LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kuchnia francuska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kuchnia francuska. Pokaż wszystkie posty

2012-08-07

Kuchnia wegańska. Ratatouille z kaszą jaglaną

 Znalazłam się w świecie "wege". A właściwie  "wega" - czyli w świecie  kuchni wegańskiej. Latem nie jest to znowu takie trudne, ale mój świat ma jeszcze dodatkowe ograniczenia, o których tu pisać nie będę. W każdym razie  - mam świadomość, że decydując się na przeróżne  wakacyjne wyrzeczenia, robię coś dobrego dla swego organizmu. 

Jednym z dań, które jadam chętnie i serdecznie polecam, jest ratatouille, swojsko spolszczona na ratatuję...
Tym razem postanowiłam (nie zważając na upały!) upiec pod grillem warzywa, a potem poddusić je jeszcze na patelni i podać z ugotowaną osobno kaszą jaglaną. Smaczne, proste, zdrowe i kolorowe danie. Gdyby jeszcze nie ten nagrzany piekarnik, byłabym skłonna piec je częściej :)

Wiem, że na moim blogu można znaleźć  łatwiejszą  propozycję ratatouille, bez użycia piekarnika (tu ), ale pieczone warzywa mają przecież ten szczególny smak! No i tym razem można do dania dodać  paprykę  bez skórki.

Składniki:
  • 2 nieduże czerwone papryki
  • 1- 2 cebule
  • 1 mały bakłażan
  • 1 młoda cukinia
  • 1/2 małego kabaczka
  • 4 - 5  podłużnych pomidorów
  • 1 główka czosnku
  • garść posiekanej natki pietruszki
  • kilka listków bazylii
  • gałązki tymianku
  • sól, pieprz
  • 1 łyżka oleju do pieczenia (warto dać więcej, ale to już kwestia diety...)
  • 1 łyżeczka ulubionego oleju tłoczonego na zimno/ oliwy do polania gotowego dania
Warzywa odpowiednio pokroić: bakłażany i cukinię w plasterki, wydrążonego kabaczka nieco drobniej, papryki, główkę czosnku i pomidory na połówki, cebule na ćwiartki i ułożyć wszystko na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.* Pomidory i przekrojoną  główkę czosnku należy położyć przecięciem do góry. Wszystko skropić olejem, posypać tymiankiem i wstawić do nagrzanego piekarnika ( funkcja grill, 220 stopni) na mniej więcej pół godziny. Kiedy papryka się dobrze przypiecze, a pozostałe warzywa zrumienią, można zakończyć pieczenie.

Teraz pozostaje już tylko odczekać kilka minut, by dało się  zdjąć skórkę z pomidorów i z papryki. Paprykę pokroić w zgrabne paski i odłożyć, a pokrojone w kostkę pomidory    poddusić bardzo krótko na patelni, z dodatkiem odrobiny oleju i wody, przyprawić solą  i tymiankiem,  następnie dodać do nich pozostałe warzywa, wyciśnięty czosnek i  całość delikatnie wymieszać. Na koniec posypać ratatouille solą morską,  świeżo zmielonym pieprzem, posiekaną natką i bazylią. Gotowe!

Ja podałam moją "ratatuję" z niewielką ilością kaszy jaglanej, skropioną tłoczonym na zimno olejem lnianym,   ale danie dobrze  smakuje również  z ryżem albo z pieczywem, o ile ktoś je jada...

Życzę Wam smacznego lata!

* Gdyby warzywa nam się nie mieściły - można zmniejszyć ich ilość albo pomidory udusić  na patelni.


2011-09-03

Czekoladowe ciasto truflowe


Czy torty muszą być wysokie? A w ogóle -  czy muszą być pracochłonne? I czy muszą być piękne? No dobrze: piękne być powinny, choć niektórzy twierdzą, że ważniejszy jest smak... Tym razem zapraszam jednak  na  coś prostszego -  czekoladowe ciasto truflowe, inspirowane przepisem   Michela Rouxa, od którego  zaczerpnęłam pomysł na krem (taki czekoladowo-śmietanowy mus, przypominający ganache). Ciasto mistrza prezentuje się pięknie: jest równe i gładkie jak blat stołu... Moje to amatorskie ciasto domowe, ale - zapewniam -  niezwykle smaczne! Bardzo czekoladowe i łatwe do upieczenia. Pyszne ze świeżymi owocami, które równoważą ciężki smak czekoladowej masy. Biszkopt znów upiekłam według sprawdzonego przepisu, ale zmniejszyłam proporcje, by uzyskać niewysoki spód.

Składniki:

/Biszkopt kakaowy/
  • 3 średnie jaja
  • 1/2 szklanki cukru
  • 1/4 szklanki mąki
  • 1/4 szklanki kakao

 Dno tortownicy wyłożyłam papierem do pieczenia i zapięłam obręcz - tak żeby nadmiar papieru pozostał na zewnątrz. (Boków tortu nie należy smarować tłuszczem, bo nie dodajemy proszku do pieczenia! ). Następnie nastawiłam piekarnik na 170 stopni i zajęłam się ciastem. Połączyłam mąkę i kakao i  przesiałam  dwukrotnie. Oddzieliłam białka od żółtek i ubijałam białka w mikserze około 2 minut, potem powoli dodawałam cukier, następnie po jednym żółtku, cały czas ubijając masę. Do ubitej masy dodałam mąkę w trzech porcjach i każdą porcję wymieszałam z masą jajeczną za pomocą szpatułki. Ciasto wlałam do tortownicy i piekłam około 20 minut - do suchego patyczka. Gorące ciasto energicznie upuściłam na  blat  i pozwoliłam mu ostygnąć.


Krem:
  • 300 g gorzkiej czekolady (70 % )
  • 300 g śmietany kremówki
  • 2 - 3  łyżki cukru pudru
  • 2 łyżki koniaku lub wiśniówki
Kiedy biszkopt się piekł i studził, roztopiłam pokruszoną czekoladę w misce, którą ustawiłam na garnku z gorącą wodą. Czekolady nie mieszałam, by mogła roztapiać się powoli na płynną masę. Wymieszałam ją szpatułką dopiero po rozpuszczeniu i odstawiłam do ostygnięcia, ale pilnowałam, by nie ostygła poniżej 25 stopni.   Ubiłam śmietanę kremówkę z cukrem waniliowym  i połączyłam ją z czekoladą,  którą dodałam do śmietany  w dwóch porcjach. Masę delikatnie, ale dokładnie wymieszałam, wlewając koniak do smaku.

