LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

2010-12-25

Skoro nie są białe...

Skoro nie mogą być białe - to niech będą przynajmniej dobre! Dużo dobroci Wam życzę w  te Święta. Dla innych i od innych. A ciepło dobroć wygrzewa, jak pisał poeta.  Zatem: dużo ciepła!
I światła:
 
I powodzenia tyle, ile pestek w owocach granatów. W tych prawdziwych, wielkich i słodkich:

2010-12-16

Tak było. Izrael

Tak jak sobota jest blisko niedzieli* - tak Chanuka  koło Bożego Narodzenia... Na wszystkich blogach  widać  pierniczki i przedświąteczną krzątaninę, a ja  w tym czasie jadłam chanukowe pączki i placki (latkes) albo zwiedzałam Jaffę:
Pływałam w Morzu Śródziemnym ( Tel - Awiw ma piękne plaże i ciepłe morze):
 Zwiedzałam kibuce niedaleko Morza Martwego:
Wędrowałam po pustyni Negew:
I po wielu jeszcze innych miejscach.  W Betlejem - nie byłam, choć to właśnie najwłaściwszy czas.
 Za to jadłam hummus, thinę i granaty...Wrażeń zaś zebrało się tyle, że jeszcze zmęczenie góruje nad zadowoleniem i trudno mi wrócić do rzeczywistości.
Póki co -  pozdrawiam przedświątecznie :)

* Jak mawiają bohaterowie powieści Głosy w ciemności Stryjkowskiego...

2010-12-05

Taka zima nie jest zła. Krem z ziemniaków z wędzonym łososiem

Zupa prosta i pyszna mi się przypomniała i to w okolicznościach niespodziewanych. Musiałam bowiem udać się do pewnej galerii handlowej, by kupić jakiś niewymuszony prezent mikołajkowy pewnej młodej osobie (nie znoszę tego, bo ja mam dobre intencje, tracę czas,  a obdarowany nigdy się nie cieszy, bo i tak źle trafiłam). Zmęczona i wyczerpana odpoczęłam od tłumu w zacisznej kawiarni sklepu Almi Decor i zamówiłam zupę z soczewicy z łososiem. Dziwne, ale bardzo smaczne połączenie. Przypominało - jako żywo - popularny krem ziemniaczany z tymże łososiem, co natchnęło mnie do przygotowania go w domu. Polecam - warzywa jakieś zwykle są w lodówce, a łosoś powinien być tam zawsze na wszelki wypadek, bo przyda się wtedy, kiedy  zgłodniejemy, a w domu ma  obiadu.

Składniki:
  • kilka ziemniaków
  • 1- 2 marchewki (można pominąć, ale dodadzą smaku i koloru)
  • 1 duża cebula
  • por
  • kawałek selera
  • liść laurowy
  • pieprz, sól
  • gęsta śmietana
  • plaster wędzonego łososia
  • koperek, szczypiorek
  • woda albo ulubiony bulion
Warzywa należy pokroić i ugotować z liściem laurowym w niewielkiej ilości wody  lub bulionu (lepiej potem dolać trochę płynu niż odparowywać jego  nadmiar). Usunąć liść, zmiksować, doprawić solą i pieprzem, uzupełnić wrzątkiem albo bulionem do właściwej gęstości, jeśli to konieczne, wlać krem do miseczek,  ułożyć na wierzchu - ostrożnie -  kawałki łososia, ozdobić kleksem śmietany i koperkiem. Można  zupę obficie posypać szczypiorkiem  dla zaostrzenia smaku. Naprawdę dobry ten łososiowy krem! Jemy z przyjemnością i delektujemy się zimowym krajobrazem...

