LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

2010-03-26

Ryba w curry

Lubicie przygotowywać posiłki z ryb mrożonych? Bo ja nie... Ale ponieważ świeże ryby  nie zawsze są naprawdę świeże i łatwo dostępne, więc z posępnym wyrazem twarzy wyjęłam z zamrażarki kilka filetów tilapii. Miałam je zapiec ze szpinakiem albo przyrządzić na parze.  Myślałam nawet o zupie rybnej, ale  kiedy podsmażałam warzywa i posypywałam je ulubioną mieszanką curry (taką w młynku), pomyślałam, że wolę rybę w potrawce, czyli - curry. Dodałam więc śmietany, doprawiłam całość i delikatnie zanurzyłam w powstałym sosie rybę. Gotowałam pod przykryciem około 10 minut i potrawka była gotowa! Nie da się ukryć, że ostateczny smak nadała mojemu curry kolendra. 

- A gdzie mleko kokosowe - zapytacie? Ano - wolę śmietanę. Kokos to nie jest mój ulubiony smak, przez wiele lat nie byłam w stanie zjeść niczego z dodatkiem kokosowych wiórków; mleko jakoś jeszcze toleruję, ale nie nadużywam w mojej kuchni tego produktu i kiedy tylko mogę, zastępuję  śmietaną. Zresztą - to moja kuchnia i mój przepis ;) Łatwy i smaczny bardzo, więc polecam szczerze! Można podać taką rybę z ryżem albo z bagietką, albo z niczym, bo w sosie jest sporo warzyw.

Składniki:
  • 6 filetów lekko rozmrożonej tilapii
  • 2 marchewki
  • 1 por
  • 1 cebula
  • kawałek selera
  • 1 łyżka ulubionej mieszanki curry
  • trochę chili / mała suszona papryczka albo  świeża, pozbawiona pestek/
  • kawałek świeżo startego imbiru
  • liście limonki kafir
  • świeże liście laurowe
  • kilka liści curry
  • 1 łyżka masła + 1 łyżka oleju do smażenia
  • 2 czubate łyżki śmietany (może być mleko kokosowe, oczywiście)
  • świeża kolendra
  • sok z limonki ew. cytryny
Warzywa pokroić  w plasterki, podsmażyć je na oleju z masłem, dodać curry, pozostałe przyprawy i poddusić pod przykryciem, podlewając odrobiną wrzątku, żeby się nie przypaliły. Kiedy zmiękną, dodać śmietanę, dusić przez chwilę, usunąć liście i ostrożnie włożyć rybę do sosu, którego powinno być tyle, by przykrył i warzywa, i rybę, ale nie więcej! Dusić do miękkości pod przykryciem. Gotowe danie doprawić sokiem z limonki i posypać kolendrą.

Danie to byłoby równie pyszne, gdyby do warzyw - zamiast wschodnich przypraw - dodać tymianek albo koperek i sok z cytryny. Spróbujcie :)

 

2010-03-22

Gulasz szegedyński albo drugie odkrycie Ameryki*

 Ciekawe, czy też tak macie - wymyślacie sobie jakiś przepis od a do z albo upraszczacie już istniejący i okazuje się, że udało Wam się odtworzyć popularny skądinąd przepis - na przykład Roberta Makłowicza  albo jakiejś blogowej koleżanki? Jakiś czas temu zobaczyłam apetycznie sfotografowany gulasz szegedyński na blogu Majki. Zainspirowana, ugotowałam go  sobie po swojemu, po czym zobaczyłam go w bardzo podobnej wersji u Kasi, która pisze, że to... receptura  Makłowicza... No więc,  mimo iż nigdy wcześniej nie widziałam  oryginalnego przepisu Roberta Makłowicza, podaję recepturę Autora. Na szczęście ja dałam mniej kapusty (ale tylko dlatego, że tylko tyle miałam) i dodałam ziemniaki... 

Niektóre przepisy kulinarne  chyba nie mają właściciela. Są  własnością wszystkich, wszak  chodzi  tu raczej  o  styl gotowania, a nie o sekretny składnik...

