No i pozazdrościłam
Ptasi! Podała przepis na mule, które ja jadałam dotychczas jedynie w restauracjach - w czwartki, bo wtedy przylatują samolotem świeże dostawy owoców morza do Warszawy.
Tymczasem okazało się, że można mule przechowane w wodzie morskiej kupić i w czwartek, i w sobotę - w Blue City... Skorzystaliśmy z okazji, bo lubimy mule. Pamiętam, jak ich nienawidziłam, bo smakowały mi potwornie - rybią wątróbką. Uważałam, że na świecie nie istnieje nic gorszego niż marynowany małż. Ba - pamiętam, że żywych brzydziłam się ogromnie, bo w dzieciństwie bawiliśmy się muszlami po małżach i często trzeba było najpierw usunąć intruza z muszli, by móc cieszyć się tą najpiękniejszą... Patrzyłam ze zgrozą na koleżankę, która to potrafiła. Trudno pokonać takie uprzedzenia z dzieciństwa, a jednak udało się.
Dziś lubię świeże mule - z makaronem, po włosku albo zwyczajnie, po marynarsku, w sosie z dużą ilością masła, cebuli, czosnku, wina i cytryny... Inny świat, tym bardziej widoczny, kiedy porównamy nasze regionalne produkty, smaki dzieciństwa, z prostymi przecież, ale dla nas egzotycznymi, owocami morza, na przykład z Holandii. Tak więc - by zaspokoić apetyt smakosza stęsknionego za niecodziennymi potrawami - kupiliśmy mule i białe wino; zaś by wrócić do smaków dzieciństwa - zakupiłam kiełbasę z Biłgoraja. Taką samą wędził mój Dziadek... Powstrzymałam się przed kupnem pieroga z serem i z kaszą, bo sama sobie upiekę podobny - taki, jaki piekła Babcia.
Całym sercem popieram ideę
slow food i chciałabym ocalić regionalne produkty, dlatego kupuję co miesiąc w Blue City sery korycińskie, miody i wędliny. Mule to przecież raczej kaprys w mieście położonym daleko od morza...
Póki co jednak - zachciało nam się muli. Oto klasyczny przepis, który wręczono nam razem z opakowaniem małży. Tak przygotowują mule w restauracji
Bazyliszek:
Składniki na dwie nieduże porcje:
- 1 kg muli
- sok z 1 cytryny + 1 cytryna do podania
- papryczka czuszka (ja nie dodałam)
- sól i pieprz do smaku
- szczypta cukru
- 10 dkg masła
- 1 duża cebula
- 3 ząbki czosnku
- liść laurowy
- 2 ziarenka ziela angielskiego
- 100 ml białego wina (w oryginalnym przepisie było 50 ml, ale uznałam, że to za mało...)
- natka pietruszki
W dużym garnku roztapiamy masło, dodajemy pokrojoną w piórka cebulę, posiekany czosnek, liść laurowy, ziele angielskie, sok z cytryny razem z miąższem, wino. Dusimy, aż cebula zmięknie, a wino lekko odparuje. Część sosu przelewamy do rondelka, a do pozostałego w garnku sosu wrzucamy dobrze opłukane, zamknięte mule. Przykrywamy garnek pokrywką i dusimy kilka minut (6 - 10), aż mule się całkiem otworzą. W tym czasie kilkakrotnie potrząsamy garnkiem. Po uduszeniu posypujemy całość natką pietruszki, wykładamy na głębokie talerze i polewamy resztą podgrzanego w rondelku sosu (jest gęsty i aromatyczny). Podajemy mule z białym winem i z bagietką. Ja skropiłam jeszcze małże sokiem z cytryny, już na talerzu. Jeść najlepiej szczypcami z pierwszego zjedzonego małża. Polecam!