Za oknem osiedlowa namiastka lasu i jedyny w swoim rodzaju kontakt z naturą, jaki daje zoom naszego aparatu - zdjęcie z serii "ulubionych",   autorstwa  mego Męża ;)
Za to kot sobie  śpi  na poduchach  i wygląda jak  mistrz drzemki:

albo  grzeje się pod kocem i wygląda jak... koci anioł:
A my niecierpliwie czekamy na nową książkę, która wreszcie się ukazała:
Serdecznie Was pozdrawiam! Taka zima nie jest zła :)

2010-11-28

Adwentowy barszczyk

Sypnęło śniegiem. Pierwsza niedziela adwentu i czas zapalić świeczkę w adwentowym wieńcu. Czas pieczenia ciasteczek i picia czarnej, aromatyzowanej jabłkiem i skórką z pomarańczy, herbaty. Nie miałam ochoty na nic słodkiego, choć wiem, że pieczenie poprawia nastrój, wyzwala pozytywną energię  itd. Wybrałam herbatę z żurawiną (w adwencie pijam czasami herbatę aromatyzowaną) i kieliszek  ulubionej żurawinowej  nalewki od mojej Siostry.
 
Na obiad był za to - między innymi - czerwony barszczyk. Prosty, szybki, klarowny i postny. Intensywny w smaku od dużej ilości buraków i słodko-kwaśny. Może i Wam posmakuje?

Składniki:
  • 1 kg buraków pokrojonych w bardzo cienkie plasterki 
  • ok. 2 l wody
  • 3 ziarenka ziela angielskiego
  • 1 suszony prawdziwek
  • cebula
  • 1- 2 ząbki czosnku
  • 2 liście laurowe
  • kilka ziarenek czarnego pieprzu
  • 1 - 2 łyżki octu
  • łyżka cukru
  • sól
  • świeżo zmielony pieprz
  • 2 łyżki oleju

Wodę zagotować z grzybkiem i przyprawami oraz połową cebuli. Dodać cienko pokrojone buraki, ocet (wtedy buraki nie stracą koloru!)* i  powoli doprowadzić do wrzenia. Gotować  jeszcze chwileczkę, a następnie odcedzić barszcz, a pozostałe buraki zalać raz jeszcze niewielką ilością wody i ponownie zagotować. Następnie znowu  odcedzić wywar buraczany  i dolać do garnka. Doprawić barszcz solą,  zmiażdżonym ząbkiem czosnku, cukrem i świeżo zmielonym pieprzem oraz octem, gdyby okazało się go za mało. Połowę cebuli zeszklić na oleju i dodać  razem z tłuszczem do barszczu, ale nie jest to konieczne, bo barszcz nawet bez tłuszczu jest bardzo smaczny.
Gotowy barszczyk wlewać przez sitko do miseczek lub filiżanek z dwoma uszkami, by cebula pozostała w garnku, a barszczyk był czysty i pięknie buraczany :)
* O dodawaniu octu na początku gotowania dowiedziałam się dopiero niedawno od Ani. Dotychczas zakwaszałam nim gotowy barszcz, a dla pogłębienia koloru dodawałam sok z surowego buraka startego na tarce.  Ale przecież  tu chodzi o barszcz, a nie o buraki, więc  one wcale nie muszą zmięknąć i mogą gotować się bardzo krótko i z octem. Polecam - barszczyk jest pyszny, powstaje w mig, a można go podawać  na przykład z ziemniakami albo z krokietami z kapustą lub pierogami.


Wieczorem zapaliłam świece i, popijając herbatę, czytałam o miejscu, do którego wkrótce się wybieram. Jeśli wyprawa dojdzie do skutku - napiszę. Pozdrawiam Was adwentowo i ciepło. Niech  nam nie zabraknie śniegu!

2010-11-20

Sałata, wątróbki i ocet malinowy. Na chandrę

Chandra jak malowana, sobota zmarnowana. Ciemno, ponuro, sennie. Nawet herbaty zrobić się nie chce. Na bazarze emeryci rozmawiają w kolejce po chleb o tym, że trzeba chodzić na spacery, bo inaczej to... i coś tam jeszcze z tak zwanych porad typowych dla jesieni życia. 
Kolendry nie ma, bo nikt nie kupuje. Fasolki nie ma, bo się skończył sezon. Są wątróbki. No to niech będą. Może usmażę po francusku - z octem malinowym -  jeszcze trochę mi go zostało i więcej nie będzie, bo sklep zlikwidowali. Widać nie przynosił zysku.  Tymczasem wątróbki Mąż usmażył, bo ... chandra jak malowana od wieczora do rana itd.