Gulasz szegedyński  Roberta Makłowicza (?)
  • 1 kg wieprzowiny  ( łopatka)
  • 800 g / (u mnie 500) g kiszonej kapusty
  • 2 cebule
  • ząbek czosnku
  • 2 łyżeczki kminku
  • łyżka słodkiej papryki w proszku (najlepiej węgierskiej; chyba dałam więcej...)
  • łyżeczka ostrej papryki w proszku
  • 1 szklanka / (u mnie 1/2 szklanki)  śmietany
  • łyżka mąki
  • 2 łyżki oleju
  • sól
  • pieprz
u mnie: 
  • 1/2 kg ziemniaków (opcjonalnie, otrzymamy wtedy prawdziwe danie jednogarnkowe)
Grubo posiekaną cebulę zeszklić na oleju. Dodać pokrojone w kostkę mięso, lekko zrumienić,  obsypać  łyżką mąki i jeszcze podsmażyć, podlać nieco gorącą wodą, dodać zmiażdżony czosnek, sól, papryki, kminek i pieprz. Dusić pod przykryciem około 30 minut, w razie potrzeby podlewając nieco wodą. Dodać odciśniętą i pokrojoną kapustę i dusić na małym ogniu, czasami mieszając, aż kapusta zmięknie. Podawać z kleksem śmietany.
Makłowicz radzi wymieszać śmietanę z łyżką mąki i dodać do gulaszu, a gotowy  podawać z knedlami bułczanymi, ale rozum  nie pozwoliłby na takie kulinarne rozpasanie. Ja pod koniec duszenia dodałam jeszcze cząstki ziemniaków. Wiem, knedle byłyby o niebo lepsze :)

* Tytuł posta też zainspirowany komentarzem Kasi :)

2010-03-20

Drożdżowe ciasto z marcepanem

Myślę sobie, że
Ta zima kiedyś musi minąć
Zazieleni się
Urośnie kilka drzew
Niedojedzony chleb
W ustach zdąży się rozpłynąć
A niedopity rum
Rozgrzeje jeszcze krew.
[...]
Coś mówi mi, że
Jeszcze wszystko będzie możliwe

[...]

/E. Adamiak/W.Waglewski, Nim stanie się tak, jak gdyby nigdy nic/

Podśpiewując,  zapraszam  na  zimowe jeszcze ciasto drożdżowe... Bardzo puszyste, delikatne, cudownie słodkie od cukru i marcepanu. Ja żałowałam, że dodałam tylko pół kostki marcepanu, bo resztę zjadł,  za moją zgodą,  Mąż. Ja zresztą też zjadłam nieco, nie mogąc uwierzyć, że kiedyś nie cierpiałam żadnych słodyczy z marcepanem. Jak to było możliwe? 

 
Składniki:
  •  0,5 kg mąki
  •  10 dkg cukru (początkujący mogą dać mniej, łatwiej będzie wyrobić ciasto)
  •  4 dkg drożdży (użyłam świeżych)
  •  cukier waniliowy domowy z prawdziwą wanilią (2 łyżki)
  •   ok. 1 szklanki mleka (200 ml albo mniej, zależy od wielkości żółtek)
  •   3 żółtka
  •   1 całe jajo
  •   szczypta soli
  •   10 dkg masła
  •   2 łyżki oleju
Nadzienie:
  • 10 dkg marcepanu
  • 5 dkg płatków migdałowych albo rodzynek (warto również dać więcej)
  • 3-4  łyżki brązowego cukru (np. muscovado)
Zaczyn: 4 dkg g drożdży wymieszać z 1/2 szklanki ciepłego mleka, 1/2 szklanki mąki i 1 łyżeczką cukru. Odstawić na 20 - 30 minut.
Ciasto: W tym czasie rozpuścić masło i ubić na parze żółtka i  całe jajo z cukrem oraz cukrem waniliowym. W misce połączyć mąkę, zaczyn i sól, dodać ubite żółtka i  lekko ciepłe mleko, wyrabiać przez kilka minut. Potem stopniowo dolewać przestudzone (!) masło i wyrabiać jeszcze około 15-20 minut. Można wyjąć ciasto na stolnicę albo deskę i dokończyć wyrabianie, dodając 2 łyżki oleju. Ciasto przykryć ściereczką albo folią i odstawić do wyrośnięcia.  Wyrośnięte ciasto podzielić na pół, krótko wyrobić i uformować dwa prostokąty, każdy posypać  cukrem muscovado, rozłożyć na nim równomiernie marcepan pokrojony w niewielkie kosteczki, posypać płatkami migdałów (zostawić trochę do posypania wierzchu) i zwinąć jak roladę.  Ciasta umieścić w posmarowanych masłem foremkach i pozwolić im wyrosnąć - powinny podwoić objętość  (może to zająć około  godziny). Wyrośnięte ciasta  posmarować rozmąconym żółtkiem z odrobiną mleka i posypać resztą płatków migdałowych.

