LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

2013-12-24

Świąteczny makowiec



Dzielę się z Wami kawałkiem świątecznego makowca i dobrych Świąt życzę. Wracam po Świętach z przepisem :)

RADOSNEGO BOŻEGO NARODZENIA WSZYSTKIM CZYTELNICZKOM I CZYTELNIKOM, SMAKOSZOM I OBSERWATOROM, MALKONTENTKOM I TETRYKOM. KAŻDEMU!


Świąteczny makowiec to nie jest łatwy temat - bywa chimeryczny, źle zwinięty, popękany, skórka odstaje od maku, ciasta bywa zbyt wiele albo mak całkowicie zagłusza smaku ciasta, zaś samo ciasto okazuje się zbyt kleiste albo zbyt suche... 

Wieloletnie doświadczenie podpowiada mi również, że ciasto pieczone według  tego samego przepisu może za każdym razem zupełnie inaczej smakować, a moje makowce - mimo moich najszczerszych starań - będą zupełnie inne niż makowce koleżanki;  prawdopodobnie jest to kwestia wyrabiania: moje wyrabia robot, Ania swoje drożdżowe ciasto wygniata  na  stolnicy. I ono jest pyszne!

Myślę sobie, że działa tu jakaś magia, choć może  warto wziąć pod uwagę kilka porad doświadczonych piekarek, na przykład takich:  masa makowa nie może być zbyt rzadka, bo nie da jej się dużo nałożyć i zacznie wyciekać, strucle trzeba zwijać od krótszego boku, żeby były ciaśniej zwinięte i zgrabniejsze, najbezpieczniej jest owinąć je w pergamin, by pozostały ładne  po upieczeniu,  a surowe ciasto należy przed wyłożeniem farszu posmarować białkiem jaja ( nie mam pojęcia, czy to rzeczywiście zapobiega odstawaniu skórki, ale wiele gospodyń tak robi).

Moje strucle piekę z różnych przepisów i muszę przyznać, że najlepiej udają się makowce z przepisu Małgorzaty Musierowicz albo Doroty z Moich Wypieków. Ale drążę temat, ponawiam próby i dążę do doskonałości, bo nie bardzo lubię makowce  o wyglądzie tych z cukierni, nie lubię też, kiedy ciasta jest zbyt mało, a na górze pojawia się gruba spieczona skórka, ciasto musi poza tym mocno pachnieć wanilią i cytryną, a mak powinien być aromatyzowany rumem, a nie jakimiś ojejkami (zgroza!). No i do masy makowej należy dodać koniecznie wiśnie z konfitury, skórkę pomarańczową oraz rodzynki i migdały. To tyle wymagań. Potem można już tylko narzekać, że makowce nie były w tym roku tak dobre jak zwykle albo że popękały za bardzo i po co był mi ten autorski przepis ;)


Oto mój przepis na makowce:

Ciasto (2 duże  strucle):

  • 500 g mąki
  • 44 g świeżych drożdży ( mała kostka)
  • ok. 2oo ml  mleka
  • 5  żółtek 
  • 120 g cukru
  • 60 g masła
  • 1/2 łyżeczki soli
  • opakowanie cukru z prawdziwą wanilią
  • skórka otarta z cytryny
  • 1 jajo do posmarowania strucli

Najpierw przygotowuję rozczyn: drożdże rozcieram z łyżką cukru, 2 łyżkami mąki i 3 łyżkami ciepłego mleka (najlepiej sprawdza się rózga) i  zostawiam do wyrośnięcia.

Żółtka ubijam z cukrem (zwykłym i waniliowym) na krem, dodaję skórkę startą z cytryny, wyrośnięty rozczyn i mąkę z solą i  partiami  podgrzane (ciepłe) mleko. Ciasto wyrabiam robotem ok. 10 minut. Pod koniec wyrabiania wlewam roztopione masło i wyrabiam dalej. Kiedy robi się lśniące i odstaje od misy robota - wyjmuję je i jeszcze krótko wyrabiam na stolnicy. Następnie pozwalam ciastu wyrastać w misie, pod przykryciem i zajmuję się doprawianiem masy makowej.


