LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

2009-04-30

Sałata ze szpinaku z jajem sadzonym

Nie jest to trudna sałatka, za to - jaka dobra! Kiedy siadywałam nad swoim obiadem w ogródkach paryskich knajpek, takie sałaty widywałam przy okolicznych stolikach, cieszyły się powodzeniem zwłaszcza wśród kobiet. Sałata mogła być różna, najczęściej były to chyba różne mieszanki, ale kromka przypieczonego, rustykalnego chleba i jajo sadzone albo gotowane w koszulce pojawiały się na wierzchu obowiązkowo. Zatęskniłam za Paryżem i za francuską joie de vivre. Przygotowałam więc sałatę z młodego szpinaku, z pomidorami, wymieszaną z dobrym sosem vinegret (musztarda z Dijon, ocet winny, czosnek, sól i pieprz, dobry olej z pestek winogron) i ułożoną na dużych talerzach. Usmażyłam bez tłuszczu grzanki z domowego ciemnego chleba , natarłam ząbkiem czosnku, ułożyłam je fantazyjnie na sałacie, a na nich spoczęło jajo sadzone, przyprawione jedynie solą, pieprzem i szczypiorkiem. Pycha!

2009-04-27

Tagine z morelami i wyróżnienie


Nie mam garnka do tagine (tajine), bo nie wiem, czy bym go w ogóle używała, skoro mięso i warzywa można dusić albo piec w garnku glinianym czy żaroodpornym, ale prezentacja na pewno na tym traci, więc kto wie...
Pisałam już o tym nie raz, że uwielbiam wszelkie duszone mięsa z warzywami i mogłabym się nimi żywić całą zimę i lato zapewne, bo w ogóle mięsa najbardziej lubię w wersji duszonej i mam w zanadrzu masę na nie przepisów z różnych kuchni świata, mogę nimi właściwie sypać jak z rękawa! Albo nie jeść mięsa wcale. Taka jestem.
Ostatnio znów nabrałam ochoty na arabskie smaki, więc udusiłam kurczaka z morelami i migdałami, z dodatkiem mieszanki przypraw arabskich i kilkoma łyżkami gotowej pasty do tagine, bo nie miałam kiszonych ani suszonych cytryn (suszone w całości cytryny kupuję w arabskim sklepiku).
Swoją drogą - to zastanawiające, jak podobne są to potrawy: kurczaka z owocami można przygotować po polsku (cudo!), po francusku, żydowsku czy arabsku... Wszystko to kwestia przypraw, ale idea jest podobna - mięso, cebula, śliwki lub morele i różne dodatki - wino, migdały, kumin, goździki, cynamon, kiszone cytryny. Tak czy siak - pycha, na przykład z kaszą bulgur.

Składniki:

  • 8 kawałków kurczaka (części udek pozbawione kości)
  • 2 cebule
  • 3 ząbki czosnku
  • garść moreli
  • garść migdałów - sparzonych i obranych ze skórki
  • samodzielnie przygotowana mieszanka przypraw - np. goździki, kumin, kolendra, kardamon, chili, cynamon, kozieradka, kurkuma, pieprz - utłuczone w moździerzu + gałka muszkatołowa i cynamon - starte na tarce.
  • sól
  • kiszone cytryny lub 2 łyżki gotowej pasty do tagine zawierającej kiszone cytryny; można też ostatecznie dodać kawałki cytryn ze skórką - takie wersje przepisu też spotykałam
  • siekana kolendra lub natka pietruszki
  • ok 2 szklanek bulionu lub wody
Mięso podsmażam na oliwie, wyjmuję i odsączam z tłuszczu, w tym samym garnku podsmażam pokrojoną w plastry cebulę, czosnek i przyprawy. Dodaję mięso, podlewam bulionem i duszę około godziny na wolnym ogniu, uzupełniając w razie potrzeby płyn. Dodaję morele i migdały i duszę jeszcze około pół godziny. Podaję z kaszą bulgur i sałatą. Ech!