Piec do zrumienienia w piekarniku nagrzanym do 180 stopni (około 35 minut albo ciut dłużej).



2010-03-14

Zupa czosnkowa z grzankami

To taka wersja z dodatkiem ziemniaków. Wersja niemal błyskawiczna, dodam. W większości przepisów do zupy czosnkowej dodaje się dużo chleba albo żółtko, tu jest inaczej - ziemniaki. Wydaje mi się, że to czeski przepis, bo z dodatkiem sera, który zapewnia ostateczną konsystencję, ale ja takiej zupy w Czechach ani na Słowacji nie próbowałam...  Małgosia na swoim blogu pisze z kolei, że to francuska zupa, podobno z Korsyki. Czemu nie, może być i francuska.  Najbardziej dziwi mnie, że Polacy nie wymyślili zupy czosnkowej ani cebulowej. Zwłaszcza na przednówku, prawda? Spróbujcie.

My jedliśmy ją na późny obiad, kiedy nie chce się już przygotowywać bardziej pracochłonnych dań, a same kanapki nie wystarczą. Myślę, że to przede wszystkim doskonała zupa na kameralne przyjęcie dla gości, którzy nie mają uprzedzeń do czosnku - mogą być pozytywnie zaskoczeni! Było czosnkowo, to prawda, ale zapewniam, że to całkiem  inne doświadczenie niż zjedzenie kilku ząbków czosnku na surowo... Wiem, bo przygotowuję duszonego  kurczaka z czterdziestoma ząbkami czosnku  (tak każe francuski przepis) i danie jest zaskakująco łagodne.

W mojej wersji zupa prezentuje się tak:

Składniki:
  • główka czosnku
  • 5 ziemniaków
  • litr bulionu warzywnego albo wrzątku*
  • ok. 10 dkg żółtego sera 
  • 2 łyżki oleju
  • 4 świeże liście laurowe (może być 1 suszony)
  • kilka gałązek świeżego tymianku
  • sól, świeżo zmielony pieprz
  • ew. 2 łyżki kwaśnej śmietany (jeśli zupa nie była gotowana na bulionie)
 Ziemniaki i czosnek pokroić, podsmażyć na oleju, zalać bulionem/wrzątkiem, dodać zioła  i gotować do miękkości (około 20 minut). Usunąć liście laurowe i tymianek, zmiksować zupę, dodać starty na tarce ser, sól i pieprz, ewentualnie nieco śmietany. Na patelni albo w tosterze zrumienić grzanki i podawać z zupą. Ja lubię zgrillowane albo podsmażone duże kromki chleba, natarte czosnkiem dla wzmocnienia wrażeń (ha, ha!) włożone do zupy albo podane osobno, ale mogą to być również małe grzanki. Polecam :)

*Staram się nie używać kostek rosołowych - są niezdrowe i przeczą zasadom dobrej kuchni.  A poza tym - wszystkie zupy z dodatkiem kostki smakują tak samo...

2010-03-09

Przedwiośnie. Łazanki z kapustą i trochę serca


Piąta pora roku. Przedwiośnie. Ohyda! Rozpaczliwie poszukuję pocieszaczy - jakiś spacer (chybiony pomysł, napiszę od razu, bo sprawdziłam), dobry film, książka, herbata z cytryną, ulubiona nalewka?  Najchętniej teleportowałabym się w jakieś pełne energii miejsce i wróciła tu za miesiąc. Podobno jeszcze gorzej w Rzymie - zimno, wilgotno i kiepskie ogrzewanie. Rezygnuję.