Masa makowa:
  • 500 g maku
  • ok. 1/2 litra mleka
  • 180 g cukru
  • cukier waniliowy 
  • 3 łyżki miodu
  • ok. 80 g masła
  • 4 białka ubite na pianę ze szczyptą soli
  • garść  blanszowanych, obranych ze skórki i  posiekanych migdałów
  • 100 g namoczonych w rumie rodzynków
  • 3 łyżki  skórki pomarańczowej w syropie
  • 3 łyżki  konfitury wiśniowej 
  • ew. 2 łyżki rumu, jeśli rodzynki moczyły się w wodzie
Mak gotowuję z mlekiem około 10 minut i odstawiam na jakiś czas. Potem odcedzam i dwukrotnie mielę w maszynce z drobnym sitkiem. W rondlu umieszczam mak, dodaję  masło, miód oraz cukier i smażę na niewielkim ogniu przez kilka minut. Dodaję bakalie, wiśnie z konfitury i rum.  Przestudzoną  masę mieszam delikatnie z pianą z białek. 

Wyrośnięte ciasto krótko wyrabiam na stolnicy, dzielę na pół, każdą  porcję ciasta  rozwałkowuję na stolnicy podsypanej mąką, smaruję rozkłóconym białkiem i rozsmarowuję na nim połowę masy  makowej. Zostawiam 2 cm wolnego brzegu, zawijam brzegi na końcach  ciasta i zwijam roladę, zaczynając od krótszego boku. Ostrożnie umieszczam moje struclę w keksówkach wyłożonych pergaminem,  smaruję rozmąconym jajem i pozwalam ciastom wyrosnąć pod przykryciem. Piekę je w temperaturze 180 stopni około 45 minut. Ważna tu jest próba patyczkiem! Jeśli ciasto zbyt szybko się rumieni, przykrywam je folią aluminiową i piekę dalej.

Taki makowiec ma pyszny smak, domowy wygląd i smakuje mi najbardziej. Ale zdarza mi się piec nieco łatwiejsze strucle - na przykład  krucho-drożdżowe z domową albo   gotową masą makową (!), którą uszlachetniam bakaliami, wanilią  i rumem. Łatwizna!



2013-07-22

Danie doskonałe: pieczony kurczak z klementynkami i arakiem /Roasted chicken with clementines&arak


Tego wpisu miało nie być i już! Danie okazało się zbyt dobre, by dzielić się przepisem ;) Poza tym: przygotowane ponownie ujawniło pewną cechę charakterystyczną - tego przepisu nie da się powtórzyć, bo za drugim razem wychodzi coś pysznego, ale... smakuje inaczej, mimo iż skrupulatnie (jak na moje możliwości) przestrzegałam receptury z doskonałej książki kucharskiej Jeruzalem...

Za pierwszym razem było to tak: zaprosiłam znajomych na ucztę w stylu izraelskim i - mimo iż przygotowałam również francuskie przystawki i włoski deser - danie główne było już w stylu współczesnej kuchni izraelskiej albo, dokładniej, w stylu restauracji Ottolenggii.

Niektórym ze znajomych kurczak smakował niezwykle (nie obyło się bez dokładki!), inni zjedli danie z apetytem, ale chyba bez zrozumienia, ekscytując się głównie dodatkiem kopru włoskiego, którego nie lubią, poza tym nie mają zwyczaju nikogo chwalić ;)

Następnym razem przygotowałam tego kurczaka dla rodziny - i tu (niespodzianka!) pełen sukses, choć smak nieco inny. Skąd różnica w smaku? Ano -wystarczy dać nieco więcej nasion suszonego kopru włoskiego albo podwoić proporcje i już mięso, a z nim warzywa, zachowują się w piekarniku inaczej... No i ten arak! Kto dzisiaj miewa w domu arak? Już łatwiej o uso albo o inną anyżówkę, ale może wystarczy jakiś dobry destylat owocowy lub dobry koniak? Spróbujcie! Uznałam to danie za idealne na przyjęcia, bo można podać na stół blachę pełną kawałków mięsa w towarzystwie warzyw, owoców i przypraw, a przyjęcie (przynajmniej od strony kulinarnej) na pewno będzie udane... 
Przed państwem danie wspaniałe:

Roasted chicken with clementines&arak (Yotam Ottolenghi, Sami Tamimi, (Jerusalem)



Składniki dla 4 osób:

  • 100 ml araku  uso albo pernoda
  • 3 łyżki świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy
  • 3 łyżki soku z cytryny
  • 2 łyżki gruboziarnistej musztardy
  • 3 łyżki jasnego brązowego cukru
  • 2 średnie bulwy kopru włoskiego (500 g)
  • 1 duży organiczny kurczak (ok 1,3 kg) podzielony na 8 części albo 8 kawałków kurczaka z kością i ze skórą (na przykład udka)
  • 4 klementynki ze skórką, pokrojone w półcentymetrowe plasterki (400 g)
  • 1 łyżka listków tymianku 
  • 2 i 1/2 łyżeczek pokruszonych nasion kopru włoskiego
  • sól i czarny pieprz
  • natka pietruszki do przybrania

    Pierwszych 6 składników należy połączyć w dużej misce, dodać 2 1/2 łyżeczki soli oraz 1 1/2 łyżeczki pieprzu, wymieszać wszystko dokładnie i odstawić. Bulwy kopru włoskiego podzielić wzdłuż na ćwiartki w kształcie łódek i dodać do marynaty. Dołożyć porcje kurczaka, plasterki klementynek, tymianek i nasiona kopru włoskiego. Zawartość dobrze wymieszać rękami - tak, by marynata oblepiła kurczaka i odstawić do lodówki na kilka godzin albo na całą noc.
    Przed pieczeniem wyjąć kurczaka z lodówki, by się odrobinę ogrzał (to moja uwaga), nagrzać piekarnik do temperatury 220 stopni i przełożyć kurczaka razem z marynatą do dużej blachy. Układać kawałki mięsa w jednej warstwie, skórką do góry. Piec około 35-40 minut ( raczej 45 - 50 minut, bowiem nieprofesjonalne piekarniki wymagają innego traktowania). Następnie wyjąć kurczaka, fenkuł i klementynki z brytfanny, a marynatę odlać do rondelka i zredukować. Polać nią gotowe danie. 

    Ja podpiekłam  danie  pod górną grzałką  piekarnika, by było tak rumiane jak w Jerusalem, a sos, którego przy podwojeniu proporcji składników było naprawdę dużo,  zredukowałam w rondelku, aż ładnie zgęstniał i polałam nim kurczaka tuż przed podaniem. Powiadam Wam - pycha! Do tego wystarczy ryż albo kuskus i  misa sałaty. U mnie były jednak pieczone bataty, na które przepis podam innym razem :) 



2013-04-20

Bazar Koszyki i sałata z oliwkami kalamata

 Postanowiłam odwiedzić dziś  nowe miejsce w Warszawie - Bazar Koszyki. Piszę "nowe", bo ze starą Halą Koszyki nie ma to wiele wspólnego - nie została jeszcze odbudowana. Ale póki co - w niewyburzonej starej części (bramie wschodniej) otwarto kolejne ciekawe miejsce na mapie Warszawy, a w nim:  bar i bazar z wędlinami, mięsem, warzywami, przetworami od małych producentów. Kasia z Chillibite pisze o tym przedsięwzięciu obszernie i z entuzjazmem. Dziś (w sobotę) nie było wszystkich stoisk i dostawców i ,mam wrażenie, że  niektórzy dostawcy będą się wystawiać jedynie  w określone dni tygodnia, ale to chyba dobrze, prawda? Poza tym: warto wypić tam kawę i przejrzeć książkę kupioną w pobliskim Dedalusie (Skład Tanich Książek).
Na stoisku greckim kupiłam tym razem oliwki greckie kalamata i to dla nich wymyśliłam prostą sałatę. Dla nich i dla pysznego owczego sera (też z Krety), którego plaster pokruszyłam na sałacie. Pyszne i proste! Kto jadł oliwki kalamata, ten przyzna, że w niczym nie przypominają one tych tekturowych w smaku i konsystencji oliwek ze słoika. Są wyraziste, oleiste, słone i pyszne; mogą być z pestkami lub bez, mają kolor brązowy i można je kupować na wagę na stoiskach delikatesowych, ale  bywają też w Lidlu... Amatorom oliwek nie trzeba polecać. Oto moja sałata:

Składniki:
  • mieszanka sałat
  • dojrzały pomidor albo pomidorki koktajlowe
  • garść oliwek kalamata ( z pestkami i drylowane) oraz kilka wielkich zielonych, nadziewanych migdałami
  • plaster miękkiego sera owczego
  • sos z musztardą gruboziarnistą (np. olej lniany lub niefiltrowana oliwa + ocet winny  + ząbek czosnku + musztarda + sól + pieprz) 

Sałatę należy ułożyć w płaskiej misce, rozłożyć na niej cząstki pomidorów i  oliwki, posypać pokruszonym serem i polać sosem. Nie mieszać. Zajadać ze smakiem.


2013-04-02

Poświąteczne śniadanie i baba drożdżowa zaparzana


To były udane święta,  pełne urodzinowych kwiatów i pogodne mimo śniegu za oknem. A po świętach najlepiej zasiąść do nieśpiesznego śniadania i zajadać  babę drożdżową z odrobiną pysznego francuskiego masła (dziękuję, Filipie!). Baba drożdżowa zaparzana utrzymuje dłużej świeżość, więc warto ją upiec na Wielkanoc. Oto przepis:

Świąteczna baba zaparzana

Składniki na 2 duże baby:
  • 70 dkg mąki
  • 7 dkg drożdży
  • 250 - 300 ml mleka
  • 8 żółtek
  • 150 g cukru
  • 120 g masła
  • szczypta szafranu rozpuszczonego w spirytusie
  • garść rodzynków namoczonych w rumie
  • skórka starta z cytryny
  • garść pokrojonych migdałów 
  • kilka łyżek kandyzowanej skórki pomarańczowej
  • szczypta soli
  • cukier z prawdziwą wanilią
Z drożdży, 1 łyżeczki cukru, 1 łyżki mąki i 1/4 szklanki mleka sporządzam rozczyn i odstawiam w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.  Pozostałe mleko gotuję i wrzącym zalewam połowę mąki; mieszam dokładnie i odstawiam do przestudzenia. Szafran zalewam małą ilością spirytusu i odstawiam, by się rozpuścił.
 Wyrośnięty rozczyn  łączę dokładnie  z przestudzoną mąką i  odstawiam pod przykryciem w ciepłe miejsce, aby ciasto trochę podrosło ( ok. 15 minut). W tym czasie ucieram na parze na puszystą masę  żółtka z cukrem i cukrem waniliowym  oraz roztapiam masło w rondelku.  Do ciasta dodaję żółtka, szafran, szczyptę soli i bardzo dokładnie wyrabiam, dosypując stopniowo pozostałą mąkę. Wlewam przestudzone masło i jeszcze wyrabiam, na końcu wsypuję rodzynki, skórkę pomarańczową i migdały*. Ciasto  musi teraz rosnąć ok. 30 - 40 minut. Przebijam je pięścią i pozostawiam do ponownego wyrośnięcia. Po tym czasie przekładam je do dwóch  form z kominkiem, czekam, aż baby wypełnią brzegi formy  i piekę  w temperaturze 180 stopni ok. 40 - 50  minut. Zdarza się, że muszę je piec nieco dłużej - sprawdzam patyczkiem, czy ciasto jest upieczone.
Upieczone baby   posypuję  cukrem pudrem albo  lukruję. Jeśli chcę jedną babę zamrozić, by była świeża w drugim dniu świąt, wkładam ją do folii bez posypywania cukrem i umieszczam w zamrażarce.  Rozmrażam babę na godzinę przed podaniem na stół i dopiero wtedy posypuję obficie cukrem pudrem. Bez drożdżowej baby nie ma dla mnie świąt wielkanocnych!

* Ciasto wyrabia za mnie robot, ale kiedy jest już niemal do końca wyrobione, lubię je jeszcze pozagniatać   przez chwilę na stolnicy - dłońmi posmarowanymi olejem. 