Ostudzony biszkopt  odwróciłam, usunęłam papier i ułożyłam  ciasto na talerzu. Pokropiłam je koniakiem, potem założyłam obręcz od tortownicy i nałożyłam czekoladowy mus równą warstwą. Wygładziłam również boki ciasta i wstawiłam je do lodówki na kilka godzin. Przed podaniem posypałam ciasto kakao i ozdobiłam owocami. Smakowało! Jeszcze lepsze jest następnego dnia, kiedy ładnie stężeje. Wtedy też lepiej się kroi i piękniej wygląda, ale ja  - jak zwykle - piekłam ciasto w ostatniej chwili. Na imieniny Siostry :)



2011-08-06

Dorada z kolendrą, czyli późny obiad dla dwojga

 Ryby to taki polski kłopot: chciałoby się je kupować często, w dodatku świeże i w dużym wyborze. Tymczasem ich wygląd w supermarketach często odstrasza, że nie wspomnę o cenach... W efekcie większość klientów rezygnuje albo wybiera łososia lub kupuje mrożone filety, a pozostałe ryby starzeją się dalej... itd. Mój sklepik rybny jest właśnie zamknięty z powodu urlopu, więc tym bardziej muszę liczyć na okazję. I oto jest: w sklepie z międzynarodową żywnością widzę zachęcający napis: "Zapraszamy na świeże ryby!" Daję się zaprosić i wychodzę z dwiema pięknymi i niedrogimi doradami, które muszę dość szybko dowieźć do domu i upiec.

Zadowolona z zakupu obmyślam przepis - jakiś najprostszy, by nie zaszkodzić mięsu - i biorę się za przygotowanie dania. Jeszcze trzeba tylko ryby oskrobać i... oprawić! Speszyło mnie własne roztargnienie:  nie zauważyłam, że kupuję ryby niesprawione... Zrezygnowana,  przygotowałam pilaw z ryżu (łatwy i pyszny) i czekałam na męską pomoc.

A po sprawieniu (rękami Męża) trzeba je było  już tylko doprawić, nafaszerować cytryną i kolendrą, i piec pod grillem w piekarniku nagrzanym do 200 stopni.

 Składniki:
  • 1 dorada na osobę
  • cytryna
  • pęczek kolendry
  • lampka białego wina
  • pieprz cytrynowy
  • 2 ząbki czosnku
  • sól
  • pomidorki koktajlowe
Surowe ryby  natarłam solą i pieprzem cytrynowym, nadziałam kolendrą, plasterkami cytryny i  czosnkiem, następnie  - co widać na zdjęciu - ułożyłam na łodygach porów, obłożyłam dodatkowo  plasterkami cytryny,  kawałkami czosnku, polałam oliwą  i wstawiłam do piekarnika. Pomidorki dołożyłam chwilę później, wtedy też podlałam ryby białym winem. Piekłam około 30 minut. Po upieczeniu polałam dorady wytworzonym sosem i obficie (!) posypałam świeżą kolendrą. Pory posłużyły jedynie za rusztowanie, nie zdążyły się upiec.
Na talerzach położyłam  jeszcze kawałki cytryny, podałam żółty pilaw z ryżu   i mogliśmy jeść. Pyszne, lekkie i doskonałe danie popijaliśmy  resztą białego wina. Mężowi bardzo smakował pilaw (kto wie, czy nie bardziej niż dorada). Też z kolendrą -  oboje  uwielbiamy kolendrę i lubimy  ryby, które spodziewamy się jeść od jutra codziennie -  na krótkim urlopie. Pozdrawiam serdecznie!

2011-07-19

Rustykalna tarta z cukinią. Galette

Galette mogłabym jeść codziennie! Ta rustykalna i  prosta tarta daje duże pole do popisu i jest łatwa  do  przygotowania. Ciasto, które tym razem proponuję, robi się jak zwykle w mig, a jeśli składniki są zimne, to nie wymaga nawet długiego chłodzenia. W smaku  przypomina nieco  francuskie -  Nela Rubinstein piekła z podobnego kulebiaki i wytrawne tarty. Ja w tym przepisie użyłam gęstego greckiego jogurtu zamiast serka homogenizowanego i wyszło wspaniale. Polecam galette w mojej wersji z lampką schłodzonego białego wina na lunch albo na kolację -  znika tak szybko, że zostają jedynie okruszki...


Składniki na ciasto: 

  • szklanka mąki (140  g)
  • 120 g zimnego masła
  • 120 g serka homogenizowanego lub gęstego jogurtu*
  • 1/4 łyżeczki soli
  • szczypta cukru
  • jajo do posmarowania brzegów ciasta
Farsz:
  • 2 małe cukinie
  • 2-3  ząbki czosnku
  • cebula
  • tymianek
  • bazylia
  • kawałek tłustego wiejskiego  twarogu albo fety
  • kawałek sera bursztyn albo parmezanu
  • olej do smażenia
  • sól, pieprz
Masło siekam i palcami łączę z mąką, aż powstaną grudki. Dodaję pozostałe składniki i szybko zagniatam marmurkowe ciasto. Formuję z niego dość gruby placek, wkładam do foliowej torebki  i schładzam w lodówce.
Kiedy ciasto leżakuje w lodówce, a czasami nawet w zamrażalniku -  kroję w plasterki cukinie, cebulę  i czosnek i duszę warzywa na  na oleju z dodatkiem odrobiny wody, by  nie przypaliły się i nie zgorzkniały (!). Farsz doprawiam solą i pieprzem, zostawiam do schłodzenia.

Tymczasem wyjmuję z lodówki zimne, ale dające się formować ciasto, przekładam je od razu na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i rozwałkowuję na duży placek przy pomocy małego wałka.  Najwygodniej to robić  przez folię, ale można posypać ciasto mąką. Na cieście rozsypuję pokrojoną bazylię, układam  farsz, zostawiając 3 cm   brzegu, posypuję cukinię pokruszonym białym serem, który mieszam z solą i pieprzem* oraz  tymiankiem i wiórkami   parmezanu lub innego twardego sera. Brzegi tarty zawijam do wewnątrz, by farsz nie wypływał, smaruję jajem rozmąconym z mlekiem** i piekę w temperaturze 220 stopni około 30 minut.
To jest pyszne! Polecam. Jeśli lubicie  dużo rozpływającego się sera w tarcie, możecie dodać pokrojoną mozarellę. Ja muszę wkrótce przygotować jeszcze galette z kurkami - natchnęła mnie Amber, którą pozdrawiam serdecznie :)

* Jeśli jogurt będzie zbyt rzadki  - można go dać mniej albo dosypać mąki. Składniki powinny się ze sobą łatwo połączyć.
**Jeśli używam fety, obywam się bez soli - to oczywiste!
*** Resztę jaja można wlać do środka tarty.