Macie swoje ulubione pocieszacze? Kawa w ulubionej sieci barów?  Czerwona szminka? Nowe buty? Pogaduchy do poduchy? Aromatyczna kąpiel? Atak na księgarnię?
Wiem, wiem, można upiec chleb. Ale ile można piec, zwłaszcza, jeśli przeszło się na dietę... Wymyśliłam łazanki z kapustą. Tak. Ktoś jeszcze pamięta to danie? W pewnym przedszkolu  łazanki z kapustą i mięsem są prawdziwym przebojem -  rodzice pytają o przepis, bo dzieci bardzo lubią tę potrawę... 
Tak. Danie budzi wspomnienia... W moim przypadku nie z domu czy przedszkola, ale ze szkolnej stołówki. Kontrowersyjne, brzydkie i pyszne! Zwłaszcza nieco przypalone. I absolutnie niedietetyczne! 
Składniki:
  • 80 dkg - 1 kg dobrej kapusty  kiszonej
  • kawałek ulubionego wieprzowego mięsa - chude żeberka, łopatka
  • 2 - 3  cebule
  • spory kawałek masła (może być duży,1/2 kostki -  wtedy kapusta zyskuje na smaku. Ba, nie potrzebuje nawet mięsa!)
  • 2 łyżki oleju
  • liście laurowe (u mnie świeże)
  • czarny pieprz
  • kilka suszonych grzybów
  • Makaron łazanki domowy lub gotowy
Kapustę (kwaśną, nieodciśniętą!)  udusiłam w garnku żeliwnym na maśle i oleju   razem z mięsem, cebulą,  przyprawami i grzybami, podlewając niedużą ilością wody. Tak jest lepiej, kapusta gotuje się jakby szybciej i
jest od razu smaczna ;) Nadmiar płynu odparowałam, całość przypaliłam nieco w sposób kontrolowany - dla nabrania smaku i koloru, doprawiłam pieprzem i wymieszałam z ugotowanym makaronem łazanki. Dusiłam potrawę  jeszcze przez chwilę i podałam. Następnego dnia, odgrzana, zyskała jeszcze na smaku. Szczerze polecam. W wersji bez mięsa też. 
Mam wrażenie, że jawię się na tym blogu jako obrończyni dawnych, tradycyjnych smaków. Poniekąd to prawda. Poniekąd... Byle do wiosny, kochani!
 A zamiast deseru  na podniesienie nastroju - zdjęcie zadowolonego (?)  kota.
 
I jeszcze serdeczny apel o  pomoc dla pięknego psa Tymona, który szuka domu:

http://www.dogomania.pl/threads/181353-PiAE-kny-dostojny-mA-ody-psiak-czyli-Tymon-Szuka-domku

Poczytajcie o psie i poczytajcie o Ori i Jej zwierzakach, o których pisze i które pięknie fotografuje  na blogu Pełnia lata w domu Tymianka;  poczytajcie o wspaniałym miejscu, gdzie zawsze pachnie tymiankiem i gdzie jest dużo dobroci. To do domu Ori przyszedł  pewnego dnia Tymon -  wiedział, co robi :) Teraz przyda mu się każde, choć najdrobniejsze wsparcie. Innym zwierzakom też.

2010-03-07

Chleb na dwóch zakwasach i wiosenne postanowienia

Wolę wiosenne postanowienia niż te noworoczne. Bo wiosenne realizuję. I tak: 
  1.  Muszę przejść na dietę -  to oczywiste -  i ... przejdę. 
  2.  Będę częściej chodzić do kina. Raz w tygodniu. Na razie się udaje. 
  3.  Codziennie przeczytam około stu stron. Zobaczymy -  pewnie się uda, ale nie będą to wyłącznie powieści...
  4.  Będę choć raz w tygodniu wracać do domu piechotą. Przynajmniej przy ładnej pogodzie.
  5.  Będę częściej jeździć na rowerze. To normalne wiosną ;)
  6.  Będę nadal piec chleb przynajmniej  raz w tygodniu. I piekę!
 Ten chleb upiekłam w prezencie dla Rodziny. Wyjęłam bochenek z piekarnika około pierwszej w nocy, a jedliśmy go dopiero na śniadanie...  następnego dnia. Nie wiem więc, jak smakuje świeży. Ale wiem, jak pachnie! 
 