Teraz krótko o kotach: Tycio wielkanocny spisał się na medal: ukradł pęto kiełbasy i podrzucił Bonifacemu, napoczął świąteczną szynkę, spróbował kajmakowego mazurka (starannie omijając migdały), turlał przepiórcze jajeczka po stole i po podłodze, zjadał owies i wąchał, wąchał kwiaty! Upodobał sobie szczególnie białe tulipany ... Bonifacy tymczasem dostojnie brodził w zaspach śniegu na naszym balkonie.
 Na szczęście podczas śniadania wielkanocnego koty zjadły swoje śniadanie i zachowały się właściwie - najedzone  zniknęły grzecznie w sypialni :)
Wiosny w sercach  i w naturze Wam życzę!




2013-03-17

Marynowana ryba w sosie słodko-kwaśnym z "Jerusalem"


Książki kucharskiej Jerusalem nikomu już chyba nie trzeba polecać, została uznana za jedną z ciekawszych pozycji na rynku książek kucharskich minionego roku. Ta  książka to prawdziwa kulinarna przygoda i świetny projekt, który dowodzi, że kuchnia łączy, łamie granice  i przekracza bariery. Oto dwaj pochodzący z Jerozolimy kucharze - Izraelczyk Jotam Ottolenghi i  Palestyńczyk Sami Tamimi - napisali kulinarny przewodnik po swoim ukochanym mieście, a raczej sentymentalną  książkę kucharską, która wyrasta z  osobistego doświadczenia każdego z autorów. Takie kulinarne spotkanie ponad podziałami... 

Ottolenghi to zresztą marka sama w sobie - jego restauracje w Londynie cieszą się ogromną popularnością, a serwują dania kuchni bliskowschodniej i śródziemnomorskiej.  Ja (na razie) mogę się jedynie cieszyć książkami Jerusalem i Ottolenghi  i przepisami z tych książek. Oto jeden z nich:

Marynowana ryba w sosie słodko-kwaśnym

Składniki:
  • 3 łyżki oleju
  • 2 średniej wielości cebule pokrojone w grube  talarki (350 g)
  • 1 łyżka nasion kolendry (utłuczonych w moździerzu)
  • 2 papryki (żółta i czerwona)
  • 2 ząbki czosnku (posiekane)
  • 3 liście laurowe
  • 1 i 1/2 łyżki curry
  • 3 pokrojone pomidory (zimą można według mnie  dać ok. 200 g pomidorów pelati z puszki)
  • 2 i 1/2 łyżki cukru
  • 5 łyżek octu jabłkowego
  • 500 gr białej morskiej ryby (dorsz, łupacz, sola)
  • mąka do panierowania
  • 2 duże jaja (rozmącone)
  • liście kolendry do posypania
  • sól, pieprz
Na dużej patelni rozgrzać 2 łyżki oleju i dodać pokrojoną cebulę oraz utłuczone ziarna kolendry, smażyć, mieszając, przez 5 minut. Następnie dodać pokrojoną paprykę, a po 8-10 minutach dorzucić na patelnię liście laurowe, czosnek, curry i pomidory. Dusić około 8 minut, mieszając od czasu do czasu. Na końcu dodać cukier, ocet jabłkowy, sól i pieprz i smażyć jeszcze przez chwilę.
Na drugiej patelni rozgrzać tymczasem pozostały olej i usmażyć na niej filety z ryby - z dwóch stron,  na złoto,  doprawione solą i dokładnie obtoczone (najpierw w mące, potem w jajku). Uważać, żeby ryby nie przypalić. Usmażone filety odsączyć na ręczniku  papierowym i ułożyć je na dnie patelni z warzywami.  Dodać 250 ml wody, by ryba była całkowicie zanurzona w sosie. Zapiekać danie na patelni w piekarniku nagrzanym do 190 stopni C. przez 10-12  minut. Przed podaniem posypać rybę listkami kolendry.

Danie jest pyszne na ciepło, ale - jak piszą autorzy - jeszcze lepiej smakuje pozostawione na dobę - dwie w lodówce. Nam ryba bardzo smakowała od razu  (spróbowaliśmy troszeczkę, by wiedzieć, jak smakuje), ale dopiero zjedzona następnego dnia  rozwinęła pełnię smaku.  Mogę powiedzieć, że to taka trochę lepsza ryba "po grecku"... Polecam. Naprawdę warto!

