To wcale nie było oczywiste, że pojedziemy do Berlina. Wcale też nie byłam pewna, czy będę zadowolona, bo miałam wielkie wobec tego miasta wielkie oczekiwania. Tymczasem pogoda była najczęściej taka sobie, a chwilami po prostu wstrętna. Nic to - nasze pozytywne nastawienie zwyciężyło! W walce z wiatrem i deszczem pomogły - a jakże! - fantastycznie rozbudowana sieć podziemnej komunikacji ( w ciągu kilku dni spędziliśmy w U-Bahn i w S-Bahn naprawdę sporo czasu) i oferta muzeów, na którą tak liczyliśmy.
Mnie w Berlinie kusiła jednak przede wszystkim nowoczesna architektura - chciałam zobaczyć na własne oczy projekty najsłynniejszych architektów świata i poczuć współczesnego ducha miasta. Chciałam przyjrzeć się miejscom po murze i nowocześnie zagospodarowanej przestrzeni pustego przez lata i poprzecinanego murem Potsdamer Platz, ciągnęło mnie pod dach słynnego kompleksu Sony Center projektu Jahna, ze słynną i z daleka widoczną kopułą:
I - przede wszystkim - do Muzeum Żydowskiego - najsłynniejszego projektu Daniela Libeskinda:
Trafiliśmy też na świetną wystawę - instalację Saraceno w Hamburger Bahnhof:
Zatem było co oglądać, a po całodziennym zwiedzaniu (z przerwą na kawę) odpoczywaliśmy gdzieś w restauracji, pijąc wino, piwo i próbując tradycyjnej, ciężkiej kuchni niemieckiej, która tym się od polskiej różni, że przygotowana jest z większym sercem i z szerokim gestem: tu się na porcjach mięsa nie oszczędza;)
Uparłam się również, by spróbować berlińskiego fast foodu, czyli słynnej Currywurst - i nie byłam zawiedziona. Budka nieopodal dworca Hauptbahnhof była nowa jak sam dworzec, bardzo czysta, a menu - choć skromne - bardzo smaczne i świeże. Kiełbaski podaje się w sosie pomidorowym, mocno doprawionym curry, z dodatkiem pysznych frytek. W takim miejscu można spróbować również innej niemieckiej specjalności - Kartoffelsalat w sosie majonezowym albo winegret. Obie propozycje kwaśne, smaczne i wyraziste!
Domowa wersja Currywurst (2 porcje)
- 2 kawałki delikatnej i nietłustej pieczonej białej kiełbasy, takiej bez nadmiaru czosnku i majeranku lub kawałki kiełbasy wieprzowej wędzonej, takiej o miękkiej skórce
- 2 łyżki oleju
- 2-3 łyżki cebuli pokrojonej w kostkę
- 2-3 łyżki curry
- 1 łyżka dobrej węgierskiej papryki
- 1/2 szklanki ostrego ketchupu (u mnie Heinz)
- ok. 1 szklanki wody
- ew. chili, dla zaostrzenia smaku
Na jednej patelni podsmażyć mocno naciętą w talarki kiełbasę lub upiec ją pod grillem w piekarniku. Na drugiej patelni podsmażyć na oleju cebulę, dodać curry, paprykę, dobrze wymieszać, wlać ketchup oraz wodę i gotować przez chwilkę, aż sos stanie się apetycznie szklisty i odpowiednio gęsty... Gotową kiełbaskę ułożyć na sosie i posypać dodatkowo curry. Można podawać z frytkami albo z pieczonymi kartoflami. Pyszne. Tuczące. Pikantne. A nade wszystko - rozgrzewające danie! Po kilku godzinach zwiedzania - doskonały zastrzyk energii :) Przepis zaczerpnęłam stąd, wypróbowałam i wiem, że oryginalny sos smakuje właśnie tak :) Można, oczywiście, taki sos ugotować bez dodatku ketchupu, za to z pomidorami pelati, chili, octem i miodem, ale to już nie będzie fast food ;)
Do następnego razu!
PS
A dla tych, którzy pierwszy raz wybierają się do Berlina, znaleziona już po powrocie mała ściąga:
http://www.national-geographic.pl/drukuj-artykul/berlin-w-48-godzin/.
Tutaj można znaleźć znacznie więcej przydatnych informacji. Polecam.
PS
A dla tych, którzy pierwszy raz wybierają się do Berlina, znaleziona już po powrocie mała ściąga:
http://www.national-geographic.pl/drukuj-artykul/berlin-w-48-godzin/.
Tutaj można znaleźć znacznie więcej przydatnych informacji. Polecam.