 Tak więc - pierwszy chleb na dwóch zakwasach  - zaliczony. Dziękuję Margot, która gospodarzyła w Weekendowej Piekarni i za Margot podaję przepis:

Chleb na dwóch zakwasach

Przepis Tatter

Zaczątek pszenny:

  • 40 g białej pszennej mąki chlebowej
  • 50 g wody
  • 1 łyżka dojrzałego płynnego zakwasu
Zaczątek żytni:
  • 40 g maki żytniej razowej
  • 33 g wody
  • 1 łyżeczka zakwasu żytniego
W osobnych miskach mieszamy ze sobą składniki zaczątków. Zakrywamy szczelnie i pozostawiamy na 12 godzin w cieplnym miejscu.( np. na noc)

Ciasto właściwe:
  • 380 g białej pszennej maki chlebowej
  • 40 g maki pszennej razowej
  • 260 g wody
  • 1/2 łyżki soli ( ja daje 1 lekko czubatą łyżeczkę soli)
  • zaczątek pszenny (bez jednej łyżki )
  • zaczątek żytni (bez jednej łyżeczki)
Mieszamy wszystkie składniki z wyjątkiem soli. Gdy połączą się w niedbałą masę, szczelnie zakrywamy (  ja po prostu wkładam miskę z ciastem do foliowej torebki) i zostawiamy na 45-60 min. (autoliza).
Później dodajemy sól i zagniatamy ciasto przez 6 minut.
Główna fermentacja trwa ok 2 1/2 godziny. W tym czasie składamy ciasto dwukrotnie (w 50 minutowych odstępach).
Następnie formujemy kulę i wkładamy ją do kosza ( kosz dla pewności można wyłożyć cienką ściereczką wysypaną mąką) , złączeniami w górę, tak zostawiamy na 2 - 2 1/1 godziny w temperaturze 22-23C.
Można również spowolnić ostateczna fermentację,  umieszczając chleb (szczelnie zamknięty w foliowej torbie) w lodowce...do 18 godzin, w temp. 4C.
Chleb wykładamy na łopatę /deseczkę wysypaną mąką , można jeszcze chleb naciąć i delikatnie zsuwamy na rozgrzany kamień.
Pieczemy w piecu rozgrzanym do 240C, na kamieniu z parą...przez ok 35 minut.
Oczywiście kamień nie jest konieczny - chleb można piec na bardzo rozgrzanej blasze (stoi ona w piekarniku od początku nagrzewania piekarnika)

2010-03-04

Po prostu soba

Ugotowałam sobie sobę... Tyle tego makaronu na blogach, że i mnie skusił obietnicą dobrego smaku i dobrego samopoczucia na przedwiośniu. Ten gryczany (a właściwie gryczano-pszenny) japoński makaron świetnie smakuje w towarzystwie grzybów shitake albo brązowych pieczarek i sosu sojowego. Danie robi się  błyskawicznie i szybko zjada z talerza albo miski. To taka japońszczyzna po polsku. Podobno poprawia humor. Podobno zawiera magnez...
Składniki:
  • makaron soba (zapewne może być jakiś inny gryczany, np. 1/2 opakowania)
  • 3 łyżki sosu sojowego
  • ok. 30 - 40 dkg brązowych pieczarek
  • cebula dymka razem ze szczypiorkiem
  • 1 ząbek czosnku
  • papryczka chili (niekoniecznie, chyba że  lubicie  bardzo ostre dania)
  • 1 łyżka drobno pokrojonego imbiru
  • 1 łyżka octu ryżowego albo winnego
  • 1/2 łyżki oleju sezamowego (ostrożnie, bo ma potwornie mocny, wyrazisty smak)
  • 2 łyżki ulubionego oleju
  • 2 łyżki wody
 Zagotować wodę na makaron i ugotować sobę. W  tym czasie pokroić pieczarki, imbir, czosnek i białą część dymki, odrobinę papryczki chili, podsmażyć krótko na oleju i dodać sos sojowy (najlepiej jasny), olej sezamowy, ocet i ewentualnie 2 łyżki wody, jeśli sosu wyda Wam się za mało. Dodać ugotowany i zahartowany zimną wodą makaron, wymieszać,  posypać szczypiorkiem od dymki. Gotowe. Smacznego! Radzę zajadać pałeczkami. Przyznam, że łatwiej jeść ten makaron  z miski...