2011-07-09

Crème brulee? Zawsze!

Crème brulee przygotowałam  na proszony obiad w stylu francuskim. Choć po namyśle stwierdzam, że potraw było zbyt wiele jak na francuskie menu... Dość, że podałam tartę z porami i cukinią, ratatouille, kurczaka w białym winie z tymiankiem, młode ziemniaki, sałatkę z pomidorów w musztardowym winegrecie, a na deser właśnie  crème brulee i... mimochodem upieczoną (bo zostało mi dużo białek) bezę  Pavlową. Wiem, przesadziłam nieco, a goście - jak potem skwitował pewien sympatyczny Szwed   - zostali "dobrze wyżywieni" ;) Czasami mniej znaczy lepiej i - prawdę mówiąc - jeden deser z pewnością by wystarczył! Zwłaszcza ten  crème brulee:

Składniki:
  • 2 szklanki śmietanki kremówki
  • ½ szkl. cukru + 12 łyżeczek do posypania
  • 1 laska wanilii
  • 5 dużych żółtek

Nagrzewam piekarnik do 180 stopni. W tym czasie podgrzewam  śmietankę i cukier w garnku z grubym dnem. Dodaję do śmietanki nasiona z 1 laski wanilii, wrzucam też pusty strąk i mieszam, aż całość się zagotuje. Wtedy redukuję ogień i gotuję około 10 minut. Żółtka ubijam delikatnie i stopniowo wlewam do nich  gorącą, przecedzoną miksturę, cały czas mieszając trzepaczką. Całość rozlewam do 6 foremek (wszystko zależy jednak od ich wielkości), które wstawiam do blachy lub ceramicznego naczynia z wodą (powinna sięgać do połowy foremek). Piekę krem ok. 30 minut, aż konsystencja zgęstnieje, ale nie zetnie się na bardzo sztywno. Studzę co najmniej kilka godzin,    choć  
crème brulee  najlepiej smakuje następnego dnia. Ważne, żeby deser był dobrze schłodzony.
  
Przed podaniem każdy krem posypuję równo, dwiema a nawet trzema łyżeczkami cukru.  Potem  opalam powierzchnię deseru aż do karmelizacji cukru. Ma powstać cudowna w smaku skorupka, którą miło  przebić łyżeczką. Przyznam, że nie jest to wcale takie proste, ale Mąż potrafi...

Crème brulee  pysznie smakuje z truskawkami, ale mięta do dekoracji też wystarczy. Nieco odchudzoną wersję kremu znajdziecie tutaj.
Pozdrawiam wakacyjnie!

2011-06-26

Szparagi i jaja w koszulkach

Różne kłopoty (zwłaszcza techniczne, których jeszcze nie opanowałam, jak widac) sprawiły, że odzywam się dopiero teraz. Ale... jeszcze zdążyłam! Jeszcze są! Ostatnie w tym sezonie szparagi. Gotuję je w tym roku szczególnie często, a zaczęłam tuż po świętach wielkanocnych i wcale nie chcą mi się znudzic...
Szparagi zielone podaję w domu najczęściej  - i to na różne sposoby, bo  sprawdzają się jako dodatek do mięs, składnik sałatek lub tart, jednak przyznaję, że z jajem - ugotowanym  na miękko, sadzonym albo  w koszulce - smakują mi najbardziej...


Składniki:

  • pęczek zielonych szparagów
  • 2 bardzo świeże jaja na osobę
  • 1 łyżka octu
  • 2 tosty
  • masło
  • sok z cytryny
Odłamuję zdrewniałe końce szparagów i gotuję je w wysokim garnku, pod pokrywką (tak, by główki gotowały się na parze, a łodygi -  w osolonej wodzie z dodatkiem łyżeczki cukru). Trwa to około 10 minut , ale  trzeba sprawdzic widelcem, czy łodygi zmiękły i czy główki szparagów ugotowały się wystarczająco. 
W drugim garnku zagotowuję  wodę z octem i solą i ostrożnie wlewam ze spodeczka surowe jaja*. Jedno po drugim. Gotuję je około 4 minut, zawijając brzegi białka łyżką, by nadac im ładniejszy kształt. W tym czasie przygotowuję tosty i podaję danie z masłem i cytryną. Pyszny i  prosty wiosenny obiad. Właściwie to nie tylko wiosenny, bo w naszym klimacie szparagami cieszyc się można i na  początku lata. Tak jak teraz. 

Kiedy nie mam pomysłu na sałatkę lub przekąskę -  gotuję szparagi i polewam je sosem winegret. Też pyszne!

* Jaja powinny byc naprawdę świeże, bo inaczej nie uda się ich ładnie uformowac. Moje były wprawdzie wiejskie i pyszne, ale  kształt mają taki sobie...


2011-04-23

Francuska terrina domowa

 Mimo awarii komputera i utraty zdjęć oraz wielu ważnych dokumentów (te mam nadzieję odzyskać), chciałabym życzyć moim czytelnikom NAJLEPSZYCH ŚWIĄT i pożegnać się z Wami przepisem na terrinę francuską, którą lubię od czasu do czasu przygotować na Wielkanoc. Przepis czekał na publikację i teraz  go  przedstawię. Jest to dość łatwa do przygotowania potrawa, która jednak potrzebuje doby odpoczynku, by dojrzeć i uwolnić wszystkie smaki. Taki klops, tyle że bez dodatku bułki. Najbardziej kłopotliwe wydaje się rozciąganie nożem i układanie w formie cieniutkich plasterków boczku ;) Ja używam gotowego, cienko krojonego boczku zapakowanego   próżniowo. 
Nie odpowiada mi w tym przepisie zbyt duża ilość alkoholu i zbyt mała soli, więc doprawiam po swojemu. Dobrze jest łyżkę doprawionej terriny usmażyć na patelni i spróbować, czy nam smakuje...

