity to mogę sobie zrobić:))

    OdpowiedzUsuń
  7. Kasiu - dziękuję, nie mam dość, więc wkrótce inne popularne w Izraelu dania...

    Kass - zrób, a nie pożałujesz ;) Danie świetne na imprezy dla nastolatków, a jaka wydajna ta cieciorka, Jezu!

    OdpowiedzUsuń
  8. nigdy tam nie byłam.
    ale czytając Twoje słowa i oglądając zdjęcia... zupełnie sie nie dziwię, że tęsknisz.

    cudowny hummus.
    już od długiego czasu się na niego czaję,
    ale boję się, że tylko ja go będę jadła xd

    OdpowiedzUsuń
  9. Karmel-itko - z hummusem jest tak, że można go lubić bardziej albo mniej, ale na ogół wszyscy go próbują ;) Warto podać hummus i jeszcze jakieś inne pasty albo sosy do pity i będzie bezpiecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyznaje sie od razu, ze hummusu jeszcze nigdy sama nie robilam, taki dobry udaje mi sie kupic u Turka ;))

    OdpowiedzUsuń
  11. miss-coco - hummus od Turka dobry, ale domowy jakby lepszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Och wcale się nie dziwię, że tęsknisz :) Hummus pysznie się prezentuje:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja na pewno też bym tęskniła. Świetne zdjęcia!
    A hummusu nigdy nie jadłam.
    Pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie byłam w tel awiwie, ale po Twoich zdjęciach nie tyle tęsknię, co chcę! Bardzo bym chciała tam być! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. jakie zdjecia:)))) Gały mi wychodzą z zachwytu :)
    Aniu , ja się piszę na ta zamianę , talerz humusu dla mnie słoik dżemu dla ciebie
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  16. Atino, Majano, Kuchareczko - dziękuję :)

    Margot - chętnie!

    OdpowiedzUsuń
  17. An-no, jakie piękne pity! I ten hummus, też wolę taki bardziej kremowy. Dawno nie robiłam, będzie trzeba nadrobić, a póki co mam baklavę :)

    A targ - no co tu dużo mówić, te oliwki aż pachną i napewno smakują pysznie owocowo a nie kwasem i solą.. Zastanawiają mnie natomiast proporcje między granatami i arbuzami (?) - czy arbuzy są mini czy granaty tak wielkie?

    Serdeczności :)))

    OdpowiedzUsuń
  18. Moniko - granaty były rzeczywiście wielkie, w Polsce takich nie widziałam. A arbuzy - z tych mniejszych - to jakaś inna odmiana :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Piękny podany, talerz też z "tej bajki" :), i ciekawie poczytać o wspomnieniach stamtąd (ten kawałek świata jeszcze przede mną). O sodzie z ciecierzycą czytałam, nawet raz dodałam do gotowania, ale przeraziło mnie pienienie się w trakcie... I potem miałam wrażenie, że czuję sodę w smaku. Ugotowało się jednak błyskawicznie, chyba krócej niż godzinę.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ptasiu - ja tej sody dałam chyba dziwnie mało, bo nic się nie pieniło... Ale rozumiem Twoje obawy - też nie lubię takich dodatków.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Przepiękne zdjęcia. Z przyjemnością je oglądałam i czytałam Twoją kulinarną opowieść. Hummus zawsze robię z namoczonej ciecierzycy, nie smakuje mi ta z puszki. Piękne pity upiekłaś. Wogóle przecudny post. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. lo - dziękuję :) Ja też nie przepadam za cieciorką z puszki, więc kupiłam dużo suchej,trochę jej namoczyłam, a że wydajna - to zdołałam nawet zamrozić miseczkę hummusu :) Po rozmrożeniu - całkiem jadalny!

    OdpowiedzUsuń
  23. Tak się zastanawiam, który Bauhaus widziałaś? Pamiętasz jak wyglądał napis i kolory? No męczy mnie okrutnie ;>

    OdpowiedzUsuń
  24. Ooo, jaki wzorcowy hummus - Ty dzisiaj buzisz Ania wspomninia :)
    PS. Jas o Izraelu, dzieki za linka, w zyciu bym nie znalazla, bylismy razem w Jordani, "ciekawe przezycie" :-)

    OdpowiedzUsuń
  25. Buru - to Ty znasz Hartmana?! ?Ciekawy ten tekst, tylko cholernie źle się czyta tak długie akapity;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Znam Aniu, ale przez ten jego tekst nei moge sie przedrzec, m.in z powodu opisanego przez Ciebie :)
    PS. Yalla mbye chyba slyszalam czesciej niz yalla balagan :D

    OdpowiedzUsuń