LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

2012-02-21

Rib eye steak, czyli raj dla mięsożerców!


To nie jest post dla wegetarian! Ostatniego dnia  karnawału  wcale nie jemy  pączków, faworków ani tym bardziej bezglutenowych i bezjajecznych słodyczy wegańskich. Jemy mięso! Tak się złożyło, że dostaliśmy od Filipa trochę różnych mięs do wypróbowania, wśród nich słynny rib eye steak.  - Z jakim sosem podać? - zapytałam - Z żadnym - zawyrokował Filip. - Wystarczy gruba sól i pieprz. To jest zbyt dobre! Jemy i delektujemy się smakiem - dodał. 

Tak też zrobiliśmy. Usmażyłam stek, podałam do niego misę sałaty i było bosko! Rozumiem Amerykanów i ich zachwyty nad  zgrillowanym kawałkiem mięsa, rozumiem, co to znaczy dobrze przerośnięty tłuszczem kawałek wołowiny. Wiem już, jak smakuje i wiem też, że podany dla kontrastu befsztyk z polędwicy wołowej to przy nim takie sobie mięsko...
Rib eye to stek z najlepszej części antrykotu, dobrze przerośnięty tłuszczem, z  mięsa  szkockiej rasy Aberdeen angus, hodowanej już w Polsce i dostępnej w polskich sklepach. 

Składniki:
  • stek rib eye (porcja tak wielka, że wystarcza dla dwóch osób)
  • gruba sól morska
  • świeżo zmielony pieprz
  • masło klarowane albo olej*
Rozgrzałam mocno żeliwną patelnię, wlałam olej (podobno wolno używać   w y ł ą c z n i e masła klarowanego) i smażyłam stek około 10 - 12 minut,  po 5 - 6 minut z każdej strony, bo to była podwójna porcja i otrzymałam  średnio krwisty, dobrze przyrumieniony z zewnątrz i bardzo soczysty stek o wspaniałym smaku. W trakcie smażenia posypałam mięso jedynie  solą i  pieprzem. Odłożyłam na kamień i pozwoliłam mu chwilę odpocząć,  a podałam z misą zielonej sałaty i lampką czerwonego wina. Pycha! Teraz już można zacząć pościć ;)

*Wszyscy znawcy steków od siódmej boleści wykrzykują na forach o zakazie smażenia na oleju, o tym, że stek może być tylko z grilla,  ale nie przeszkadza im to, że używają gotowych sosów z supermarketów i pośledniego mięsa.  Strach się bać!  I czytać.



2012-02-18

Gdy dopada nas kryzys. Pasta z tuńczyka z twarożkiem chrzanowym

 Nie jest dobrze! Nie mogę już patrzeć na płatki owsiane, kasze, soczewice, krupniki, mięsa duszone na wszystkie sposoby oraz chude  serki i jogurty. Tak: dopadł mnie kryzys! Wszyscy zajadają się pysznym pieczywem, drożdżówkami, smażą pączki i faworki, a ja zapomniałam już, jak smakuje masło, nie jadam jaj,   ciast i słodyczy,  a chleb oglądam na cudzych kanapkach albo na kulinarnych blogach. Ale najgorsze jest to, że wcale nie chudnę! Ciągle łamię tę potworną dietę i zjadam czegoś za dużo albo za mało, jestem nieco sfrustrowana, a frustracja wybuchła  w  tłusty czwartek, kiedy to  rzuciłam się na wszystkie zabronione potrawy i ... zaszalałam! Nawet się nie przyznam, co  i w jakich ilościach zjadłam, bo mi zwyczajnie wstyd. 

Teraz jednak przyszła pora na pokutę, więc  posypuję głowę popiołem  i wracam na dietę. Rano, po  telefonicznym przesłuchaniu przesz Siostrę ( która pokonuje  z kijami codziennie wiele kilometrów, nie zważając na mróz i obfite opady śniegu!), postanowiłam zjeść coś w miarę zdrowego i zrobiłam pastę z  tuńczyka. To taki prosty pomysł mojej Najmłodszej Siostry, który zaakceptowałam w ciemno. Zaletą tej pasty jest nie tylko jej smak, ale i brak charakterystycznego rybnego zapachu, więc można ją zabierać do pracy, bez narażania innych na nieprzyjemne doznania węchowe...

Tuńczyk jest z zalewy,  więc chudy, a serek musi być gęsty, twarogowy, koniecznie  o   smaku chrzanowym. Można użyć   serka o smaku  śmietankowym, ale nie może być homogenizowany, i  dodać łyżkę odsączonego chrzanu ze słoika. Chrzan odgrywa tu rolę kluczową,   bo decyduje o ostatecznym smaku pasty i niweluje nieprzyjemny zapach tuńczyka. Ważne: tuńczyk również musi być dobrze odsączony!