Składniki (2 porcje):
  • mieszanka sałat
  • 1/2 kg wątróbek drobiowych
  • 1 duża cebula
  • 2- 3  łyżki octu malinowego (ja daję do smaku)
  • olej i masło do smażenia
  • sól, pieprz
Sałatę ułożyć na talerzach, wątróbki i cebulę pokrojoną w krążki  usmażyć na  maśle i oleju, aż cebula się ładnie zrumieni, ale wątróbki pozostaną lekko różowe w środku (5 minut). Skropić octem malinowym i smażyć jeszcze chwileczkę. Posolić, popieprzyć i wyłożyć na sałatę. Tyle. Każdy potrafi. Mąż też. 

Sfotografowałam sałatę  na tle bałaganu książkowego, ale tylko tam jest o tej porze dnia (?!)  mocne światło. A sprzątać mi się dzisiaj nie chciało, bo chandra itd.

Pozdrawiam Was serdecznie. Może jutro będzie lepiej.


2010-11-07

Bardzo grzybowe gołąbki z kaszą gryczaną

Jadamy za mało kasz. Stanowczo.  Zatęskniłam za kaszą o mocno grzybowym smaku i przypomniałam sobie pierwsze wigilijne gołąbki z kaszą gryczaną i grzybami. Nie smakowały mi wtedy,  choć kaszę lubiłam. Pewnie były z olejem lnianym... Pamiętam też spiżarnię pełną worków z różnymi kaszami u mojej Babki. Ale to nic dziwnego - wychowywałam się w regionie, w którym uprawiało się wiele zbóż na kasze, a w dzieciństwie lubiłam oglądać pola kwitnącej gryki za domem. Do dziś lubię ten widok.

Moja Mama za to dość często wypiekała kaszę gryczaną w prodiżu i polewała ją tłuszczem ze skwarkami. Do tego piliśmy zwykle kefir lub maślankę. Czy ktoś pamięta jeszcze te buteleczki z kapslem w zieloną kratkę? Pycha!

Dziś  poszukiwałam kulinarnego natchnienia na bazarze. Pomyślałam sobie, że mam ochotę na gołąbki z kaszą gryczaną i z grzybami. Oraz z mięsem. (Na wszelki wypadek, gdyba sama kasza wydała mi się zbyt sucha...). Kiedy na straganie wypatrzyłam niewielkie główki kapusty włoskiej, które nie wyglądały na mocno przenawożone, decyzja zapadła.

Lubię długo duszone potrawy, które sprawiają kłopot tylko podczas przygotowywania, a potem już  same gotują się na gazie. I, przyznam, że nie wyobrażam sobie listopadowej soboty bez gotującego się w kuchni  obiadu  albo pachnącego chleba pieczonego w piekarniku. W przeciwnym razie - chandra murowana ;)
Zapraszam więc na gołąbki z kaszą, grzybami i mięsem, podane w towarzystwie sosu z boczniaków. Będą więc grzyby z grzybami. Oraz, ma się rozumieć, kasza!

Składniki:
  • 2 niewielkie główki kapusty włoskiej
  • 2 woreczki kaszy gryczanej
  • 1/2 kg mielonego mięsa
  • 2 dkg suszonych podgrzybków
  • 1 jajo
  • 2 cebule
  • sól, pieprz, 2 liście laurowe
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • olej, masło do smażenia
  • łodygi kopru do przełożenia gołąbków
Namoczyłam i ugotowałam  grzyby. W tym czasie  obgotowałam kapustę w dużym garnku, w osolonej wodzie, następnie zdjęłam z  każdej  główki sparzone liście. Ugotowałam  też i ostudziłam kaszę gryczaną. Zeszkliłam na maśle i oleju 2 pokrojone w kostkę cebule, dodałam pokrojone grzyby i przez chwilę potrzymałam na ogniu. Wystudzone grzyby i cebule dodałam razem z tłuszczem do mięsa i kaszy, wbiłam jajo i doprawiłam farsz solą, pieprzem i sosem sojowym. Farsz doprawiam na oko, ale kiedy nie mam pewności, czy jest odpowiednio słony, próbuję, przytykając koniec języka do odrobiny farszu na łyżce. Sól powinna być wyczuwalna. Tak mnie uczyła Mama.

