Tęsknota za Szwecją nie jest podobno tylko naszym polskim wymysłem. Niemcy też cierpią na syndrom Bullerbyn - o czym pisze Tilmann Bunz, autor Krainy zimnolubów. Szwecja to przecież takie wyimaginowane Bullerbyn w dużym formacie - każdy może w niej znaleźć ową "nietkniętą, cudownie łagodną szwedzką przyrodę, malowniczo skondensowaną w mitycznym szwedzkim lecie"*. Ja takiej przyrody i takiego lata doświadczyłam, choć mieszkałam w dużym mieście, a skansen na skraju miasta zachwycił nas między innymi maleńką miejską uliczką z czasów Astrid Lingren, która wprawdzie mieszkała w Smolandii, nie w Skanii, ale to przecież niedaleko:
Trafiliśmy tam do starej drukarni, w której można jeszcze kupić drukarskie szuflady na czcionki oraz wydrukowane na miejscu plakaty; wstąpiliśmy do sklepiku z mydłem i powidłem oraz do sklepu ogrodniczego pełnego cudownych mebli i przedmiotów do dekoracji wnętrz i ogrodów. - No i jak tu nie mieć pięknie urządzonych mieszkań, skoro sklepy wnętrzarskie są w Szwecji tak zaopatrzone - powiedziała Justyna. To prawda, estetyka skandynawska zasługuje na osobną refleksję. Nigdzie nie widziałam dobrze znanej nam tandety... Widać gust Szwedów kształtuje się od dzieciństwa? Muszę o tym porozmawiać z mamą Justyny!
Ale w skansenie była też prawdziwa szwedzka wieś, z charakterystyczną zabudową znaną z filmów i reportaży o Skandynawii:
Były tam również sady, poletka uprawne i piękny ogród różany, w którym zanurzyliśmy się z przyjemnością:
Na fali skandynawskich wspomnień gotuję ostatnio po szwedzku - jadamy krewetki, śledzie, pieczonego, marynowanego albo grillowanego łososia, a dania popijamy cydrem gruszkowym albo napojem z kwiatów czarnego bzu.
Najbardziej lubię w kuchni skandynawskiej proste połączenia smaków: filet z łososia z sosem śmietanowo-majonezowym z koperkiem i cytryną, sałatę z kwaśnym dressingiem i zimną sałatkę z ziemniaków w sosie winegret. No i krewetki, którymi zajadaliśmy się z niekłamaną przyjemnością! To jedzenie świeże, wykwintne w swej prostocie i pyszne. Podczas tygodnia spędzonego w Szwecji jedliśmy właściwie tylko ryby i krewetki, bo szkoda nam było z nich rezygnować, a w restauracji rybnej przy porcie jachtowym powinniśmy już chyba dostać zniżkę...
Po powrocie do domu przygotowałam grillowanego łososia, którego wcześniej skropiłam oliwą i octem balsamicznym. Solą i świeżo zmielonym pieprzem doprawiłam filety już na talerzu. Zdradzę Wam, że najlepszego łososia można kupić w sklepiku IKEI - jest porcjowany i mrożony w folii. Cudo!
Grillowanego łososia położyłam na mieszance sałat z dressingiem (olej winogronowy + musztarda Dijon + ocet winny + sól i pieprz) i podałam z sałatką z młodych ziemniaków, które od razu po ugotowaniu zmieszałam z sosem z oliwy, musztardy ziarnistej, octem, solą morską, pieprzem, szczypiorkiem i koperkiem i zostawiłam do wystygnięcia. Łososia polałam jeszcze sosem jogurtowo-majonezowym, wymieszanym z koperkiem i czerwonym kawiorem. Palce lizać!
* Tilmann Bunz, Kraina zimnolubów. Skandynawia dla początkujących, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2008.