2013-02-17

I cóż, że ze Szwecji? Pokusa Janssona /Janssons frestelse

"I cóż, że ze Szwecji?" - to nieco prowokacyjny tytuł, znany za sprawą  Trójki jako przykład ćwiczenia dykcyjnego oraz jako tytuł strony Ambasady Szwecji w Polsce na Facebooku. 

Z innej strony tej  Ambasady pochodzą szwedzkie przepisy kulinarne, z których jeden dziś przedstawię. Zachciało nam się ostatnio szwedzkiej zapiekanki świątecznej (Janssons frestelse),    którą podaje się między innymi na Boże Narodzenie. To prosta zapiekanka ziemniaczana z dodatkiem anchois, która posmakuje wielbicielom szwedzkich smaków. Jak zawsze w przypadku potraw niezmiernie prostych ważne są: jakość składników i  szczegóły przygotowania dania.   Przyda się więc kilka porad dla zainteresowanych.

Ostatnio  jadłam u Justyny pyszną pokusę Janssona -  pięknie zrumienioną i o właściwej konsystencji. Pozostali stołownicy z wyrozumiałością przyglądali się memu niepohamowanemu obżarstwu... Przed kilku laty zdarzyło nam się jednak wlać zbyt dużo śmietanki do zapiekanki  i całość okazała się nazbyt płynna oraz mało przyrumieniona. Lepiej więc użyć śmietanki ostrożnie i w dwóch partiach. 

Ponadto, Justyna uprzedziła mnie, że do pokusy Janssona używa się korzennych anchois, wyprodukowanych w Szwecji. Ona je sobie stamtąd specjalnie do tej zapiekanki przywozi.  Wiem, o co chodzi:  inne sardele będą zbyt słone, ościste i pozbawione specyficznego korzennego smaku. Z tego powodu nie mogłam  piec  pokusy Janssona zbyt często, a była to pierwsza potrawa z kuchni skandynawskiej, która zaintrygowała mnie dawno temu  już samą nazwą! Tymczasem okazało się, że helskie filety z sardeli "w stylu szwedzkim" to jest właśnie to! Dostaniecie je w delikatesach i zapewne nie tylko tam. Polecam - wypróbowałam i porównałam. Ponadto: pamiętajcie, by użyć ziemniaków sałatkowych i pokroić  je dość drobno, jak  cienkie frytki. Oto oryginalny przepis Ambasady i moja wersja dania, zapisana innym kolorem czcionki. Polecam moją ;)

POKUSA JANSONA /JANSSONS FRESTELSE

Składniki: 
  • 8 średniej wielkości ziemniaków/ u mnie 10 sztuk
  •  1 duża cebula/ 2 duże cebule
  •  1 puszka anchois filetów (125g)
  •  30 g masła lub margaryny/ 5 dkg masła
  •  200-300 ml  śmietanki do kawy (22%) / ja lubię połowę śmietanki zastąpić kwaśną polską śmietaną
  •  6,5 łyżki tartej bułki/ 5 łyżek bułki tartej
  • sól i pieprz do smaku

Obrane ziemniaki  zetrzeć/Pokroić na cienkie paski.
Posiekać grubo cebulę./Pokroić w  piórka i podsmażyć bez rumienienia na części masła.
Wysmarować tłuszczem żaroodporne szklane naczynie i  włożyć połowę porcji ziemniaków.
Rozłożyć plastry cebuli oraz filety anchois / Przekrojone wzdłuż. Polać płynem. Włożyć resztę ziemniaków  i posypać tartą bułką. Położyć na wierzchu  małe cząstki masła. 
Pół porcji śmietanki wymieszać z sosem z puszki anchois i polać potrawę. 
Włożyć do piekarnika (220º-225º C) na około 50-60 minut./Piec z termoobiegiem i grzaniem od góry i od dołu nieco krócej.
Po 30 minutach  polać pozostałą porcją śmietanki. /Może się okazać, że śmietanki wystarczy i nie należy  dolewać więcej. Konsystencja ma być zwarta, nie płynna.

