LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

2009-05-31

Kurczak po węgiersku z kładzionymi kluseczkami

Zapracowana, roztargniona, źle zorganizowana etc., nie miałam czasu ani na gotowanie, ani na pisanie na blogu. Jednocześnie tęskniłam za prostymi polskimi smakami, za mięsem, sosem i mizerią, z nienawiścią patrzyłam na sushi albo jakieś zielone curry z kurczaka, które z konieczności, dla towarzystwa, z braku czasu itp. jadałam... Żołądek wołał o domowe jedzenie, kubki smakowe krzyczały: dość gotowców i knajp warszawskich - które są coraz gorsze (no nie wiem, może po prostu moje wymagania rosną...), ale nie bardzo dało się inaczej, z powodów wyżej wymienionych.

I doczekałam się pierwszego od miesiąca wolnego weekendu. Zaszalałam w kuchni i upiekłam bułeczki, chleb, ugotowałam młodą kapustę z mięsem, udusiłam różne mięsa, ugotowałam kluski kładzione, o sałatkach nie wspominając. Odpadłam przy deserze, który zrobił - jako fanatyk słodyczy - mój Mąż.

Powiecie, że kurczak po węgiersku to nie jest polska potrawa? Macie rację, ale... "Polak, Węgier dwa bratanki (...)", a poza tym kuchnie te zbliżone są jakoś do siebie, tyle że węgierska ma więcej charakteru.
Ponadto - jak już wspominałam wielokrotnie - mięsa uwielbiam głównie duszone i nie wiem, jak długo będę pisać tego bloga, ale zapewniam, że przepisów na duszone mięsa mam jeszcze pod dostatkiem... Taki kurczak w papryce wędzonej (pycha!) i mielonej słodko-pikantnej (csemege/ csipos na niej napisane) to danie, które podaję z kluseczkami nie węgierskimi, wprawdzie, ale zwykłymi kładzionymi, na które przepis sama sobie wymyśliłam. Do tego polska, jak najbardziej, kwaśna mizeria ze śmietaną i dużą ilością szczypiorku. Niebo w gębie, nareszcie! Zdjęcia nie dość piękne, za co przepraszam, ale rodzina czekała niecierpliwie, spoglądając raz po raz w kierunku stołu...


Składniki:
  • 4 udka kurczaka przekrojone na pół i obrane ze skóry (jeśli małe, można dać więcej porcji)
  • 2-3 młode cebule
  • 2 łyżki wędzonej mielonej papryki
  • 2 łyżki słodko-pikantnej papryki węgierskiej (można mniej, jeśli ktoś się boi)
  • sól, pieprz
  • kilka łyżek śmietany
  • olej lub smalec, jeśli chcemy być wierni tradycyjnej kuchni węgierskiej
Cebulę należy pokroić w grubą kostkę i króciutko podsmażyć na oleju, dodać paprykę i mieszać energicznie przez chwilę, by jej nie przypalić, dołożyć posolone udka, podlewać wodą kilkakrotnie i dusić do miękkości - około 1/2 godziny, ale to od wielkości udek zależy. Pod koniec duszenia dodać 2-3 łyżki kwaśnej śmietany (wymieszanej najpierw z kilkoma łyżkami paprykowego sosu spod udek) i dusić jeszcze przez kilka minut. Jeśli sos okaże się zbyt gęsty - uzupełnić wrzątkiem i jeszcze pogotować. Podawać z kluseczkami i czerwonym winem.

Przepis na proste i szybkie kluseczki kładzione:

Składniki
:
  • mąka
  • 2 jaja
  • kefir lub maślanka, jogurt też się nadaje
  • woda
  • sól
Nie umiem podać dokładnych proporcji, bo robię to tak: w dużym garnku, kiedy mięso się jeszcze dusi, nastawiam wodę na kluski, solę ją dopiero wtedy, kiedy zacznie wrzeć. W tym czasie przygotowuję ciasto. W misce mieszam trzepaczką do sosów (!) jaja, sól, kefir ( duży chlust) wodę ( znów duży chlust) i sypię mąkę, intensywnie mieszając ciasto, aż osiągnie pożądaną przeze mnie gęstość, to znaczy da się już formować łyżką kluseczki i wrzucać do garnka, ale ciasto można jeszcze mieszać trzepaczką. Jeśli uznam, że ciasta jest zbyt mało - dodaję wody i mąki i znów mieszam; zapewniam, że nie ma żadnych grudek. Kluseczki formuję łyżką umoczoną we wrzątku i wrzucam do wody, jedną po drugiej. Kiedy uporam się z zawartością miski i ostatnie kluseczki wypłyną już na powierzchnię - odcedzam je i podaję. Można polać masłem, by się nie skleiły. Moje kluski są bardzo delikatne i puszyste, niezbyt twarde, bo takich nie lubię, ale to zależy od upodobań, można po prostu dodać więcej mąki. Polecam!

2009-05-25

Pierwsze truskawki


Czasami nie chce się jeść nic. Ot, miseczka truskawek i tyle. To pierwsze polskie -mam nadzieję - truskawki w tym sezonie, a takie lubię jeść bez niczego, nawet bez balsamicznego octu, jogurtu czy śmietany.
Urok prostoty. Usiąść na balkonie, popatrzeć na zioła i kwiaty i -wdychając słodki zapach heliotropu - zajadać truskawki. Kuszący pomysł, zwłaszcza wtedy, kiedy nie ma się czasu i pisze tekst o "Tataraku" Wajdy, o życiu, śmierci i przemijaniu. Ot - truskawki...



2009-05-24

Odzykać smak, czyli klopsiki w sosie śmietanowo-koperkowym


Klopsiki uwielbiam od dziecka, nic dziwnego, że - jak zwykle wiosną - miałam ochotę na pyszne klopsiki w sosie koperkowym, z młodymi ziemniakami i sałatą ze śmietaną. Taki prawdziwy polski obiad w czasach, kiedy kuchnia przekracza granice. Specjalnie w tym celu kupiłam śmietanę w sklepie ekologicznym, czyli taką bez mączki chleba świętojańskiego i tych pasteryzowanych posmaków . Nawet nie wiedziałam, czy taka śmietana będzie mi jeszcze smakować, ale postanowiłam odzyskać dawne smaki...
I - dobre było! To znaczy klopsiki udały się nadzwyczajnie, ziemniaki były jadalne, jak to młode ziemniaki z Cypru czy Izraela, za to sałata... no cóż. Mój Mąż zapomniał porządnie ją opłukać (myślał, że ja to zrobiłam) i sałata z rzodkiewką, szczypiorkiem i prawdziwą śmietaną , zaprawioną odrobiną octu, pieprzu i soli, smakowała ... piaskiem... Szczęście zmącone - znacie tę idę? Jeszcze o tym napiszę, zapewniam!
Ale klopsiki polecam z całego serca jako potrawę błyskawiczną, łatwą, o świeżym smaku. W moim domu nazywaliśmy takie klopsiki pulpetami, Mama przygotowywała je dużo większe, ale ja lubię też takie małe kulki wielkości szwedzkich kotbullar, bo nadają się na jeden kęs, nie wymagają długiego duszenia, ot kilka minut, i pasują do ziemniaków, makaronu tagliatelle i do kaszy jęczmiennej albo pęczaku. Potrawa dobra dla dzieci i dla starców. Banał, ale jaki pyszny! Polecam :)

Składniki:

  • 1/2 kg mielonego mięsa wieprzowo-wołowego albo wieprzowego
  • 1 cebula
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 nieduże jajo
  • sól, pieprz
  • 1-2 łyżki bułki tartej (chodzi o odpowiednią gęstość klopsików, bo mięso po dodaniu jajka robi się dość rzadkie)
  • olej do smażenia
  • kilka łyżek gęstej śmietany
  • pęczek koperku
  • płaska łyżka mąki
  • ew. kilka łyżek wrzącej wody albo bulionu
Mięso mieszamy z utartą na tarce albo pokrojoną cebulą i pozostałymi dodatkami, formujemy umoczonymi w zimnej wodzie rękami niewielkie klopsiki, obsmażamy je na oleju, wykładamy osączone z tłuszczu do innego rondla, zalewamy śmietaną wymieszaną z płaską łyżką mąki (śmietana na pewno się wtedy nie zwarzy, a mąka zagęści sos), dolewamy nieco wrzątku, wrzucamy posiekany koperek i dusimy przez chwilę, aż sos stanie się aksamitny i odpowiednio zgęstnieje.
Mąkę wolę dodać razem ze śmietaną, nie obtaczam w niej klopsików przed obsmażaniem, bo zależy mi na tym, by sos miał smak śmietany, nie zasmażki. Ale można i inaczej, oczywiście. Można również pominąć mąkę i zredukować śmietanę do gęstości sosu. Tak czy owak - pycha.
Ja takie klopsiki podaję w różnych wersjach, czyli z różnymi sosami - z tymiankiem i sosem pomidorowym, z grzybami i koperkiem albo z samym sosem grzybowym. Grunt to prostota. I - co najważniejsze - smak odzyskany...

Po namyśle stwierdzam, że najukochańszy smak  to klopsiki w koperkowym sosie podane z młodymi ziemniakami. Cudo!

2009-05-20

Tymiankowo, czyli pierś kurczaka w ziołach


No i mam wreszcie sporo ziół balkonowych - rozmaryn, szałwia, tymianek zwykły i cytrynowy, mięta i bazylia pysznią się w skrzynkach i doniczkach. Niektóre to po prostu niewielkie sadzonki, ale inne - całkiem spore klomby. Na przykład tymianek cytrynowy. Nic więc dziwnego, że postanowiłam dodać dużo tymianku do zwykłych filetów z kurczaka, zamarynowanych w białym winie i czosnku. Ja w ogóle lubię tymianek i stosuję go do zup, zapiekanek i przede wszystkim - mięs, a dziki tymianek, czyli macierzanka to moje ulubione bieszczadzkie zioło. Siadałam sobie na przykład w dolinie Caryńskiego z widokiem na Magurę, rozcierałam w dłoniach gałązki macierzanki i czułam się szczęśliwa. Macierzankę - świeżą - dodawaliśmy wtedy do kiepskiej herbaty, próbując poprawić jej smak. Suszyłam ją również w małych bukiecikach, ale do głowy mi wówczas nie przyszło, że można to zioło dodawać do mięs...


Dzisiejsze danie jest tak proste, że aż głupio podawać na nie przepis, ale... a nuż kogoś zainspiruje?
Składniki:
  • filety z kurczaka
  • marynata - chlust wina białego, łyżka oleju, sól, pieprz, czosnek, tymianek
Biorę więc filety z piersi kurczaka, grubsze przekrawam na dwa cieńsze plastry, lekko rozbijam tłuczkiem i umieszczam w miseczce z marynatą, na którą składają się białe wino, olej, rozgnieciony z solą czosnek, sól i dużo gałązek tymianku. Gałązkami tymianku przekładam filety i zajmuję się czymś innym - na przykład przygotowywaniem sałaty do obiadu... Dobrze, by filety marynowały się przynajmniej godzinę. Wtedy smażę je na patelni, razem z przyklejonymi gałązkami tymianku (dziwne, ale się nie przypalają) i - gotowe. Nie mogłam powstrzymać się przed posypaniem dania dodatkową porcją świeżego tymianku... Podałam je z warzywami ugotowanymi na parze.