I na koniec najważniejsze:

Ori i Elisse dziękuję za bardzo miłe wyróżnienie, które wprawiło mnie w dobry nastrój. Bardzo się cieszę i już miałam napisać, że ze swej strony nie nominuję nikogo, bo wszyscy (wszystkie z Was ) nominacje już mają, ale pomyślałam, że napiszę, kogo ostatnio najczęściej odwiedzam i z kim mi się świetnie rozmawia, a kogo jeszcze ja sama nie wyróżniłam. Są to, oczywiście:

Ori z pelnialatawdomutymianka.blogspot.com - te Twoje zwierzęta i umiejętność ich opisywania i fotografowania! Mam taki odruch, że zawsze, ale to zawsze uśmiecham się na widok psów - Twoje zwierzaki oglądam uśmiechnięta od ucha do ucha :)

Buruuberii
z makagigi.blogspot.com - za klimaty polsko-czesko-izraelskie i za szczególne kulinarne (i nie tylko!) porozumienie, które nas obie zadziwia :)



[wyroznienie2[1].jpg]

2009-04-26

Wiosenne menu


Wiosną, kiedy spacery i wycieczki w głowie, jadamy lekko; wiadomo, najlepiej bez zbędnych kalorii, bez soli, czyli: na parze. Można jeść same warzywa, można z przygotowanym na patelni grillowej mięsem z kurczaka. Pewnie lepiej bez. W wersji ortodoksyjnej nie polewamy warzyw żadnym sosem, tylko skrapiamy oliwą i sokiem cytrynowym. I też jest dobrze. Jeśli chcemy zaszaleć - polewamy wszystko ulubionym vinegretem albo sosem jogurtowo-czosnkowym, co bardzo dobrze zrobi nijakiemu mięsu, bo ono - mimo iż zamarynowane w occie balsamicznym, pieprzu, oliwie i czosnku - i tak smakuje jak wióry (sucha pierś kurczaka lub cokolwiek innego nie cieszy się moim wielkim uznaniem). Ale przecież nie o to, by zaspokoić apetyt mięsożercy chodzi, lecz o efekt lekkości! Od stołu wstajemy zadowoleni, bo jest nam lekko w żołądku i lekko na duszy. Polecam :)

Potem możemy podziwiać kwitnące na Polu Mokotowskim drzewa. Tak.

2009-04-24

Chleb żytni z siemieniem lnianym


Znów piekłyśmy razem chleb. Gospodyni tego weekendu - Tilianara - zaproponowała chleb toskański bez soli oraz żytni z siemieniem lnianym. Ja wolę chleby żytnie, więc wybrałam drugą propozycję. No i to siemię lniane, które podnosi smak pieczywa i poprawia jego konsystencję... Nie zawiodłam się, wiedziałam, że chleb będzie pyszny, taki jak lubię - dość ciemny, wypieczony, z grubą i chrupiącą skórką i tak się właśnie stało. Mój przepis nie był tak dokładny, bo nie mam cierpliwości do odmierzania mąki co do grama, zwłaszcza, że i tak trzeba regulować ilość dodanej wody, no i nie mam w domu wysokoglutenowej mąki, dałam więc mąkę chlebową typu 850 i trochę zwykłej - typ 480. Nie wiem, czy to wpłynęło znacznie na smak chleba, ale mój smakuje wspaniale! Cieszę się również, że mogłam wykorzystać nowe koszyczki do wyrastania - bardzo zgrabne i niezbyt szerokie. Zamówiła je dla nas Kass, za co jeszcze raz Jej dziękuję! Fajnie jest piec takie owalne i zgrabne, wygodne do dzielenia bochenki :)
Obiecuję sobie również, że kupię wreszcie jakieś ostre narzędzie do nacinania chlebów, bo moje noże i inne ostrza się do tego nie nadają, ale nigdzie w okolicy nie ma żyletek, muszę więc kupić skalpel, ot co!

Tili, dzięki za przepis na ten pyszny chleb!

Przepis podaję w oryginalnym brzmieniu, za Tilianarą:

Żytni chleb z siemieniem lnianym


Namaczanka z siemienia lnianego:
91 g. siemienia lnianego
273 g wody

Przygotowanie: Wymieszać wszystkie siemię z wodą i odstawić na 16 godzin w temperaturze pokojowej.

Zaczyn zakwasowy:
  • 364 g. mąki żytniej razowej
  • 290 g. wody
  • 17 g zakwasu żytniego
Przygotowanie: Wymieszać składniki, aż do uzyskania jednorodnej konsystencji. Zostawić pod przykryciem na 16 godzin w temperaturze pokojowej.