Terrine de campagne:
  • 450 g mielonej wieprzowiny
  • 350 g mielonej wołowiny
  • 200 g mielonej słoniny
  • 125 ml koniaku lub brandy (ja daję mniej, a w ogóle uważam, że równie dobrze się tu sprawdzi dżin albo jakiś owocowy destylat)
  • 2 duże ząbki czosnku drobno posiekane
  •   pęczek posiekanej natki pietruszki
  • 1 łyżka soli - według mnie potrzeba więcej
  • 3/4 łyżeczki suszonego tymianku
  • 1 duża szczypta mielonego ziela angielskiego
  • 10 - 15 cienkich plastrów wędzonego boczku bez skóry (2 opakowania)
  • 55 g wyłuskanych i grubo posiekanych orzechów pistacjowych  
  • 1 pierś z kurczaka pokrojona w  paski
  • świeżo zmielony pieprz
Do miski włożyć mięsa i słoninę oraz  wątróbkę, czosnek, natkę, sól, tymianek, pieprz i ziele angielskie. Wszystko zalać koniakiem i dobrze wymieszać. Przykryć i odstawić do lodówki na 8- 12 godz.
Piekarnik rozgrzać do 160 stopni C. Formę do terrin albo dużą keksówkę, wyłożoną folią aluminiową,  wysmarować masłem i wyłożyć dno i boki  plasterkami boczku - bardzo cienko pokrojonymi i rozciągniętymi za pomocą odwrotnej strony noża.

Do masy mięsnej dodać orzechy i ponownie wymieszać. 1/2 masy wyłożyć do wyłożonej boczkiem formy, na wierzchu ułożyć paski piersi kurczaka i przykryć pozostałą masą mięsną. Wszystko docisnąć dłonią i przykryć wierzch  wystającymi z brzegów paskami boczku. Jeśli się to nie uda, można po prostu na wierzchu położyć pozostałe  plasterki boczku. Przykryć formę pokrywką lub  kawałkiem folii aluminiowej. Teraz należy umieścić formę z terriną  w  drugiej -  większej -  i wstawić je do piekarnika, a potem wlać do większej formy gorącą wodę - tak, aby sięgała do połowy wysokości formy. Piec w kąpieli wodnej przez 1 1/2 godziny. Pod koniec pieczenia można zdjąć formę, by plasterki boczku nieco się przyrumieniły.

Wyjąć formę  z piekarnika, odstawić na 5 minut, następnie wylać nadmiar sosu,  całkowicie wystudzić. Dobrze jest obciążyć terrinę czymś ciężkim (drugą metalową foremką, w której można umieścić  puszki albo... hantle). Obciążoną terrinę wstawić do lodówki na co najmniej 24 godziny, żeby stężała i nabrała pełni smaku. Terrina pięknie się prezentuje na świątecznym stole i pysznie smakuje z bagietką  i czerwonym winem. Zawsze staram się podać na stół jakieś potrawy w całości - bo terriny, galantyny i pasztety oraz mazurki  czy baby  lepiej wyglądają podane w całości, a stół nabiera prawdziwie wielkanocnego charakteru.

Pozdrawiam Was serdecznie i świątecznie! Wracam za jakiś czas, kiedy tylko odzyskam komputer :)

2010-11-20

Sałata, wątróbki i ocet malinowy. Na chandrę

Chandra jak malowana, sobota zmarnowana. Ciemno, ponuro, sennie. Nawet herbaty zrobić się nie chce. Na bazarze emeryci rozmawiają w kolejce po chleb o tym, że trzeba chodzić na spacery, bo inaczej to... i coś tam jeszcze z tak zwanych porad typowych dla jesieni życia. 
Kolendry nie ma, bo nikt nie kupuje. Fasolki nie ma, bo się skończył sezon. Są wątróbki. No to niech będą. Może usmażę po francusku - z octem malinowym -  jeszcze trochę mi go zostało i więcej nie będzie, bo sklep zlikwidowali. Widać nie przynosił zysku.  Tymczasem wątróbki Mąż usmażył, bo ... chandra jak malowana od wieczora do rana itd.

Składniki (2 porcje):
  • mieszanka sałat
  • 1/2 kg wątróbek drobiowych
  • 1 duża cebula
  • 2- 3  łyżki octu malinowego (ja daję do smaku)
  • olej i masło do smażenia
  • sól, pieprz
Sałatę ułożyć na talerzach, wątróbki i cebulę pokrojoną w krążki  usmażyć na  maśle i oleju, aż cebula się ładnie zrumieni, ale wątróbki pozostaną lekko różowe w środku (5 minut). Skropić octem malinowym i smażyć jeszcze chwileczkę. Posolić, popieprzyć i wyłożyć na sałatę. Tyle. Każdy potrafi. Mąż też. 

Sfotografowałam sałatę  na tle bałaganu książkowego, ale tylko tam jest o tej porze dnia (?!)  mocne światło. A sprzątać mi się dzisiaj nie chciało, bo chandra itd.

Pozdrawiam Was serdecznie. Może jutro będzie lepiej.


2010-10-10

Wino i boeuf a la bourguignonne

Czasami jedzenie staje się pretekstem do wypicia kieliszka dobrego wina. Czasami gotujemy, by zwolnić tempo, bo czas wokół pędzi jak szalony, a my nie dajemy rady obowiązkom, wyjazdom, chorobom... Czasami mamy po prostu ochotę na danie jednogarnkowe, które możemy odgrzewać przez dni kilka, bo  zajęcia  nie pozwalają  na dłuższy pobyt w kuchni. 

Tym razem zatęskniłam za boeuf a la  bourguignonne, czyli wołowiną po burgundzku. Lubię to danie i zapewne przygotowywałabym je częściej, gdyby nie okropny smak  pieczarek, które od jakiegoś czasu smakują raczej wapnem niż  grzybem i są upiornie twarde i głąbiaste. Czy ktoś wie, o co tu chodzi? 

Zaryzykowałam jednak i kupiłam wszystkie składniki oprócz wina, bo miałam jakąś butelkę w domu. Jakąś - właśnie. Okazało się, że wino nie jest wcale francuskie, tylko hiszpańskie i że jest to doskonałe, trzymane na specjalną okazję, wino z regionu  Rioha.  Żal był wielki, ale mężnie wlałam wino do wołowiny, filozoficznie rozmyślając nad ceną, jaką płacimy za niektóre kulinarne przyjemności... I tak oto  francuska wołowina po burgundzku stała się  jedynie bardzo smacznym dodatkiem do pysznego hiszpańskiego  wina.