2010-03-01

Męska rzecz, czyli pieczeń wieprzowa w świeżych liściach laurowych

Marzec. Cholerny marzec. Udało mi się na szczęście kupić świeże zioła w doniczkach - rozmaryn, tymianek i... laur! Tak, laur. Wreszcie go mam i chyba wykorzystam na wiele sposobów, bo zapach świeżych liści laurowych jest cudowny i niezwykły po prostu, a smak dużo delikatniejszy niż suszonych. Już rozumiem, że zupa ziemniaczana z dodatkiem takich liści może być wspaniała, a roladki ze śledzia - owinięte,  każda z osobna,  w listek laurowy -  mogą być i piękne, i smakowite ... Już rozumiem, bo do tej pory nieco wątpiłam w ich smak.
Na tę okoliczność przygotowałam leniwą pieczeń wieprzową, duszoną ze świeżymi gałązkami tymianku i rozmarynu, obłożoną liśćmi laurowymi. Pieczeń dusiła się z cebulkami i czosnkiem w dużym garnku żeliwnym, a potem, z lenistwa i dla smaku, dorzuciłam do garnka ćwiartki ziemniaków. Męska rzecz. Ale kobiety przed wiosenną falą odchudzania też nie pogardziły daniem, o nie ;) Zdjęć kota, który dobierał się do jedzenia,  wskakując na stół, litościwie nie zrobiłam, bo mogłyby zniesmaczyć odpornych na koci wdzięk czytelników...
Składniki:
  • duży kawałek chudego schabu karkowego (1 i 1/2 - 2 kg)
  • kilka cebul pokrojonych w ćwiartki
  • kilka ząbków czosnku
  • kilka gałązek rozmarynu i tymianku
  • 6-8 sztuk świeżych liści laurowych (suszone najwyżej 2)
  • 1 kg ziemniaków okrojonych w ćwiartki lub połówki
  • sól morska, pieprz czarny
  • 2 łyżki oleju
W dużym żeliwnym garnku rozgrzałam olej,  umieściłam na cebulach  natarte przyprawami i  obłożone ziołami  mięso, podlałam wodą i dusiłam na niewielkim ogniu, co jakiś czas zaglądając pod pokrywkę, by przewrócić pieczeń, zamieszać cebule i - na końcu, kiedy mięso było prawie miękkie - dodać ziemniaki. Ziemniaki włożyłam na spód garnka,  by gotowały się w smakowitym sosie i przeszły aromatem przypraw. Całość dusiła się jakieś dwie godziny. Cudowny aromat pieczeni wynagrodził czas oczekiwania. Zresztą - ta potrawa zrobiła się właściwie sama. 

Przyznam, że lubię takie drobne kłamstewka - niby mnie w kuchni nie ma, od niechcenia coś tam dołożę do garnka albo zamieszam mimochodem  i mogę plotkować z Rodziną, popijając herbatę i oglądając czasopisma. Fajnie, polecam! Odchudzać będziemy się kiedy indziej.  Zdjęcie zrobił mój Mąż, bo ja uznałam, że tak nieapetycznej potrawy fotografować nie będę, ale  zapewniam - lepiej smakuje niż wygląda!

Koty, jak wiecie, nienawidzą zapachu mandarynek i uciekają ze wstrętem, kiedy nieroztropni opiekunowie zaczynają je obierać, ale takie w skrzyneczce  - to co innego... Trzeba przynajmniej powąchać.