Ciasto właściwe:
  • 182 g mąki żytniej razowej
  • 364 g mąki wysokoglutenowej, np. Manitoba
  • 119 g wody
  • 4 1/2 g (1 1/2 łyżeczki) drożdży instant
  • 16 g (1 solidna łyżka) soli
  • cała namaczanka
  • cały zaczyn

Przygotowanie: W misce miksera połączyć wszystkie składniki ciasta właściwego i mieszać na wolnych obrotach do połączenia składników przez ok. 3 minut. Ilość wody dostosować do konsystencji ciasta. Miksować na średnich obrotach, aż ciasto zacznie się razem trzymać (mało rozwinięty gluten - patrz linki poniżej). Powinno to trwać ok. 3 minut, ale ciasto i tak będzie bardzo lepkie. Przełożyć ciasto do naoliwionej miski i odstawić do fermentacji na 45 minut, przykryte folią, w temperaturze ok. 26-27 stopni Celsjusza (można to uzyskać, przez włożenie miski do dużej torby foliowej z miseczką z gorącą wodą). Po tym czasie wyjąć ciasto na omączony blat, podzielić na dwie części i uformować bochenki. Zostawić pod przykryciem na 10 minut, by odpoczęły. Uformować właściwe bochenki i ułożyć do wyrastania w formach lub koszykach. Odstawić do rośnięcia na ok. 1 godzinę w temperaturze 26-27 stopni Celsjusza. Nagrzać piekarnik do temperatury 240 stopni Celsjusza. Przed pieczeniem posmarować glazurą i naciąć. Piec z parą przez 15 minut, potem zmniejszyć temperaturę do 220 i piec przez 35-45 minut, do czasu aż skórka będzie ciemno brązowa. Wyłączyć piekarnik, zostawić chlebki by wyschły przez ok. 10 minut w otwartym i stygnącym piekarniku. Ostudzić na kratce, potem zawinięte w ściereczkę przez kilka godzin zanim zostaną pokrojone.

Źródło: Blog "Wild Yeast" (zainspirowany książką Jeffrey’a Hamelman’a “Bread: A Baker’s Book of Techniques and Recipes”)

Smacznego!

[weekendowa_piekarnia_baner.jpg]

2009-04-20

Amaretti

Dlaczego ja ich wcześniej nigdy nie upiekłam?! Pyszne, migdałowe i najłatwiejsze w świecie ciasteczka, które powstają w kilka chwil i krótko się pieką - to przepis dla każdego, kto ma ochotę na słodkie co nieco, a w zapasie nadmiar białek, o co przecież łatwo po świętach. Zapewne nadal bym się za amaretti nie zabrała, gdyby nie przepis Bei, która pisze, że konsystencja tych ciasteczek nie może być rzadka i że właściwie można dosypać trochę migdałów, gdyby masa nie chciała się formować...
No więc upiekłam i zapewniam, że przepis ten będzie gościł w moim domu na tyle często, na ile pozwoli mi sumienie...

Ja - wbrew pozorom - nie jestem łasuchem, choć lubię ciasta drożdżowe i wszelkie świąteczne wypieki. Ciasta świąteczne rozdaję zresztą rodzinie albo pożera je mój mąż, sama zadowalam się niewielkimi porcjami mazurka albo odrobiną sernika. Ale - ciasteczka, baby drożdżowe, domowe makowce - to jest to! Na szczęście nie piekę ich zbyt często. Trudno mnie w ogóle namówić na ciasta pieczone przez kogoś, a w cukierni, po długim namyśle wybieram najchętniej jakieś wykwintne musy albo torty pralinowe. Słowem: maruda!
Drobne ciasteczka mogę jednak jeść zawsze, a wypieki na zaprzyjaźnionych blogach budzą moje emocje, bo wiem, że przepisy są doskonałe, a ciasta pieczone z najlepszych składników. Tak jest i w tym wypadku - te migdałowe ciasteczka znalezione przez Beę od razu mnie skusiły, tylko - nie wiedzieć czemu - uważałam, że będą tak trudne jak makaroniki. Nic bardziej mylącego!



Oryginalny przepis podaję za Beą, która znalazła go na blogu Cakes in the City:

Na ok. 40 sztuk:
  • 2-3 białka (najlepiej takie trzymane przez kilkanaście godzin w temperaturze pokojowej)
  • 300g cukru pudru
  • 300g drobno zmielonych migdałów
  • kilka kropli ekstraktu migdałowego lub odrobinę amaretto
  • cukier puder do obtaczania amaretti

Wymieszać migdały i cukier, dodawać po jednym białku (ewentualnie również ekstrakt migdałowy lub amaretto), dobrze wymieszać. Ciasto musi być dosyć zwarte. Jeśli jest zbyt luźne, dodać łyżkę lub dwie zmielonych migdałów. Formować małe kulki stożki, obtaczać je w cukrze i układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Piec ok. 15 minut w 150°.

Ja przygotowałam ciasteczka z połowy porcji, musiałam dodać więcej mielonych migdałów i piekłam moje amaretti dłużej - około 20 minut.