Składniki:
  • 1 kg wołowiny gulaszowej, pokrojonej w dużą kostkę (ok. 5 cm)
  • 20 dkg wędzonego boczku
  • 10 dkg masła
  • olej do smażenia,
  • 2   łyżki mąki pszennej
  • 1 łyżka koncentratu pomidorowego
  • 1/2 kg małych pieczarek
  • kilkanaście szalotek
  • cebula
  • por
  • 2 ząbki czosnku
  • 350 ml czerwonego wina burgundzkiego
  • 500 ml bulionu wołowego
  • marchewka
  • sól, pieprz
  • bouquet garni (natka pietruszki, liść laurowy, tymianek)
 Zaczynamy od nagrzania piekarnika do 150 stopni C. W tym czasie na patelni rozgrzewamy połowę  masła z kilkoma łyżkami oleju i smażymy pokrojony w kostkę boczek na rumiano. Po usmażeniu wkładamy go do żeliwnego garnka, a na pozostałym tłuszczu obsmażamy partiami wołowinę - aż się ładnie zrumieni. Wołowinę dokładamy do boczku. Teraz musimy z patelni zlać tłuszcz, nałożyć resztę masła i smażyć pokrojone w talarki warzywa: cebulę, pora, marchew i czosnek ( przez 3 minuty ).  Po tym czasie posypujemy warzywa  mąką i smażymy jeszcze przez 2 minuty, intensywnie mieszając. Wlewamy wino i bulion, i, znów mieszając,  doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy 1 minutę. Całość wlewamy do garnka z mięsem. Potrawę   trzeba teraz posolić, popieprzyć, dodać bouquet garni, koncentrat pomidorowy i wymieszać. Płyn powinien sięgać 1 cm powyżej warstwy mięsa -  w razie potrzeby dolewamy  więcej bulionu. Wstawiamy naczynie do piekarnika i pieczemy przez 2 godziny. 

W tym czasie zajmujemy się czymkolwiek, na co tylko mamy  ochotę*, bo wołowina powoli piecze się sama... Po upływie 2 godzin podsmażamy  na dwóch łyżkach masła  najpierw  całe szalotki,  potem  pieczarki, też w całości. Cebulki i pieczarki dodajemy do mięsa i pieczemy jeszcze 0,5 godziny. Gotowe.  Już jest pyszne, ale następnego dnia danie jeszcze zyskuje na smaku. Potrawę podajemy z resztą czerwonego wina, żałując,  że zostało go tak mało... Pełen zachwyt! 

* Ja miałam ochotę poczytać sobie eseje Zadie Smith, Jak zmieniałam zdanie, ale zwykle robię w tym  czasie pranie albo sprzątam kuchnię ;)

    2010-02-26

    Pâté z wątróbek drobiowych z galaretką żurawinową

    Pisałam już, że kuchnię francuską darzę największą atencją? Że żadna inna nie wydaje mi się równie  wyrafinowana w swej prostocie i  różnorodna? Że każda inna kuchnia - włoska, chińska, arabska czy hinduska -  nudzi mi się po jakimś czasie, a francuska nie? Nie pamiętam, piszę więc teraz. A skoro tak  - to zapewne w najbliższych miesiącach  pojawi się więcej francuskich dań na moim blogu.

    Tym razem przedstawiam pasztet  powstały z  inspiracji popularnym francuskim przepisem... Już myślałam, że sama go wymyśliłam, ale takie błyskawiczne pasztety zalane galaretką żurawinową to przecież żadna nowość. Galaretka zapobiega wysychaniu pasztetu, dodaje urody i smaku i nie jest tłusta, w przeciwieństwie do   sklarowanego masła... Możecie użyć jakiejś innej domowej galaretki - porzeczkowej, wiśniowej, byle słodko-kwaśnej. Może to być również sok żurawinowy z żelatyną, jak u mnie.
    Składniki:
    • 1/2 kg wątróbek drobiowych
    • 150 g masła (tak, można i więcej...)
    • 2 szalotki
    • 2 ząbki czosnku
    • 2 łyżki koniaku lub brandy
    • 2-3  łyżki śmietanki kremówki
    • tymianek
    • gałka muszkatołowa (świeżo starta, do smaku)
    • sól, pieprz
    100 g masła roztopiłam na patelni i  podsmażyłam na niej pokrojone  w kostkę cebulki, czosnek i wątróbki. Trwało to jakieś pięć minut, do zrumienienia wątróbek, które jednak w środku muszą pozostać różowe. Wlałam na patelnię koniak, odparowałam, dodałam śmietankę i przez chwilę potrzymałam na ogniu. Doprawiłam wątróbki na patelni i jeszcze ciepłe (to ważne!) zmiksowałam  razem z powstałym  sosem z resztą miękkiego masła. Doprawiłam raz jeszcze, a potem wypełniłam musem  miseczki i zalałam stygnącą galaretką żurawinową*. Pasztet szybko stygnie i nadaje się do jedzenia jeszcze tego samego dnia. Smakuje z domowym chlebem albo z grzankami. W towarzystwie sałaty z malinowym winegretem.Wyobrażacie sobie, jakie  wrażenie wywiera ten pasztet  na gościach? A robi się go w  20 minut... 
    Prawdziwy francuski pasztet ma postać musu (więcej masła, śmietanki?), mój jest bardziej gęsty i nadaje się do krojenia w plastry.
    *Sok żurawinowy podgrzałam, posłodziłam i w gorącym rozpuściłam żelatynę.

    Polecam wszystkim wielbicielom wątróbek drobiowych. Smacznego!

    2010-02-21

    Makaroniki kawowe z czekoladą

    Postanowiłam zostać mistrzynią w pieczeniu makaroników. To się kiedyś niewątpliwie stanie, jeszcze tylko upiekę ich tysiące... Na razie upiekłam  te

    Niby już wiele   wiem o makaronikach, ale brakuje mi wprawy, jako że upiekłam dopiero jakieś... 50 sztuk z tych kilku tysięcy,  więc darujcie nierówności  i nieco kostropaty wygląd ciasteczek. Idealne makaroniki są równiutkie, mają piękną stopkę, czyli kołnierzyk, oraz gładką powierzchnię. Możecie zobaczyć to u blogowych mistrzyń albo w dobrych cukierniach. Nie udało mi się nawet dokładnie zmiksować zmielonych migdałów z cukrem pudrem, bo mam młynek żarnowy, który się do tego nie nadaje. Migdały zmełłam wobec tego zwyczajnie, w maszynce do orzechów, ale najlepiej sprawdza się tu chyba mączka migdałowa, dodatkowo zmielona z cukrem pudrem w młynku do kawy. Ważne jest też, żeby białka były gęste, przetrzymane w temperaturze pokojowej 2 - 3 dni. I tyle. Potem trzeba gotową masę włożyć do foliowego woreczka i wyciskać przez centymetrową dziurkę równe kółeczka. Jeszcze dziesięć blach i dojdę do wprawy, czuję to;)
    KAWOWE MAKARONIKI Z CZEKOLADĄ - Ponieważ poza alkoholem nie wprowadziłam żadnych zmian w przepisie,  cytuję, znaleziony przez  Olcik, przepis  Feluni:

    "makaroniki:
    • 100g białek (mniej więcej 3)
    • 40g drobnego cukru
    • 200g cukru pudru
    •  120g mielonych migdałów
    • 1 czubata łyżka kawy mielonej i 1 łyżka kawy rozpuszczalnej

    krem czekoladowy:
    • 100g gorzkiej czekolady
    • 3 łyżki śmietanki 30%
    • 2 łyżki amaretto / u mnie koniak

    Makaroniki: białka trzeba rozdzielić przynajmniej dzień wcześniej. Trzymamy je przykryte w lodówce i wyjmujemy nieco wcześniej przed przygotowaniem makaroników, tak aby były mniej więcej w temperaturze pokojowej. Podobno to nie żadna magia tylko wtedy nieco wysychają i efekt końcowy jest lepszy. Niektóre przepisy przewidują nawet dodanie nieco białek sproszkowanych ale nie próbowałam bo nie mam tego specyfiku.

    Migdały trzeba zmielić razem z kawą i cukrem pudrem w malakserze na drobny proszek.

    Białka ubić na dość sztywną pianę, dodać drobny cukier i jeszcze chwilę ubijać. Piana ma być sztywna ale nie ma się rwać (to właściwie ogólna zasada odnośnie ubijania piany z białek).

    Teraz będzie najważniejszy krok dla makaroników. Do piany wsypujemy migdały zmielone z kawą i cukrem pudrem i mieszamy wszystko razem łyżką. Mieszana substancja będzie robiła się coraz rzadsza, trzeba uchwycić właściwy moment. Musi być na tyle rzadka, żeby makaroniki się nieco rozpłynęły, ale nie aż tak by były płaskie jak opłatki. Można sprawdzać wykładając trochę masy na talerzyk. Jeśli po wstrząśnięciu talerzykiem masa rozpłynie się na równiutkie, ale wypukłe kółko to jest ok, a jak trzyma krzywy kształt to mieszamy jeszcze 2-3 razy. Jeśli się rozpływa za szybko to jest za późno i zaczynamy od nowa. [...]

    Można nakładać makaroniki łyżeczką ale łatwiej to zrobić z rękawa cukierniczego. Jeśli nie mamy to bierzemy torebkę ze sztywnej folii i ucinamy jeden róg, też będzie dobrze. Można również zwinąć nieco pergaminu w tytkę. Końcówka do szprycowania musi być okrągła i dość szeroka (mniej więcej 1cm średnicy), jeśli takiej nie mamy to nie bierzemy żadnej tylko szprycujemy wprost z rękawa.

    Na blachę wyłożoną pergaminem nakładamy okrągłe ciasteczka o średnicy około 3 cm w odstępach około 2-3cm. Jak skończymy to trzeba uderzyć blachą płasko w stół, tak aby makaroniki się nieco rozpłynęły. Z tej proporcji wyjdą 2 blachy ciasteczek.

    Odstawiamy przygotowane blachy na około godzinę do obeschnięcia. Nagrzewamy piekarnik do 160°C, wstawiamy ciasteczka i pieczemy przez jakieś 15 minut. Potem wyjmujemy i odstawiamy do wystygnięcia. Dopiero potem odklejamy je od papieru (ciepłe mogą się rozwarstwić).

    Krem czekoladowy: czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej razem ze śmietanką lub olejem. Można dodać rum lub likier, wymieszać aż krem będzie gładki i odstawić do przestygnięcia."

    Polecam wszystkim makaroniki - można zamiast kawy dodać kakao. Można używać barwników w proszku, zmieniać rodzaj masy i cieszyć się coraz to innym smakiem.No i - warto podjąć makaronikowe wyzwanie, by zostać mistrzynią cukiernictwa!
    Nasza Julka tymczasem postanowiła zostać mistrzynią fotografii, chwyciła więc aparat i z wielkim poświęceniem robiła zdjęcia ludziom i   kotu.  Oto rezultaty:
     


    Jeszcze kilka tysięcy zdjęć i osiągnie sukces ;)  Prezentując mi poniższą fotografię, z dumą oznajmiła:   "Ale     t a k i e g o zdjęcia to Wasz kot jeszcze nie miał!" To prawda. Nie miał...


    A ja dziękuję za możliwość wspólnego pieczenia z Weekendową Cukiernią:
    Jednocześnie miło mi było wziąć udział - choć w taki sposób - w Czekoladowym Weekendzie organizowanym przez Beę:

    2010-01-17

    Piekarnia po godzinach, czyli francuskie bagietki

    Nie mogłam przegapić tak wspaniałej okazji! Warsztaty z pieczenia zaproponowane przez Tatter, Polkę i Alicję, stały się okazją do doskonalenia moich umiejętności. Piekę od dwóch lat chleby na zakwasie i nie potrzebuję już nawet dokładnych przepisów na wypieki żytnio-pszenne albo żytnio-orkiszowe, ale chleby pszenne mają przede mną jeszcze wiele tajemnic... Uczę się też cierpliwości, piekąc chleby, które wymagają kilku etapów fermentacji, długiego wyrastania i pięknych  nacięć. Dlatego musiałam upiec te bagietki!