Można podać  samą zapiekankę z sałatą albo usmażyć do niej drobne klopsiki KÖTTBULLAR  i podawać z borówkami. Smacznego. Mój przepis na köttbullar znajdziecie tu:

2013-01-13

Panna cotta i granaty

 Witam Was bielą i czerwienią w NOWYM ROKU. Życzę wszystkim wielu marzeń do spełnienia, a  obfitości i kulinarnych inspiracji tyle, ile jest pestek w owocu granatu! Granat to wprawdzie owoc, który kojarzy się z żydowskim Nowym Rokiem (Rosz ha-Szana),  przypadającym we wrześniu, ale co tam, byle się życzenia spełniały! 

Tak sobie myślę o sile świąt i tradycji w ogóle i trochę mi żal, że nasze prasłowiańskie Gody (zastąpione Bożym Narodzeniem) trwają coraz krócej i że na Szczodry Wieczór (święto Trzech Króli) nie pieczemy już  szczodraków (pierogów, którymi obdarowywano innych), ale wybiegamy myślami  w przyszłość i z niecierpliwością wypatrujemy wiosny. A tu przecież śnieg za oknem, karnawał w pełni, czas spotkań z rodziną i przyjaciółmi. Spotkanie nawet udało mi się zaaranżować, ale podałam na kolację same obce dania... Była więc jagnięca potrawka rogan yosh, były pieczone bataty i inne warzywa, była, wreszcie, na deser panna cotta z sosem malinowym. I było kilka godzin szczerego, oczyszczającego śmiechu, kiedy to  opowiadaliśmy sobie wszystkie najgłupsze przygody, jakie przytrafiły nam się w ostatnim czasie. Cudowna śmiechoterapia! Polecam.

 Dziś za to prosta i elegancka panna cotta - w nieco innym wydaniu. Uwielbiam tę  z malinowym sosem, ale za to granaty pięknie się prezentują o tej porze roku i świetnie kontrastują ze słodyczą deseru. Poza tym - sosu malinowego chwilowo zabrakło...

Tym, którzy nie wiedzą jeszcze, jak przygotować ten niezwykle prosty deser, radzę  ostrożnie dawkować  żelatynę, żeby śmietanka nie ścięła się zbyt mocno (tak jak moja) oraz używać najlepszych składników. Inaczej otrzymamy taką sobie galaretkę, a nie cudowny waniliowo-śmietankowy deser, który należy podawać z musem z ulubionych owoców. 

Składniki:
  • 1/2 litra słodkiej śmietanki 30% ( w wersji lekkiej można połowę śmietanki zastąpić mlekiem)
  • laska wanilii
  • 3-4 łyżki cukru
  • 3-4 łyżeczki żelatyny (ja dałam trochę więcej, bo goście mieli wkrótce się pojawić, ale z mojego doświadczenia wynika, że warto dać mniej żelatyny i dłużej chłodzić deser w lodówce.)
  • garść pestek granatu albo garść malin zmiksowana z cukrem do smaku
  • listki mięty albo melisy do dekoracji (uważni goście zauważyli, że u mnie jest coś innego...)
Laskę wanilii należy rozciąć i wrzucić do rondla ze śmietanką oraz cukrem. Podgrzewać na niewielkim ogniu, stale mieszając. Na chwilę przed zagotowaniem zdjąć z ognia, dodać  żelatynę i dokładnie wymieszać  śmietankę (najlepiej trzepaczką rózgową), aż do całkowitego rozpuszczenia żelatyny. Ochłodzić w lodówce przez godzinę lub dwie (a nawet dłużej, bowiem wszystko zależy od jakości żelatyny), wyjąć ostrożnie z miseczki  i podawać z pestkami dojrzałego granatu albo z malinowym sosem. 

Część deserów przygotowałam i podałam w szklaneczkach, a   maliny z sosem wyłożyłam na wierzch, pozostałe zaś chłodziłam w miseczkach i podałam  następnego dnia na talerzykach (miseczki  wstawiłam   na chwilę  do gorącej wody, by łatwiej  było pannę   cottę  wyłożyć na talerzyki). Obie wersje smakowite, polecam!
Tym razem panna cotta bez kota, bo Tycio nie załapał się w kadr, choć usilnie próbował :)