Farsz zawijałam w liście kapusty pozbawione grubego nerwu i układałam gołąbki w żeliwnym garnku, którego dno wyłożyłam wierzchnimi liśćmi kapusty. Pomiędzy gołąbki wetknęłam kilka łodyg kopru, a całość polałam wywarem grzybowym i skropiłam olejem. Dusiłam na małym ogniu godzinę albo nieco dłużej. Zapewne można jeszcze dodać kostkę bulionową, ale staram się tego unikać w mojej kuchni.

W tym czasie przygotowałam sos z boczniaków:

Sos:
  • 1/2 kg boczniaków
  • 1 cebula
  • gęsta śmietana
  • sos sojowy
  • wywar spod gołąbków
  • olej
  • sól, pieprz
  • koperek
Grzyby pokroiłam w paski i obsmażyłam bez tłuszczu, aż do odparowania wody. Dodałam pokrojoną cebulę i  olej,  i dusiłam przez kilka minut, dopóki cebula nie zmiękła, a grzyby się nie przyrumieniły. Doprawiłam śmietaną, sosem sojowym, solą, pieprzem i koperkiem, podlałam bulionem i zagotowałam.
Sos okazał się koniecznym dodatkiem do tych grzybowych gołąbków -  jeszcze podkręcił smak. Naprawdę polecam. Takie gołąbki warto przygotować w wersji bezmięsnej, ale trzeba wtedy dodać do farszu więcej tłuszczu niż zwykle.

2010-11-03

Bigos Neli?


Tradycyjny polski bigos - pisze Nela - jest kombinacją świeżego mięsa, wędzonego boczku, kiełbasy, szynki, kiszonej kapusty, cebuli, jabłek, pomidorów, ziół i przypraw oraz owoców jałowca. I ja się z tym zgadzam. Choć dodam do tego jeszcze suszone śliwki.

O bigosie mogę powiedzieć wiele, bo skomplikowana to potrawa, nawet przydomki, takie jak: szlachecki, myśliwski, staropolski, kasztelański, litewski, hultajski,  pozwalają dostrzec różnice. A o tym, że każda gospodyni ma swój przepis na bigos, nawet pisać nie będę, bo i po co. Zaraz wywołam spory na temat: dodawać kapustę słodką czy też nie;  wolno użyć pomidorów, bo może - o zgrozo! - psują one smak potrawy? No i: dawać czerwone wino, czy też postawić na bardzo prosty, grzybowy smak?  I jeszcze: gotować potrawę przez trzy dni  czy przez   trzy godziny?

Mogę  jeszcze napisać, że jako dziecko nie lubiłam bigosu, wolałam kapustę z grzybami, a pierwszy bigos, od którego zaniemówiłam z wrażenia, nazywał się kasztelański i był ze śliwkami. Koleżanka kupiła go w sklepie z mrożonkami! Naprawdę. Zachwyciły mnie chyba te śliwki i to, że bigos nie był tłusty, lecz ciemny, grzybowy, głęboki w smaku, jakby bardziej dojrzały. Od tej pory, ilekroć gotowałam bigos, przemycałam do niego śliwki, dodawałam chude mięsa i dużo grzybów. Bigos mojej Mamy był zawsze pomidorowy  w smaku, lubiliśmy  go jeść  z dużą ilością kminku i majeranku. Ale przełom  w kwestii bigosu nastąpił dopiero wtedy,  kiedy  przeczytałam Kuchnię Neli.

Od tej pory rozumiem naturę tej potrawy i wiem, jak szybko ugotować pyszny i dojrzały bigos. Czasami dolewam trochę wina, innym razem  daję więcej grzybów, piekę albo duszę mięso, ale ostateczny smak pozostaje podobny. Kiedyś uratowałam smaczny, ale niedojrzały bigos, dodając potajemnie łyżkę powideł śliwkowych i  płaską łyżkę koncentratu pomidorowego (przyspiesza dojrzewanie potrawy!).  Smakował naprawdę wykwintnie.