    Jako że uczennicą jestem jednak niesforną, nie upiekłam dwóch rodzajów francuskiego pieczywa - krótko i długo wyrastającego. Od razu postanowiłam, że zrezygnuję z pszennego chleba wyrastającego kilka godzin, bo znam ten smak. Wolałam upiec bagietki, na które ciasto dojrzewało przez noc w lodówce.
    Tutaj znajdziecie  dokładny przepis, szczegółowe uwagi na temat pieczenia i kolejnych etapów fermentacji, linki do filmów obrazujących metody wyrabiania, formowania ciasta, nacinania go i pieczenia. Tatter, Polka i Alicja/Margot  - gospodynie Piekarni po godzinach postarały się rozwiać wiele naszych wątpliwości. Warto pooglądać te filmy, by zobaczyć, czy nasze pieczywo przypomina swoim wyglądem chleby lub bagietki mistrzów. Ja obejrzałam wiele z tych prezentacji już wcześniej, ale i tak miałam wątpliwości - jak przenieść bagietkę na kamień, wierzch smarować jajkiem czy nie? Nacinać płytko czy głęboko? Delikatnie formować ciasto, bez uciskania go, czy też rozpłaszczać i przyklepywać, jak to widziałam na niektórych filmach? Ostatecznie zdecydowałam, że delikatnie uformuję moje bagietki, składając ciasto na pół i zagniatając  je tylko wzdłuż dłuższego brzegu, a potem delikatnie rolując końce. A nacięcia tym razem mi się udały, bo nacinałam stanowczym ruchem i znacznie głębiej niż dotychczas! Filmiki instruktażowe okazały się bardzo pomocne, naprawdę :)
    Moje bagietki wyszły bardzo chrupiące, dość spieczone nawet, ale miękkie w środku, choć miąższ  nie miał tak wielkich dziur jak u Kass.  Ciasto było zapewne bardziej zwarte, mimo iż musiałam dodać nieco więcej wody niż w przepisie (może to kwestia mąki od Marksa&Spencera?),  nie sprawiało za to żadnych kłopotów przy formowaniu, dało się łatwo przenieść na kamień, choć ja postąpiłam nieco inaczej: Nie mam jeszcze łopaty (hm, wiem, że to niedopatrzenie...), więc poprosiłam Męża o wyjęcie blachy z rozgrzanym kamieniem, ułożyłam na niej pojedynczo bagietki, nacięłam szybko i rękami Mężczyzny umieściłam blachę w spryskanym wodą piekarniku... Ponownie spryskałam bagietki  po upływie kilku minut i piekłam razem 25 minut w temp. 240 stopni.
    Kamień nagrzewałam przez godzinę, ale następnym razem sprawdzę, jak takie bagietki udadzą się pieczone na zwykłej rozgrzanej  blasze -   nie zawsze mam ochotę tak długo nagrzewać piekarnik...

    No i - warto sprawdzić, jak to jest z gęstością ciasta, bo inne Piekarki miały kłopoty z nacięciami.

    Jestem bardzo zadowolona z tej piekarniczej przygody, bo - choć bagietki nigdy nie uda mi się upiec na śniadanie (zbyt późno wstaję...) - to posmarowana masłem doskonale smakuje nawet  po południu!
    Pozdrawiam wszystkie Weekendowe Piekarki i zachęcam do pieczenia z nami wszystkich, którzy jeszcze się wahają :)

    2009-11-30

    Pissaladiere, czyli wiejski placek z cebulą

    Napiszę tylko, że ten placek jest po prostu  pyszny. Pyszny i tyle. Karmelizowana cebulka na drożdżowym cieście, z kratką z cieniutkich  paseczków anchois i z czarnymi oliwkami... To trzeba upiec koniecznie!
    Ciasto drożdżowe (przepis jak na pizzę - 30 dkg mąki, 7 g drożdży, sól, woda) należy rozwałkować na blasze, podwyższyć lekko brzegi i odstawić do wyrośnięcia na godzinę. W tym czasie poszatkować cienko około kilograma cebuli, poddusić na oleju z masłem, dodać tymianek, świeżo mielony pieprz.   Farsz cebulowy, po lekkim ostudzeniu  nałożyć równomiernie grubą warstwą na placku. Na farszu ułożyć kratkę z przekrojonych na pół paseczków anchois, w środku każdego pola ułożyć czarne oliwki i wstawić pissaladiere do nagrzanego do 200 stopni piekarnika na 10 minut, potem dopiekać jeszcze 20 minut w temperaturze 190 stopni. Cebula po uduszeniu powinna być pięknie skarmelizowana, ale mnie zabrakło nieco cierpliwości i przyrumieniłam ją jedynie w połowie, a i tak placek był pyszny!

     

    2009-10-13

    Ulubiona tarta z gruszkami


    Są takie ciasta, które należą do naszych ulubionych. Nie wiem, ile już upiekłam gruszeczników i jabłeczników, ale na pewno tyle, że zyskaliśmy pewność - chcemy je nadal jadać. Polecam tę aromatyczną  tartę wszystkim miłośnikom gruszek, kruchego maślanego ciasta i waniliowego kremu, przypominającego w smaku creme brulee... Dla mnie ideał, który piekę raz z gruszkami, raz z jabłkami, a czasami z jednymi i drugimi owocami, ułożonymi na przemian i zalanymi pysznym kremem. Zwykle nie możemy się powstrzymać i próbujemy jeszcze ciepłej tarty, ale zapewniam, na zimno smakuje lepiej! A ten zapach wanilii! Poemat...

    Z doświadczenia wiem, że, aby ciasto się udało, należy:
    • dobrze upiec na złoto spód ciasta z owocami, zanim zaleje się je bardzo rzadkim kremem i ponownie wstawi do piekarnika
    • wybrać dojrzałe, ale nie za bardzo soczyste  gruszki, bo twarde nie zmiękną mimo głębokich nacięć i długiego pieczenia
    • odlać w trakcie pierwszego pieczenia nadmiar soku, gdyby  gruszki okazały się  nazbyt soczyste,  by ciasto mogło porządnie się zrumienić
    • dodać ziarnka z prawdziwej wanilii albo samodzielnie aromatyzowany wanilią cukier, bo tylko wtedy ciasto będzie wykwintne w smaku; ze zwykłym cukrem waniliowym będzie smaczne, ale nie wyborne...
    • wybrać w miarę głęboką formę do tarty (np. porcelitową), by surowy krem się nie wylewał na blachę...
    Poniżej podaję przepis, kopiując sama siebie, bo zamieszczałam go już kiedyś jako jabłecznik, ale zapewniam - przepis jest tego wart i wcale nie jest trudny!  A najważniejsze, że nie trzeba  długo chłodzić ciasta na tartę ani wałkować, ani zapiekać z grochem. A samo kruche ciasto mogą zrobić nawet i dzieci, jak pisze autorka przepisu, na którym się wzorowałam, Nela Rubinstein...I tarta nie rozmięka pod owocami  nic a nic!  Zapraszam:)

    Ciasto:
    • 20 dag mąki
    • 10 dag miękkiego masła
    • 2 żółtka
    • 3 łyżki cukru
    • sól,
    Nadzienie:

    • 5 - 6 gruszek
    • 2 łyżki soku cytrynowego
    • 10 dag cukru
    • 3 jajka
    • laska wanilii albo domowy cukier waniliowy
    • 1/8 l śmietany (1/2 opakowania)
    Sposób przyrządzenia: W misce łączę za pomocą łyżki miękkie masło z cukrem, solą i żółtkami, zagniatam dłonią i formuję kulę. Miękkim ciastem wykładam formę, rozciągając je palcami w natłuszczonej tortownicy, nakłuwam je widelcem i - jeśli mam czas - wkładam na chwilę do lodówki. Trwa to najczęściej tylko tyle, ile potrzebuję czasu na obranie i pokrojenie gruszek w cienkie plasterki. Obrane gruszki dzielę na połówki lub ćwiartki, nacinam do końca w cienkie plastry, ale nie rozdzielam cząstek i skrapiam sokiem z cytryny. Układam nacięte połówki owoców  na lekko schłodzonym cieście i piekę ok. 30 min. w temperaturze 200 stopni. (Jeśli gruszki są zbyt soczyste i puszczą w trakcie pieczenia dużo soku, odlewam go po prostu i piekę dalej do zrumienienia. Ucieram jajka z cukrem na puszystą masę, dodaję śmietanę i ziarenka wanilii. Ciasto wyjmuję z piekarnika, chwilę studzę, jeśli piecze się w ceramicznej formie na tarty, polewam je ostrożnie i zapiekam około pół godziny (180 stopni), aż do ścięcia masy. Uważam, by się nie przypaliło, dlatego czasami wyłączam górną grzałkę w połowie pieczenia. Ma być złociste i ścięte.
    I jest. Naprawdę.

     

    2009-08-22

    Flammkuchen dla zabieganych

    Zaintrygował mnie ten placek z przypalonymi brzegami, kuzyn pizzy, tylko bez sera i pomidorów. W niektórych przepisach również bez drożdży... To taka szybka i smaczna kolacja dla leniwych bądź zapracowanych. Warto się skusić, zapewniam. Właściwie od pizzy nie musi się nawet różnić, jeśli zwykle przygotowujemy jej wersję na bardzo cienkim, kruchym spodzie. W restauracjach podaje się Flammkuchen albo z francuskiego - tarte flambée (płonąca tarta) - mocno podpalone, na desce zamiast talerza. W wersji ortodoksyjnej na cieniutko rozwałkowanym cieście rozsmarowuje się kwaśną śmietanę, soli, doprawia pieprzem placek i posypuje wiórkami cebuli oraz kawałkami wędzonego boczku. I do pieca!

    Agnieszka z blogu Moja kuchnia nad Atlantykiem podała szczegółowy opis tego alzackiego specjału, przygotowała ciasto, któremu kazała leżakować, jak dobremu ciastu na pizzę. Mój placek jest szybką i bardzo prostą wersją Flammkuchen. Żadnego pietyzmu - ot, trochę cienkiego ciasta i kilka składników. Nie zawsze chce mi się też kamień nagrzewać, bo to wydłuża czas przygotowywania, więc piekę mój placek na rozgrzanej blasze w temperaturze 250 stopni. (Niższa też może być, podobno).Tak też jest pyszny!

    Składniki:


    2 blaty ciasta:
    • 300 g mąki
    • 180 ml wody
    • 3 łyżki oleju
    • odrobina drożdży - 2-3 g (opcjonalnie)
    • szczypta soli
    Farsz I:
    • 200 g gęstej śmietany
    • 1 cebula
    • 100g boczku lub szynki
    • sól, pieprz
    • rozmaryn ( u mnie)
    • ser typu gruyere albo inny (niekoniecznie)

    Farsz II
    • 200 ml śmietany
    • puszka tuńczyka w oleju
    • garść oliwek
    • cebula
    • gałązki tymianku
    Z mąki, wody, oleju, odrobiny drożdży i soli zagniatam elastyczne ciasto i odstawiam je na 30 minut. W tym czasie nagrzewam piekarnik do 240 - 250 stopni. Szybko kroję cebulę w cieniutkie piórka, boczek albo szynkę w paseczki.
    Ciasto dzielę na połowę i z każdego kawałka przygotowuję bardzo cienki , nieregularny placek wielkości blachy z piekarnika (prawie). Wałkuję go od razu na papierze do pieczenia. Smaruję grubo śmietaną i posypuję pozostałymi składnikami i przyprawami.
    Piekę moje podpłomyki kolejno, na papierze ułożonym na rozgrzanej blasze piekarnika, około 10 - 13 minut. Cebulę i boczek można przez chwilę podsmażyć na patelni. Całość można też posypać serem albo ułożyć na śmietanie plastry surowych pomidorów. Właściwie - eksperymenty własne są wskazane... Potem już tylko chrupiemy swoje Flammkuchen, popijając białym winem.
    Smacznego!

    2009-07-19

    Ratatouille, czyli warzywa w kuchni

    Lubię bakłażany i latem często je w kuchni przyrządzam, nawet jeśli jest upał. Dziś zapragnęłam znów duszonych bakłażanów w pomidorach, więc wymyśliłam autorską wersję ratatouille, taką z bardzo grubo pokrojonymi paskami papryki, cebuli, z plastrami cukinii i półplastrami bakłażanów. Wszystko to dusiłam w pomidorowo-cebulowej pulpie. Ważne, by bakłażany i cukinie dodawać do pomidorów, w przeciwnym razie mogą się rozpaść... Przepis na nieco inną ratatouille możecie zobaczyć również tu:

    Tym razem podsmażyłam tylko cebulę z czosnkiem na oleju, dodałam pomidory, paprykę, po chwili bakłażany i cukinię, liście laurowe, gałązki tymianku i dusiłam do miękkości, najpierw pod przykryciem, potem bez, uważając, by sos odpowiednio odparował, a warzywa pozostały jędrne. Doprawiam solą, pieprzem, czosnkiem i posypuję bazylią. To jest pyszne i już. Można jeść z pieczywem, można z makaronem...

    Składniki:
    • 1/2 kg mięsistych pomidorów bez skórki /mogą być z puszki, jeśli nasze nie dojrzały jeszcze na krzakach
    • 1 łyżka koncentratu pomidorowego (niekoniecznie, dla wzmocnienia smaku)
    • 2 cebule
    • 1 niewielka cukinia albo mały kabaczek
    • 2 bakłażany
    • 2 papryki
    • 2 - 3 ząbki czosnku
    • 3 - 4 łyżki oliwy
    • bazylia
    • tymianek
    • 2 małe listki laurowe
    • sól
    • pieprz
    • szczypta cukru (jeśli sos jest zbyt kwaśny)
    Jeśli chcę tak uduszone warzywa podać z makaronem, dodaję dla zaostrzenia smaku więcej czosnku, oliwy i kilka łyżek sosu lub koncentratu pomidorowego. Wszystko zaostrzam parmezanem albo grana padano albo... rodzimym carskim serem z Hajnówki. W popołudniowym słońcu. Z lampką wina... Pycha!