2009-05-19

Szparagi. Po prostu


Nie mam w tym roku czasu na szparagi, jakoś się tak nie składa, bo albo nie trafiam o odpowiedniej porze na bazar, albo jest zimno i nie chce się jeść szparagów tylko krupnik, albo pracuję, pracuję, pracuję... Zmobilizowałam się jakoś, przecież to najszybsze i naprawdę proste danie i - oto są.
Pierwsze szparagi zawsze gotuję na parze i podaję z masłem i z cytryną, najprościej jak tylko można. Tym razem było tak samo. Twarde końcówki zielonych szparagów odłamałam, resztę obrałam* obieraczką do warzyw (zaczynając od główki) i gotowałam około 15 minut na parze (można dłużej, jeśli ktoś lubi miękkie) i wszystko. Już na półmisku skropiłam je cytryną i obłożyłam wiórkami masła. Ale... na drugim półmisku był sos winegret (ten, którym polałam pory) i znów okazało się, że szparagi z winegretem to dopiero jest poezja! Polecam serdecznie. Z jajem w koszulce - po prostu niebo w gębie!
A tym, którzy szparagów nie próbowali, mogę powiedzieć, że z nimi jest jak z fasolką szparagową - dobrze smakują z masłem, polane bułką tartą, z jajkiem w koszulce albo z sadzonym, z beszamelem, sosem majonezowym, mogą być chrupiące lub miękkie, w zależności od tego, jak długo będziemy je gotować. Nadają się do sałat, zup, zapiekanek... Stwarzają kucharzom wiele możliwości, jak wszystkie warzywa, ale przede wszystkim - pozostawiają cudowne uczucie lekkości, bo są niskokaloryczne... Nie każdy wprawdzie lubi ich delikatną goryczkę, ale mnie ona nie przeszkadza. Polecam!

* Dobrawka zwróciła mi uwagę, że zielonych szparagów się nie obiera, tylko białe, bo są włókniste. Faktycznie, zielone szparagi nie wymagają obierania i pisałam już o tym przy innej okazji, ale mam wrażenie, że w Polsce nawet zielone szparagi bywają niekiedy zbyt włókniste, jakby nie dość świeże (zdarza mi się samej przetrzymać je dwa dni w lodówce!) i ja je wtedy, mimo odłamania końcówek, obieram - tyle, ile uznam za konieczne, sporo poniżej główki... Jeśli zaś uda mi się kupić naprawdę ładne i jędrne, wtedy odłamuję końce (nadają się na zupę), a pozostałe gotuję bez żadnego obierania na parze. Dziękuję!

2009-05-18

Filozofia cebularza, czyli cebularze lubelskie

Tak, to prawda, piekli je lubelscy Żydzi, pieką lubelscy piekarze i to zarówno w prywatnych, jak i państwowych piekarniach. Ja je znam z dzieciństwa i wcale nie pamiętam, żeby były to jakieś wyjątkowe wypieki - były po prostu wszędzie, a my je lubiliśmy bez dodatków albo przekrojone i posmarowane masłem - jak kanapki. Lubiłam nadziewać je jeszcze serem, wędliną, pomidorami. Pycha!
Nie były ani słodkie, ani małe, ani zbyt regularne, za to nieco wyższe na brzegach. Niektóre smakowały zbyt ostro - jakby cebula nie była duszona. Tych nie lubiłam. Mój obecny Mąż, a kiedyś Narzeczony, chętnie jadał cebularze jako specjalność lubelską, bo w stolicy takich wypieków nie znano, więc kiedy przyjeżdżał, czekało na Niego śniadanie z cebularzami i kołaczami z makiem z pobliskiej piekarni...

Kiedy Zawszepolka zaproponowała cebularze do Weekendowej Piekarni Alicji, ucieszyłam się, bo do ich upieczenia potrzebowałam pretekstu, choć po wymianie myśli z Buruuberii na temat cebularzy i tak postanowiłam poszukać przepisu idealnego.
Ten przepis jednak znałam i uznałam za słodki, postanowiłam więc nieco go zmodyfikować... Tak jak pisze Polka, jak zrobiła Tatter... Zrezygnowałam z dodania jaja, zmniejszyłam ilość drożdży i cukru oraz masła. Wyszły... pyszne! Mniej słodkie i kruche od poprzednich, choć i tak inne od oryginalnych cebularzy. Kto wie - może po prostu lepsze? Nasze wspomnienia mogą przecież kłamać, a poza tym - wszyscy poszukujemy smaków idealnych, niekoniecznie znanych. Obie z Buruuberii mamy takie wyobrażenia idealnych potraw, których wcześniej nie jadłyśmy, a i tak wiemy, jak mają smakować. Jagodzianki na przykład. Wcale nie pamiętam jakiegoś ideału z dzieciństwa, a jednak wiem, jakie mają być. Ot co. A cebularze - jeszcze nie wiem, ale naprawdę wierzę, że potrawa może osiągnąć smak idealny, trzeba go tylko odnaleźć ;)
W każdym razie - Polko, dziękuję za ten lubelsko-zamojski pomysł w Weekendowej Piekarni. Warto było!