Oto przepis na bigos mocno inspirowany przepisem Neli Rubinstein: 

Składniki:
  • 2 kg kapusty kiszonej
  • 1 kg mięsa wieprzowego (łopatka, karkówka, ale mogą też być dobrej jakości żeberka) *
  • 1/2 kg kiełbasy dobrze uwędzonej
  • spory kawałek wędzonego boczku albo wędzona kość schabowa z kawałkami mięsa
  • 1 duże jabłko
  • 2 garście grzybów suszonych (borowiki i podgrzybki)
  • 2- 3 duże cebule
  • garść suszonych śliwek i/lub czubata łyżka powideł śliwkowych
  • 1 czubata łyżka kminku (mielonego lub utłuczonego)
  • po kilka ziaren jałowca, ziela angielskiego, pieprzu - zmiażdżonych w moździerzu
  • 3 liście laurowe
  • 2 pomidory lub czubata łyżka koncentratu pomidorowego
  • 2 łyżki grzybowego sosu sojowego
  • lampka czerwonego wina (niekoniecznie) 
  • olej lub masło
  • ew. trochę wędzonej szynki

Grzyby moczę w letniej wodzie i gotuję w osobnym garnku.  Boczek wędzony i 2 cebule kroję w kostkę i przesmażam na oleju w garnku żeliwnym. Dokładam do garnka  odciśniętą i  pokrojoną  kapustę, przekładając kolejne warstwy  zmiażdżonymi przyprawami, śliwkami, pomidorami, startym na tarce jabłkiem. Zalewam kapustę wrzącą wodą albo bulionem i gotuję pod przykryciem około 2 godzin. Albo krócej. Czasami dodaję jeszcze   lampkę czerwonego wina.

W osobnym garnku duszę tymczasem do miękkości pokrojone mięso i pozostałą cebulę.  Zapachy unoszą się nieziemskie! Nie zważam na to i dzielnie kroję kiełbasę w półplasterki,  następnie przesmażam  na patelni, by pozbawić ją nadmiaru tłuszczu. Potem łączę wszystkie składniki (mięso, kapustę z przyprawami, pokrojone w paski grzyby) i duszę wszystko jeszcze przez 15 - 30  minut. Doprawiam sosem sojowym (to naprawdę poprawia smak i wygląd bigosu!) i świeżo zmielonym pieprzem. Próbuję i ... dokładam trochę powideł. Ale nie  zawsze jest to konieczne, zapewniam! 


Następnie wietrzę mieszkanie(!)  i  podaję wspaniały, aromatyczny bigos  z chlebem razowym i lampką czerwonego wina.  Bigos kilkakrotnie odgrzany jest podobno  lepszy, ale ten smakuje od samego początku. Lubię gotować po polsku, zwłaszcza w porze wrzosów i chryzantem :)
Gotujemy po polsku!
*Czasami piekę mięso, tak jak radzi Nela.  Wtedy podsmażoną  kiełbasę dodaję razem z tłuszczem. Nela dodaje  jeszcze 500 g wędzonej szynki, ale - według mnie  i moich koleżanek  - bigos staje się wtedy zbyt słony. Zwłaszcza następnego dnia.

A jak Wy gotujecie bigos? Macie jakieś ortodoksyjne przepisy? Gotujecie po "męsku", z należną czcią, ze świeżo zakupionych składników i ściśle według przepisu) czy po "gospodarsku", z poświątecznych mięsiw i sosów pozostałych z pieczenia)?

Ja nie gotuję bigosu na święta, bo jest zbyt sycącą potrawą. Wolę go jeść w karnawale albo późną jesienią, kiedy na dworze słota i zimno. Albo pierwszego  listopada - jak teraz.

    2010-10-29

    Serniczki

    Bo właściwie dlaczego sernik ma być duży? Małe pieką się krócej, szybciej tężeją  i każdy stanowi osobny  deser. I są takie niezobowiązujące! Ja upiekłam ich całkiem dużo, ale można przecież przygotować je z połowy porcji. A potem - biec z nimi na imieniny Teściowej albo na rodzinny obiad.  Jedną foremkę zabrałam nawet do pracy!
    Bardzo łatwo  przygotować takie serniczki, bo przepis jest podstawowy, bazuje na tłustym, kremowym  serze (ekologicznym albo wiejskim), a masa serowa aromatyzowana jest jedynie skórką z cytryny. Dlatego serniczki dobrze smakują w towarzystwie sosu malinowego albo jagodowego. Ponadto: pieczone w niskiej temperaturze i w kąpieli wodnej nie rumienią się zanadto i NIE OPADAJĄ. A to czasami jest naprawdę ważne. 
    Zależało mi na  uzyskaniu tradycyjnego smaku i stałej konsystencji, dlatego nie dodawałam śmietany, a masę serową  wzmocniłam mąką ziemniaczaną, choć nie lubię jej w sernikach. Można dać kaszę mannę zamiast mąki.*