 Taką pastę można podawać z ogórkiem albo z chlebem, albo z rzymską sałatą i selerem naciowym. Ja moją wzbogaciłam dziś kaparami, bo je lubię, ale nie jest to konieczne. Można też całość posypać szczypiorkiem albo ulubionymi ziołami. Pysznie smakuje na kanapkach.   Polecam!

Pasta z tuńczyka z twarożkiem i chrzanem

Składniki:

  • 1 mała puszka dobrej jakości  tuńczyka z zalewy, dobrze odsączonego
  • Tyle samo gęstego serka twarogowego o smaku chrzanowym 
  • łyżka kaparów
  • ew. sól i pieprz (ja nie dodaję, bo kapary są wystarczająco słone)
dodatkowo:
  • mała sałata rzymska lub cykoria
  • seler naciowy
Tuńczyka należy odsączyć i połączyć (wystarczy widelec) w misce z serkiem i kaparami. Podawać jako dip, pastę kanapkową albo  nadzienie do łódeczek z ogórków.


2012-02-12

Pörkölt czy paprikás? Gulasz po prostu!

Kiedy zadaję Mężowi pytanie, co ugotować na weekend,  słyszę niemal zawsze: "gulasz węgierski" albo: "zupę gulaszową!" Właściwie mogłabym nie pytać, bo dzisiaj podczas obiadu usłyszałam: "mógłbym taki gulasz jeść przez cały tydzień". Mógłby  - to prawda! Lubi to danie do tego stopnia, że bez protestów przygotowuje składniki: kroi mięso, ba! -  nawet cebulę, od której ZALEWA SIĘ ŁZAMI. 

Ja zajmuję się właściwym gotowaniem i poszukiwaniem różnic pomiędzy  paprikás (paprykarz to duszone mięso cielęce lub drobiowe z papryką i śmietaną) a pörkölt (zwanym w Polsce gulaszem węgierskim, przygotowywanym głównie z wołowiny, bez dodatku śmietany). Ostatecznie decyduję, że do dania dodam jak zwykle dużo słodkiej i ostrej węgierskiej papryki, cebulę,  paprykę wędzoną (tym razem  portugalską) i... dużo opieczonej pod grillem czerwonej papryki pozbawionej skórki. Wyjdzie mi z tego pyszne  połączenie, a grillowana papryka doda lekkości potrawie. Będzie to wobec tego pörkölt, tyle że z dodatkiem świeżej papryki, jak w leczo czy... paprykarzu ;) No dobrze - to będzie gulasz! Ale...węgierski.

Mój gulasz węgierski:

Składniki:
  • 1 kg wołowiny zrazowej pokrojonej w kostkę 2 x 2 cm
  • 1/2 kg cebuli
  • 2 - 3 czerwone papryki
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 łyżki oleju (lepszy byłby smalec)
  • 3 łyżki słodkiej węgierskiej papryki w proszku
  • 1 łyżka papryki wędzonej (w proszku)
  • 2 łyżki ostrej papryki (jasne, że można dać mniej...)
  • 1 łyżka zmielonego kminku 
  • 2 łyżki koncentratu pomidorowego
  • 2 świeże liście laurowe
  • sól wędzona i gruba morska do smaku*
  • odrobina wody
Mięso zawczasu wyjmuję z lodówki, kroję w kostkę i  oprószam delikatnie  papryką (1-2 łyżki), pieprzem i kminkiem.  Odstawiam na chwilę, a  w tym czasie obieram i kroję cebule w półplasterki. Następnie obsmażam mięso na rozgrzanym tłuszczu, dodaję cebulę, resztę słodkiej, ostrej i wędzonej papryki, czosnek i   smażę wszystko przez chwilę, często mieszając. Dolewam  odrobinę wody, by papryka i cebula nie przypaliły się, bo zgorzknieją!  Po chwili dorzucam do garnka pozostałe przyprawy, czyli  resztę kminku, liście laurowe i duszę gulasz na małym ogniu około godziny - pod przykryciem, we własnym sosie, bo taki smakuje najlepiej. W razie konieczności podlewam odrobiną wody, by gulasz się nie przypalił. 