Przepis podaję według receptury zaproponowanej przez Zawszepolkę, ale z moimi zmianami , których jest kilka. Oryginalną recepturę znajdziecie u Zawszepolki.

Źródło: Restauratorzy lubelscy

Cebularze lubelskie

Składniki:
  • 2,5 dag drożdży świeżych
  • szczypta cukru
  • 1/2 kg mąki
  • ok. 300 ml mleka
  • 1 łyżeczka soli
  • 2 dag masła
  • 1/2 kg cebuli
  • 3 czubate łyżki maku
  • 1 żółtko zmieszane z odrobiną mleka do posmarowania cebularzy
Drożdże mieszamy z cukrem, 2 łyżkami mąki i częścią ciepłego mleka. Pozostawiamy do wyrośnięcia.
Rozpuszczamy w garnku masło z resztą mleka. Wyrośnięty rozczyn i cieple mleko z masłem dodajemy do mąki z solą. Wyrabiamy ciasto tak, aby odstawało od ręki. Ma być miękkie i elastyczne. Następnie smarujemy kulę ciasta olejem i pozostawiamy do wyrośniecia, aż podwoi objętość.
Gdy ciasto rosnie, przygotowujemy cebule - kroimy ja w kostke i podsmażamy na oleju do uzyskania zlotego koloru, ale bez rumieniemia! Do cieplej jeszcze, ale juz zdjętej z ognia cebuli wsypujemy mak oraz doprawiamy sola i pieprzem.

Ciasto dzielimy na 12 częsci. Każdą część wałkujemy na okrągłe placki. Brzegi placków , a najlepiej całe placuszki smarujemy jajkiem. Następnie na środek kładziemy porcje cebuli, omijając brzegi. Zanim wstawimy cebularze do goracego piekarnika, poczekajmy, aż znów podrosną, jakieś 20 - 30 minut.
Pieczemy w 220 stopniach do zrumienienia - 20 - 25 minut.

A przy okazji - z tego samego ciasta upiekłam wspaniałe, puszyste bułeczki, które świetnie smakują z ekologicznym twarogiem i szczypiorkiem albo na słodko - z miodem rzepakowym prosto z Hajnówki...


[weekendowa_piekarnia_baner.jpg]

2009-05-14

Młode pory w sosie winegret

Pora na pory. W sosie winegret, oczywiście. Ta potrawa ma dla mnie magiczne znaczenie, bo to chyba pierwszy przepis z kuchni francuskiej, o jakim usłyszałam i którego długo nie odważyłam się nawet jako osoba dorosła przygotować. Najpierw nie mogłam uwierzyć, że to może być w ogóle smaczne, potem sądziłam, że pory są przecież zbyt włókniste, by mogły dać się pokroić. A jednak. Ktoś mi kiedyś opowiedział, jak to w czasach socjalizmu gospodarz przyjęcia - wegetarianin - przygotował dla siebie jedną potrawę bezmięsną, właśnie pory w sosie winegret, i kiedy wyszedł do kuchni po potrawy dla gości, tę jedyną mu właśnie goście pożarli... Smakowała bardzo wszystkim mięsożercom.
Ja jestem dziś zdeklarowaną miłośniczką porów, można powiedzieć, że podzielam w tej materii miłość Francuzów i nawet jeśli nasze pory są nieco włókniste to i tak mnie nie zraża!

Składniki:
  • 10 młodych, małych porów
sos winegret:
  • 1 ząbek czosnku,
  • 1 łyżka musztardy
  • 1 łyżka octu winnego,
  • szczypta soli
  • pieprz
  • szczypta cukru
  • 2 -3 łyżki oliwy
Czosnek rozcieram z solą, dodajem musztardę, ocet, cukier i pieprz, mieszam i wlewam do roztartej masy oliwę po kropelce. Sos można ukręcić w moździerzu albo ubić rózgą w misce.