    Składniki:
    • 1 kg miękkiego, tłustego, kremowego sera, który nie wymaga mielenia**
    • 8-9 jaj (ilość zależy od ich wielkości)
    • 1,5 szklanki cukru (można mniej)
    • skórka starta z 2 cytryn
    • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
    W mikserze ubiłam całe jaja z cukrem na puszystą masę, dodałam ser i skórkę, dobrze wymieszałam mieszadłem i - gotowe. Masę serową można umieścić w foremkach do muffinów wyłożonych papilotami albo w niewielkich foremkach wysmarowanych masłem i wysypanych tartymi biszkoptami, tak jak u mnie. Foremki wstawiłam do dużej głębokiej metalowej formy, wypełniłam do połowy wodą i piekłam serniczki w temperaturze 160 stopni przez 40 minut.  Po 3 godzinach pięknie zastygły i nadawały się na deser po imieninowym obiedzie. Przygotowanie sosu jagodowego zajmuje jedynie 2 minuty. Abo ciut więcej.

    Sos:
    • 2 garście jagód
    • 1-2  łyżki cukru
    Jagody z cukrem zagotować w rondelku. Mieszać aż do rozpuszczenia się cukru. Zimne albo ciepłe podawać razem z serniczkami albo osobno, w sosjerce. I już. Mąż zachwycony - ale nie wiem, czy to się liczy, bo to prawdziwy sernikożerca ;)

    * Jeśli macie więcej czasu, nie dodawajcie mąki - serniczki i tak zastygną i będą jeszcze lepsze. Można do nich dodać trochę śmietany i limoncello... Będą wyglądały tak:
    ** Do sera wiaderkowego dodałabym chyba trochę roztopionego albo bardzo miękkiego masła.

    2010-10-20

    Köttbullar, czyli szwedzkie klopsiki


    Upiekłam rostbef z kością i pobiegłam na koncert Leonarda Cohena* (doskonały!). W nocy gotowałam pejzankę, bo następnego dnia miałam spotkanie z Etgarem  Keretem** (właśnie gościł w Polsce)  oraz   feministyczne seminarium, które prowadziła koleżanka. I tak przez kilka dni: zajęcia, spotkania, warsztaty, teatr, film (Warszawski Festiwal Filmowy!). I praca. Owszem. Jeden z takich obfitujących w zajęcia dni skończył mi się o 24.00. Nic dziwnego, że sąsiad przyjrzał mi się podejrzliwie, kiedy mnie spotkał o tej porze przed domem...  
    Tak gdzieś pomiędzy jednym spotkaniem a drugim usmażyłam masę szwedzkich  klopsików  köttbullar***  i powstał obiad na trzy dni. Pierwszego  podałam klopsiki z tłuczonymi ziemniakami i buraczkami, choć wskazany jest tu raczej dżem z borówek, a przez następne dni jedliśmy pozostałe  w wyrazistym sosie paprykowo-pomidorowym,  z makaronem tagliatelle. Smakowite połączenie - taka europejska kuchnia fusion. Danie dobre na zimne dni, zmęczenie i pośpiech.

    Składniki:
    • 1 kg mielonego mięsa wieprzowo-wołowego
    • 2 rozbite trzepaczką jaja
    • 1 cebula starta na tarce
    • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
    • sól, pieprz
    • 1 łyżeczka  musztardy (opcjonalnie)
    • masło + olej do smażenia
    Składniki wymieszać w misce i mokrymi dłońmi formować pulpeciki wielkości orzecha włoskiego. Smażyć partiami na maśle z olejem, potrząsając patelnią, by równomiernie się rumieniły. Ważne, żeby pulpeciki były naprawdę niewielkie, bo tylko wtedy dobrze się usmażą w środku.

