LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Owoce morza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Owoce morza. Pokaż wszystkie posty

2009-08-01

A w Szwajcarii...


A w Szwajcarii trwa dziś narodowe święto, do którego Szwajcarzy przygotowywali się przez cały tydzień, z każdym dniem wszędzie przybywało narodowych symboli, znalazły się nawet na jajach na twardo...
I na mlecznych bułeczkach, pieczonych z okazji tego święta:

Wszyscy Szwajcarzy zapewne wybierają się dziś na pikniki, bo to radosne letnie święto - dzień podpisania przymierza kantonów Uri, Schwyz i Nidwalden na łączce Rütli w kantonie Schwyz nad Jeziorem Czterech Kantonów w 1291 roku.

My z kolei świętujemy dziś rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. Takie święta, jaka historia, można powiedzieć... Nie, nie będzie żadnych refleksji porównawczych, nie obawiajcie się. Nie dziś.

Pozdrawiam!


2009-01-24

Mule w sosie maślano-cytrynowym

No i pozazdrościłam Ptasi! Podała przepis na mule, które ja jadałam dotychczas jedynie w restauracjach - w czwartki, bo wtedy przylatują samolotem świeże dostawy owoców morza do Warszawy.
Tymczasem okazało się, że można mule przechowane w wodzie morskiej kupić i w czwartek, i w sobotę - w Blue City... Skorzystaliśmy z okazji, bo lubimy mule. Pamiętam, jak ich nienawidziłam, bo smakowały mi potwornie - rybią wątróbką. Uważałam, że na świecie nie istnieje nic gorszego niż marynowany małż. Ba - pamiętam, że żywych brzydziłam się ogromnie, bo w dzieciństwie bawiliśmy się muszlami po małżach i często trzeba było najpierw usunąć intruza z muszli, by móc cieszyć się tą najpiękniejszą... Patrzyłam ze zgrozą na koleżankę, która to potrafiła. Trudno pokonać takie uprzedzenia z dzieciństwa, a jednak udało się.

Dziś lubię świeże mule - z makaronem, po włosku albo zwyczajnie, po marynarsku, w sosie z dużą ilością masła, cebuli, czosnku, wina i cytryny... Inny świat, tym bardziej widoczny, kiedy porównamy nasze regionalne produkty, smaki dzieciństwa, z prostymi przecież, ale dla nas egzotycznymi, owocami morza, na przykład z Holandii. Tak więc - by zaspokoić apetyt smakosza stęsknionego za niecodziennymi potrawami - kupiliśmy mule i białe wino; zaś by wrócić do smaków dzieciństwa - zakupiłam kiełbasę z Biłgoraja. Taką samą wędził mój Dziadek... Powstrzymałam się przed kupnem pieroga z serem i z kaszą, bo sama sobie upiekę podobny - taki, jaki piekła Babcia.

Całym sercem popieram ideę slow food i chciałabym ocalić regionalne produkty, dlatego kupuję co miesiąc w Blue City sery korycińskie, miody i wędliny. Mule to przecież raczej kaprys w mieście położonym daleko od morza...

Póki co jednak - zachciało nam się muli. Oto klasyczny przepis, który wręczono nam razem z opakowaniem małży. Tak przygotowują mule w restauracji Bazyliszek:

Składniki na dwie nieduże porcje:

  • 1 kg muli
  • sok z 1 cytryny + 1 cytryna do podania
  • papryczka czuszka (ja nie dodałam)
  • sól i pieprz do smaku
  • szczypta cukru
  • 10 dkg masła
  • 1 duża cebula
  • 3 ząbki czosnku
  • liść laurowy
  • 2 ziarenka ziela angielskiego
  • 100 ml białego wina (w oryginalnym przepisie było 50 ml, ale uznałam, że to za mało...)
  • natka pietruszki

W dużym garnku roztapiamy masło, dodajemy pokrojoną w piórka cebulę, posiekany czosnek, liść laurowy, ziele angielskie, sok z cytryny razem z miąższem, wino. Dusimy, aż cebula zmięknie, a wino lekko odparuje. Część sosu przelewamy do rondelka, a do pozostałego w garnku sosu wrzucamy dobrze opłukane, zamknięte mule. Przykrywamy garnek pokrywką i dusimy kilka minut (6 - 10), aż mule się całkiem otworzą. W tym czasie kilkakrotnie potrząsamy garnkiem. Po uduszeniu posypujemy całość natką pietruszki, wykładamy na głębokie talerze i polewamy resztą podgrzanego w rondelku sosu (jest gęsty i aromatyczny). Podajemy mule z białym winem i z bagietką. Ja skropiłam jeszcze małże sokiem z cytryny, już na talerzu. Jeść najlepiej szczypcami z pierwszego zjedzonego małża. Polecam!