W tym czasie opiekam połówki papryk pod grillem, w temperaturze 220 stopni, a po 15 minutach wyjmuję je z piekarnika, wkładam na chwilę do foliowej albo papierowej torby, by skórki łatwo dały się zdjąć.   Obrane papryki kroję w dużą kostkę i  dorzucam do gulaszu pod koniec duszenia, razem z koncentratem pomidorowym, następnie doprawiam ugotowany gulasz  solą morską do smaku, dodaję też na koniec  szczyptę soli wędzonej.
I tak - mniej więcej -  po godzinie duszenia mam gotowe, wyraziste w smaku, bardzo paprykowe danie, które wystarcza nam na 3 dni. Podaję mój gulasz z kluseczkami kładzionymi, pieczywem albo z brązowym ryżem - jak teraz, kiedy unikam glutenu. Do tego  sałata rzymska z pysznym dressingiem.  Pycha!

Przy okazji - polecam  Wam  węgierską zupę gulaszową gulyasleves, którą również bardzo lubimy. Pozdrawiam!

* W kuchni używam głównie grubej soli morskiej, która ma wspaniały smak. Sól wędzona nie jest  tu dodatkiem niezbędnym, zwłaszcza  że jest droga, ale - jeśli ją mamy - posypmy gotowe danie płatkami tej soli, dla ostatecznego sznytu :)


2012-02-05

Zupa dhal z soczewicy z pomidorami i kolendrą

 Tego zimna nie sposób nie zauważyć. Chciałoby się jadać głównie kasze, fasole, tłuste potrawy i pić rozgrzewającą herbatę z imbirem. W takim czasie bardzo na czasie będzie zupa z soczewicy, z dodatkiem pomidorów i kolendry. Doszło do tego, że jadamy taką zupę 2-3 razy w tygodniu i jeszcze nie mamy jej dość! Danie jest bardzo gęste i przypomina bardzo indyjską zupę dhal, ale: dhal czy nie dhal, jest  to po prostu mój autorski przepis,  który rozgrzewające właściwości zyskuje dzięki dodatkowi imbiru, chili, kuminu i innych wschodnich przypraw. Jako leniwa gospodyni i nieco fanaberyjna pani domu rzadko mam zapasy bulionu, dlatego zupy gotuję zwykle z dodatkiem warzyw korzeniowych, które stanowią wzbogacającą bazę smakową i zastępują kostki rosołowe i gotowe buliony. 

Składniki:
  • 200 g czerwonej soczewicy
  • 1 puszka krojonych pomidorów pelati
  • 2-3 łyżki pomidorowego koncentratu
  • 2 łyżki oleju
  • 1 marchew
  • 1 por
  • 1 cebula
  • 2-3 ząbki czosnku
  • kawałek selera
  • papryczka chili
  • 1 łyżka kuminu
  • 1 łyżka utłuczonych w moździerzu albo zmielonych nasion kolendry
  • kawałek imbiru
  • 1-2 łyżki garam masala lub ulubionej mieszanki curry
  • kilka gałązek świeżej kolendry
  • bulion lub woda
  • sól, pieprz 
Gotowanie  zaczynam od pokrojenia warzyw i innych składników - marchwi i selera w ulubione paski, nie tak drobne jak julienne, pora w talarki, a cebuli i czosnku w kostkę. Warzywa podsmażam na oleju, dodaję drobno pokrojone chili, starty na tarce imbir i pozostałe przyprawy, mieszam szybko, by nie przypalić składników, podlewając wszystko odrobiną wody. Po krótkiej chwili dodaję soczewicę,pokrojone w kostkę  pomidory, koncentrat pomidorowy i tyle wrzątku, by zupa była gęsta i gotuję około 25 minut albo trochę dłużej. Czasami duszę pomidory w osobnym rondlu i dodaję je do zupy pod koniec gotowania - mam wtedy gwarancję, że zupa ugotuje się szybciej. 

Doprawiam zupę grubą morską solą i świeżo zmielonym pieprzem, podaję z natką kolendry i nieustająco powtarzam: "jakie to dobre!" Mieszkanie cuchnie wschodnimi przyprawami, oczy pieką i łzawią, ale trudno -  widać tak być musi i nie pomaga wyciąg kuchenny ani wietrzenie wnętrz :) Za to zupa - palce lizać!

W innych wersjach tej samej zupy nie dodaję tylu wschodnich przypraw, za to wzbogacam smak podsmażonym boczkiem albo tymiankiem. Można też dodać suszone pomidory. Zaskakująco bogaty  smak. 

No i najważniejsze - my się zimy nie boimy! Pokrzykuję nieco na wyrost, bo w tym roku wyjątkowo źle znoszę tak silne mrozy, choć zimę uwielbiam :) 
Kot z powodu zimna stał się tak towarzyski, że albo siedzi u kogoś na kolanach, albo o to prosi, jak na poniższym zdjęciu...