    Sos:
    • 2 łyżki słodkiej papryki w proszku
    • 1 łyżeczka ostrej papryki
    • 1 łyżka koncentratu pomidorowego
    • 2 - 3 łyżki  śmietany
    • sól, pieprz
    • szklanka wody lub bulionu
    • 1 łyżka masła
    Rozgrzać masło, dodać paprykę w proszku i smażyć przez kilka sekund,  następnie dodać koncentrat pomidorowy, śmietanę i szklankę wrzącej wody albo bulionu, doprawić do smaku i gotować sos przez kilka minut  aż do zgęstnienia. Wrzucić kulki i smażyć jeszcze przez chwilę. Podawać z makaronem i sałatą.
    Szybkie. Proste. Bardzo dobre. Sos powinien być intensywnie paprykowo-pomidorowo-śmietanowy w smaku.
    * Boże, jak on śpiewa! Chyba jeszcze lepiej niż kiedyś. Co tu dużo pisać:   piękny, głęboki głos, ogromna elegancja i kultura muzyczna. Trzy i pół godziny na scenie, siedem bisów i ... 76 lat.  Chapeau bas!

     ** Kereta lubię za styl i za osobowość. Jest dla mnie mistrzem krótkiej formy.

    *** Takie klopsiki w domu to niezła baza dla kilku obiadów - świetnie smakują zarówno w sosie pieczeniowym, grzybowym jak i  pomidorowym. Ale i podane bez żadnego sosu, tylko w towarzystwie ziemniaków  i borówek, smakują bardzo dobrze.


    2010-10-10

    Wino i boeuf a la bourguignonne

    Czasami jedzenie staje się pretekstem do wypicia kieliszka dobrego wina. Czasami gotujemy, by zwolnić tempo, bo czas wokół pędzi jak szalony, a my nie dajemy rady obowiązkom, wyjazdom, chorobom... Czasami mamy po prostu ochotę na danie jednogarnkowe, które możemy odgrzewać przez dni kilka, bo  zajęcia  nie pozwalają  na dłuższy pobyt w kuchni. 

    Tym razem zatęskniłam za boeuf a la  bourguignonne, czyli wołowiną po burgundzku. Lubię to danie i zapewne przygotowywałabym je częściej, gdyby nie okropny smak  pieczarek, które od jakiegoś czasu smakują raczej wapnem niż  grzybem i są upiornie twarde i głąbiaste. Czy ktoś wie, o co tu chodzi? 

    Zaryzykowałam jednak i kupiłam wszystkie składniki oprócz wina, bo miałam jakąś butelkę w domu. Jakąś - właśnie. Okazało się, że wino nie jest wcale francuskie, tylko hiszpańskie i że jest to doskonałe, trzymane na specjalną okazję, wino z regionu  Rioha.  Żal był wielki, ale mężnie wlałam wino do wołowiny, filozoficznie rozmyślając nad ceną, jaką płacimy za niektóre kulinarne przyjemności... I tak oto  francuska wołowina po burgundzku stała się  jedynie bardzo smacznym dodatkiem do pysznego hiszpańskiego  wina.

    Składniki:
    • 1 kg wołowiny gulaszowej, pokrojonej w dużą kostkę (ok. 5 cm)
    • 20 dkg wędzonego boczku
    • 10 dkg masła
    • olej do smażenia,
    • 2   łyżki mąki pszennej
    • 1 łyżka koncentratu pomidorowego
    • 1/2 kg małych pieczarek
    • kilkanaście szalotek
    • cebula
    • por
    • 2 ząbki czosnku
    • 350 ml czerwonego wina burgundzkiego
    • 500 ml bulionu wołowego
    • marchewka
    • sól, pieprz
    • bouquet garni (natka pietruszki, liść laurowy, tymianek)
     Zaczynamy od nagrzania piekarnika do 150 stopni C. W tym czasie na patelni rozgrzewamy połowę  masła z kilkoma łyżkami oleju i smażymy pokrojony w kostkę boczek na rumiano. Po usmażeniu wkładamy go do żeliwnego garnka, a na pozostałym tłuszczu obsmażamy partiami wołowinę - aż się ładnie zrumieni. Wołowinę dokładamy do boczku. Teraz musimy z patelni zlać tłuszcz, nałożyć resztę masła i smażyć pokrojone w talarki warzywa: cebulę, pora, marchew i czosnek ( przez 3 minuty ).  Po tym czasie posypujemy warzywa  mąką i smażymy jeszcze przez 2 minuty, intensywnie mieszając. Wlewamy wino i bulion, i, znów mieszając,  doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy 1 minutę. Całość wlewamy do garnka z mięsem. Potrawę   trzeba teraz posolić, popieprzyć, dodać bouquet garni, koncentrat pomidorowy i wymieszać. Płyn powinien sięgać 1 cm powyżej warstwy mięsa -  w razie potrzeby dolewamy  więcej bulionu. Wstawiamy naczynie do piekarnika i pieczemy przez 2 godziny. 