2009-04-19

Niemiecki chleb żytnio-pszenny

Tym razem do Weekendowej Piekarni Alicji zaprosiła nas Liska i zaproponowała lekki, sprężysty i wzbogacony smakiem przypraw chleb żytnio-pszenny. Upiekłam go z podwójnej porcji - dla nas i dla mojej Siostry, która też stała się amatorką chleba pieczonego w domu. Jedyna zmiana, jaką zaproponowałam od siebie to posypanie chlebów siemieniem lnianym zamiast otrębami, reszta przepisu bez zmian, a sam przepis jest tak łatwy, że tym razem mąkę odmierzał i chleb wyrabiał mój Mąż. Bardzo jest z tego dumny. A chlebek - palce lizać! Lisko, dziękuję za przepis na pyszny i łatwy chleb! Polecam wszystkim, nawet początkującym piekarkom.


Podaję przepis za Liską:

Niemiecki wiejski chleb żytnio-pszenny
Czas przygotowania:
12-24 godziny wcześniej: odświeżenie zakwasu
8-14 minut: zagniatanie
10 minut: odpoczywanie chleba
2-2,5 godziny pierwsze wyrastanie
1-1,5 godziny: drugie wyrastanie
40 minut: pieczenie
  • 100 g (1/2 szklanki) aktywnego żytniego zakwasu (dokarmionego 12-24 godziny wcześniej)
  • 350 g (1,5 szklanki) wody
  • 5 g (1 łyżeczka) suszonych drożdży instant (ja użyłam świeżych)
  • 350 g (2 i 1/4 szklanki) mąki żytniej jasnej, chlebowej (użyłam typ 720)
  • 130 g (3/4 szklanki) mąki pszennej (użyłam mąki chlebowej)
  • 20 g (1 łyżka) otrębów żytnich lub pszennych
  • 1/4 łyżeczki zmielonych nasion kolendry
  • 1/4 łyżeczki zmielonych nasion kminu indyjskiego
  • 1/4 łyżeczki zmielonych nasion kopru włoskiego
  • 1/4 łyżeczki zmielonego anyżu
  • 10 g (1,5 łyżeczki) soli morskiej
Do posypania: otręby żytnie

12-24 godzin wcześniej należy odświeżyć zakwas. Można to zrobić używając 2 łyżek zakwasu i równych części mąki żytniej chlebowej i wody. Tak, by całość wyniosła 100 g. Można też po prostu dokarmić zakwas dowolnym sposobem.

Następnego dnia:

Wlać wodę do dużej miski, dodać drożdże, mąkę żytnią, pszenną, otręby, przyprawy i sól. Następnie wlać zakwas i dokładnie wyrobić ciasto. Można to zrobić używając miksera: miksować 8 minut, następnie dać odpocząć ciastu i miksować ponownie przez 3-5 minut.
Przykryć miskę folią spożywczą i odstawić do wyrastania na ok. 2 - 2,5 godziny. Ciasto mniej więcej podwoi swoją objętość.
Keksówkę o długości 28 cm wysmarować olejem i wysypać otrębami żytnimi.
Przelać ciasto, posypać jego wierzch otrębami i odstawić do wyrastania - ciasto wypełni całą formę. Zajmie mu to ok. 1-1,5 godziny.

Piekarnik nagrzać do 230 st C.
Na dno piekarnika wsypać 1/2 - 1 szklanki kostek lodu. Wstawić wyrośnięty chleb. Piec 10 minut. Zmniejszyć temperaturę do 210 st C i dopiekać kolejne 30 minut. Chleb jest upieczony, jeśli wyjęty z formy i popukany od spodu wydaje głuchy odgłos. Gdyby tak nie było, należy wyjąć go z formy i dopiekać jeszcze chwilę, 5-10 minut.
Po upieczeniu chleb spryskać wodą i wstawić do piekarnika na 3 minuty. Dzięki temu będzie miał błyszczącą skórkę. Upieczony chleb położyć na kratce kuchennej i zostawić do całkowitego wystudzenia. Zachowuje świeżość przez kilka dni. Smacznego!

[weekendowa_piekarnia_baner.jpg]

2009-04-18

Wiosenne klimaty

Zdarzają mi się takie wiosenne spacery, podczas których obserwuję tylko kwiaty (jak te magnolie w Powsinie) albo takie, które pozwalają usiąść na chwilę i poczuć radość z życia w mieście, a przynajmniej umieć to wykorzystać. Obładowana książkami z pobliskich księgarń przysiadłam na chwilę u Vincenta na Nowym Świecie, by posilić się prawdziwym croissantem i zaspokoić pragnienie. We Francji piłabym zapewne w tej sytuacji wodę z cytryną albo z syropem miętowym. Tu zamówiłam sobie jabłkowo-miętowego drinka z kruszonym lodem i spokojnie przejrzałam ostatni numer "Res Publiki". Życie miasta toczyło się tuż obok, a ja dochodziłam do siebie przy stoliku w bramie, unosząc od czasu do czasu głowę znad gazety i przygotowując się duchowo na powrót do domu w piątkowych korkach. Coś za coś.