Pory myję dokładnie, odcinam część zielonych liści i, jeśli to konieczne, nacinam i wypłukuję resztki ziemi. Gotuję na parze jakieś 10 minut (podobno można krócej- 5-10 minut, ale to już od grubości porów zależy, moje miały 1,5 - 2 cm średnicy). W tym czasie przygotowuję sos z czosnku, musztardy z Dijon, octu, soli, pieprzu, szczypty cukru i dobrej oliwy. Wystudzone i osuszone pory polewam sosem. Podobno po kilku godzinach są jeszcze lepsze. Nie wiem. Moje zniknęły dość szybko...

2009-05-11

Młoda kapusta

Przyszła pora na młodą kapustę. Lubię ten moment i bardzo staram się, by młoda kapusta różniła się smakiem od tej nieco starszej. Nie dodaję więc pomidorów, lecz ocet winny i duuuużo koperku. Gotuję kapustę na lekkim wywarze ze skrzydełek kurczaka, cebulki i młodej włoszczyzny albo z dodatkiem ... smalcu ze skwarkami. To naprawdę dobre, choć długo nie mogłam się do smalcu czy też słoniny przekonać. Ale wszyscy na bazarku tak mi radzili, no i starsze pokolenie na Mazowszu tak gotuje...

Składniki:

  • 2 główki młodej kapusty
  • pęczek cebulki dymki
  • kilka marchewek
  • pęczek koperku
  • ocet winny
  • kilka łyżek smalcu ze skwarkami albo kawałek słoniny pokrojonej w kostkę i usmażonej na skwarki - podobno lepsze!
  • sól, pieprz
Tym razem przygotowałam kapustę z dodatkiem smalcu ze skwarkami (dostałam taki w prezencie), ale czasami używam po prostu masła i oleju. Zwykle podsmażam pęczek dymki na tłuszczu, dodaję młodą włoszczyznę albo same marchewki i przez chwilę duszę. Dorzucam jeszcze kilka gałązek koperku w całości. Potem dodaję kapustę, gotuję warzywa do miękkości, doprawiam solą, pieprzem, octem winnym i dodaję co najmniej pęczek pokrojonego koperku. Pycha! Ważne, żeby odparować nadmiar wody, by przestała przypominać kapuśniak i by nie gotować kapusty zbyt długo, bo zmienia się w nieapetycznie wyglądającą breję. Taka kapusta podana z młodymi ziemniaczkami, porządnie oblanymi masłem i wymieszanymi ze szczypiorkiem i koperkiem, jest niewiarygodnie smaczna.

Ostatnio młode ziemniaki podałam z duszonymi kurkami ze słoika, przywiezionymi ze sklepu w Hajnówce. Smak niepowtarzalny, nawet ziemniaki z Cypru czy Egiptu zaczynają być w takim wydaniu jadalne...

2009-05-10

Chleb razowy pszenno-żytni ze słonecznikiem

Zatęskniłam do domowego chleba. W ostatnim tygodniu jedliśmy chleby albo bułki ze sklepu, bagietki od Vincenta z Nowego Światu, ale własny chleb to - wiadomo, co innego...

Upiekłam chleb razowy z przepisu Kass, gospodyni tej edycji Weekendowej Piekarni i to był strzał w dziesiątkę! Często, kiedy piekę chleby, mam wrażenie, że są pyszne, ale za bardzo przypominają chleb z piekarni. Tymczasem dodatek nasion, przypraw albo ziół sprawia, że chleb zyskuje własny, domowy charakter. Tak jest i z tym przepisem: niby zwykły razowiec, ale bez drożdży (!), z dużą ilością słonecznika, z mielonym kminkiem i glazurą z żółtka, co sprawia, że zyskuje ten niepowtarzalny charakter. Moja Siostra (dostała jeden bochenek) jest zachwycona. My też. Dzięki, Kass!


Przepis podaję za Autorką:

CHLEB RAZOWY PSZENNO-ŻYTNI ZE SŁONECZNIKIEM

Wieczorem, w przeddzień pieczenia:
  • 100g zakwasu żytniego (najlepiej z mąki żytniej razowej)
  • 100g mąki pszennej razowej
  • 200g mąki żytniej razowej
  • 130g letniej woda
Wszystko wymieszać łyżką, dodając tyle wody aby utworzyła się miękka masa. Przykryć i pozostawić na noc w temp. pokojowej.