    W tym czasie zajmujemy się czymkolwiek, na co tylko mamy  ochotę*, bo wołowina powoli piecze się sama... Po upływie 2 godzin podsmażamy  na dwóch łyżkach masła  najpierw  całe szalotki,  potem  pieczarki, też w całości. Cebulki i pieczarki dodajemy do mięsa i pieczemy jeszcze 0,5 godziny. Gotowe.  Już jest pyszne, ale następnego dnia danie jeszcze zyskuje na smaku. Potrawę podajemy z resztą czerwonego wina, żałując,  że zostało go tak mało... Pełen zachwyt! 

    * Ja miałam ochotę poczytać sobie eseje Zadie Smith, Jak zmieniałam zdanie, ale zwykle robię w tym  czasie pranie albo sprzątam kuchnię ;)

      2010-10-05

      Dynia z dynią, czyli styryjski smak

      Tu nawet nie chodzi o dynię ani o zupę z dyni. Ważny jest styryjski olej dyniowy o wyrazistym orzechowym  smaku i silnym aromacie, dodawany na końcu, bezpośrednio do miseczki. Wystarczy kilka kropli i zupa otrzymuje ten ostateczny szlif, podkręcony smak. Olej nadaje zupie charakteru i ma niezliczone zalety, korzystnie wpływa na nasze zdrowie, o czym poczytać możecie w internecie,  bo blog kulinarny to nie miejsce, by pisać o tak nieapetycznych właściwościach.  W każdym razie - olej ten  jest pyszny i zdrowy. No i popularny  nie tylko w  Styrii w Austrii, skąd pochodzi. Polecam. Najpierw zapraszam na  zupę  krem z dyni:

      Składniki:
      • 1/2 kg dyni pokrojonej w kostkę
      • marchewka
      • kawałek selera
      • cebula
      • ząbek czosnku
      • ziemniak
      • kilka gałązek tymianku, natka pietruszki
      • sól, pieprz, liść laurowy
      • 1 łyżka masła + 1 łyżka zwykłego oleju do smażenia
      • olej z pestek dyni
      • prażone pestki dyni
      Warzywa należy poddusić na maśle z olejem i zalać bulionem albo wrzątkiem, dodać zioła i przyprawy, gotować do miękkości. Zmiksować zupę  na krem, doprawić do smaku, przelać do miseczek i dodać odrobinę dyniowego oleju oraz  posypać prażonymi pestkami dyni. Naprawdę smakuje!
      A na deser można sobie spróbować prawdziwego smakołyku:  lodów waniliowych z tymże olejem z pestek dyni. Pycha! Styryjski smak. Częstowała nas takimi lodami Małgosia podczas jednego  ze spotkań w naszym book clubie. O literaturze rozmawialiśmy w "międzyczasie"...

      Lubię tę październikowo-dyniową  jesień, bo to czas przyznawania literackich nagród - Nike, Kościelskich, Nobla. Jeśli chodzi o Nike - to nie miałam  tym razem swojego faworyta, ale nagroda dla Tadeusza Słobodzianka jest znamienna. Przyznano ją Naszej Klasie za sposób ujęcia trudnego tematu - jak powiedziała w laudacji przewodnicząca jury  prof. Grażyna Borkowska. Dramat Słobodzianka staje się tym samym  częścią, elementem pracy żałoby, którą muszą wykonać Polacy, by zmierzyć się z historią i upiorami przeszłości. Warto. Ku rozwadze.