Na drugi dzień rano dodać:
  • 180g mąki pszennej razowej
  • 200g mąki żytniej razowej
  • 1,5 łyżeczki soli
  • 1 łyżka kminku lekko roztłuczonego w moździerzu
  • 100g nasion słonecznika
  • letnia woda
Wszystko razem wymieszać, dodając wody tyle, aby powstało miękkie, lecz nie luźne ciasto. Ma się lekko mieszać, ale nie rozpływać.Pozostawić na 10 minut aby odpoczęło i przełożyć do naoliwionej (można wysypać otrębami) dłuższej keksówki lub dwóch małych. Przykryć naoliwiona folią i pozostawić do wyrośnięcia (ok. 2,5 godz). Ma podrosnąć o ok 70% objętości. Posmarować wierzch chlebków roztrzepanym jajkiem, posypać ziarenkami słonecznika i po wierzchu posmarować ponownie przyklejając ziarenka do chleba.
Piekarnik nagrzać do 250stC. Wstawić chleb i obniżyć temp. do 220stC.
Piec ok 1 godz. Wyłączyć i pozostawić chwilę w piekarniku. Chleb ma być ciemnobrązowy, dobrze wypieczony. Wyjąć na kratkę i ostudzić. Kroić po całkowitym wystudzeniu, najlepiej na drugi dzień.



2009-05-05

Miłośnicy zwierząt, czyli o tym, jak nie zostałam psią mamą...

Długi weekend spędziliśmy w Puszczy Białowieskiej. W gospodarstwie (pensjonacie?) agroturystycznym nieopodal Hajnówki mogliśmy zachwycać się ósemką szczeniąt labradorów, które już przeznaczone były do sprzedaży. Nie odważyliśmy się zmienić naszego życia i wróciliśmy bez psa... Nie wiem, czy jesteśmy na to gotowi i czy kiedykolwiek będziemy. Ale zaczęłam to sobie wyobrażać: trzy - cztery razy dziennie spacer, ranne wstawanie i szybki powrót do domu po pracy, by wyprowadzić psa... Mieszkanie w bloku nie byłoby dla dużego psa dobre... Jesteśmy odpowiedzialni, więc nie zrobimy tego psu... Psy schroniskowe czekają na opiekunów... Poza tym - nigdy przecież nie mieliśmy psa! No i jeszcze: pies to po prostu kolejne dziecko w rodzinie, jak mówią psiarze... No tak - ale my przecież nie mamy dzieci... Uwielbiam psy, ale jestem przecież kociarą... Ech!


Szczenięta były oczywiście urocze - niezwykle łakome, nieporadne jeszcze, takie pączki, pulpety, kluchy... cudne i tyle, a matka - Atena - cierpliwa i wytrwała. Ja miękłam, mój Mąż - nie. Przez chwilę nawet wyobrażałam sobie siebie w nowej roli, ale zabrakło gotowości na taką rewolucję w życiu. Jeszcze nie teraz.

Po powrocie do domu czekało na mnie wyróżnienie na blogu Elisse - Kreatywne koty dla miłośników zwierząt. Elisse - dziękuję bardzo, choć nie wiem, czy zasługuję, bo mam tylko jednego grubego, w dodatku uczłowieczonego kota, który najpierw się na nasz widok ucieszył, potem obraził, by w końcu pokazać, jak tęsknił - czyli: wymruczeć się do ucha, poprzytulać, pobyć z nami i na nas, poprzeszkadzać w odpoczynku...

[kreatywnekoty.jpg]

Chleb polski


Skoro już mam koszyczki do wyrastania chleba, postanowiłam częściej piec chleb w kształcie bochenków, pszenno-żytni na przykład. U Tatter znalazłam przepis na chleb polski, na zakwasie z mąki razowej - o to mi chodziło! Postanowiłam więc upiec chleby od razu z podwójnej porcji, by wypróbować trzy koszyczki, jakie mam dzięki Kass. To był świetny pomysł - bo i chleb okazał się pyszny, i porcja ciasta wystarczyła akurat na trzy koszyczki. Piekłam bochenki na kamieniu i przyznam, że ledwo się zmieściły... Musiałam ciasto delikatnie wytrząsać wprost na rozgrzany kamień i uważać, by nie zdeformować żadnego bochenka. Udało się. Chleb wyszedł cudowny - podobny do tego w sklepie, ale jednocześnie inny, bo z dodatkiem razowego zakwasu.

Kiedy tak czarowałam w kuchni, podśpiewując refren piosenki o Cześku Piekarzu, chleby pięknie rosły w piekarniku. Chleb się chlebie, chleb się chlebie.../ Ponad chleb być może co... Myślałam sobie śpiewając, że nigdy bym nie przypuszczała, iż sama zostanę piekarką. A chleb domowy, wiejski, pieczony przez babcie, ciotki, sąsiadki albo nieznane staruszki wprost uwielbiałam. Kiedyś dostaliśmy taki chleb w Bieszczadach, w Terce, od ostatniej staruszki, która jeszcze sama piekła chleby. Teraz ja sobie studiuję przepisy, piekę chleby w ramach Weekendowej Piekarni i myślę, że dało się jednak tradycję ocalić... Choć, oczywiście, warto by było zdobyć oryginalne przepisy na żytni chleb z Lubelszczyzny czy Podlasia. Nie mam od kogo. Na razie chleby z moich przepisów pieką moja Mama i Ciotka...
Jeden z trzech upieczonych bochenków został niemal od razu pożarty, bo odwiedziła mnie zdesperowana i zmęczona Ania, która miała jakąś przerwę w swojej pracy. Kiedy weszła, powiedziałam, że do jedzenia mam tylko chleb z masłem. Jadłyśmy więc gorący i posmarowany masłem chleb, zagryzając rzodkiewką i pomidorem... Uff... Rzeczywistość oswojona. Po raz kolejny.
Drugi bochenek zabrałam od razu na spotkanie intelektualne u Małgosi, u której to - pogryzając kromki chleba i próbując pysznych sałat oraz pieczonych batatów - dyskutowaliśmy o ostatniej książce Sebalda, o świecie kolekcji, o mylących analogiach, o funkcji fotografii, o tym że literatura (a przynajmniej twórczość Sebalda) ocala. Pieczenie chleba też. Zapewniam.

Przepis cytuję za Tatter, bo piekłam bez zmian, tyle że w temperaturze 250 stopni, bo mój piekarnik taką ma moc. Chlebów nie nacięłam, więc lekko popękały. Na szczęście! - Muszą się przecież czymś różnić od bochenków z piekarni...

Składniki:

  • 200g zaczynu zakwasowego żytniego razowego (130% hydracji)
  • 550g mąki białej pszennej chlebowej
  • 50g maki pszennej razowej żarnowej lub 50g otrąb pszennych
  • 1 łyżeczka słodu
  • 1 łyżka soli
  • 300g letniej wody
  • opcjonalnie 1/4-1/2 łyżeczki drożdży instant
  • opcjonalnie 2 lyżki kminku
Wszystkie składniki mieszam w dużej misce, a potem zagniatam sprężyste gładkie ciasto. Zostawiam w szczelnie zakrytej misce na 2 -2 1/2 godziny i składam w tym czasie 2 - 3 razy.
Następnie zwijam owalny bochenek. Umieszczam go w koszu i zostawiam do wyrośnięcia na 1-1 1/2 godziny (krotko, gdy dodaje drożdże, dłużej jeśli chleb jest na samym zakwasie). Szybko nacinam. Piekę z parą w piecu nagrzanym do 260C przez 10 minut, potem obniżam temperaturę do 230C i piekę jeszcze 20-25 minut. W połowie pieczenia bochenek obracam, aby obie strony jednakowo się zrumieniły.
Zauważyłam, że należy monitorować ostatnią fermentację i nie dopuścić do nawet najmniejszego przerośnięcia chleba. Świetnie się przechowuje i pięknie pachnie.