2009-04-13

Na zakończenie Świąt


No i panowały w te Święta zielone klimaty - i u mnie, i u Rodziny. A teraz można się delektować resztkami mazurków i bab, i przejść na zielone menu. Mięsom mówimy stanowcze: nie! Nad jajami się jeszcze zastanowimy... A w przyszłym roku pieczemy kulebiaki ze szpinakiem i robimy rzodkiewkowe sałatki, taaak... I jeszcze więcej spacerów niż w tym roku! I jeszcze Triduum Paschalne odbyć trzeba jak należy (niezależnie od stopnia pobożności, a nawet przy jej braku), bo inaczej te Święta tracą sens...

Już kiedyś takie przeżyłam, w Niemczech. Jaja podano tylko czekoladowe, piliśmy kawę w kubkach z bałwankiem, bo inne właśnie myły się w zmywarce, a do kościoła weszliśmy jedynie przypadkiem, w Wielki Piątek, bo kościół ten znajdował się obok klubu jazzowego. Potem całą noc kłóciliśmy się na tematy religijne, bo nasi znajomi Świąt wprawdzie nie obchodzą i kościół omijają z daleka, ale zupełnie nie rozumieją ludzi niereligijnych, co to to nie! No i te wyludnione miasta - wszyscy Niemcy wyjechali oglądać, jak Hiszpanie obchodzą święta... Fajnie!

Taką Wielkanoc przeżyć trzeba koniecznie, choćby po to, by zatęsknić do świątecznych przygotowań, strojenia domu, śpiewów u dominikanów w wigilię paschalną albo po prostu do własnego rytmu Świąt. Mam nadzieję, że Wam się to też udało. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wszystkie życzenia!



2009-04-11

Mazurki


Mazurki pieczemy z Anią od lat, zwykle według z góry ustalonego planu - Ania robi kruche ciasto orzechowe swojej Babci i gotuje kajmak w puszce, a ja zdobię mazurki. Bywa, że sama w domu też przygotowuję mazurki na skromniejszch spodach, bez orzechów, i zdobię skromniej, bo nie przepadam za dużą ilością bakalii. Zawsze obiecuję sobie wykorzystać inne przepisy na to słodkie ciasto, ale i tak zwykle kończy się na kajmaku... Najbardziej lubimy kajmak ze słodkiego mleka skondensowanego, gotowany w zamkniętej puszce przez 3,5 -4 godziny, w dużej ilości wody, nie dłużej (bywa zbyt ciemny i twardy) i nie krócej, bo jest zbyt jasny i za mało karmelowy. Wiem, że taki kajmak można rozetrzeć z alkoholem, dodać ulubione aromaty, ale my i tak wybieramy prostotę. Nigdy też nie bawimy się w pieczenie mazurków w prostokątnych blachach, bo potem jest problem z ich przenoszeniem na ...co? No właśnie? Na tace? Nie ma sensu! Lepiej zaopatrzyć się w tortownice i karbowane formy do tart i tak podawać mazurki na stół, zwłaszcza że ciasto jest bardzo delikatne, co jest wyczuwalnym znakiem jego dobroci. Mazurki na prezenty piekę natomiast w w okrągłych formach z folii i nie ma wtedy kłopotu ze zwrotem blaszek.

Muszę przyznać, że kiedyś mazurki (czyli ciasta rodem z Mazowsza, bo Mazurami nazywano mieszkańców Mazowsza właśnie, nie Mazur.) w ogóle mi nie smakowały, miały niedobre ciasto i wątpliwego smaku pomadę, męczyłam się, próbując daktylowego czy pomarańczowego mazurka w rodzinie męża ;) Dopiero przepisy koleżanek zmieniły moje nastawienie i teraz - choć bez fajerwerków - jada je cała moja rodzina, a ja je po prostu uwielbiam! Wielkanoc wymaga mazurków. I tyle. Nie pierników, szarlotek, "cycków teściowej" (to moja nazwa dla wszelkiej maści tandety cukierniczej, w której zawsze są galaretki, wiórki kokosowe, polewy kakaowe, budynie i co tam komu jeszcze szalejąca wyobraźnia podpowie) i w ogóle wyrobów ciastopodobnych. Radykalnie? A i owszem.

Poza mazurkami lubię bardzo wielkanocne ciasta, czyli baby - waniliowe, cytrynowe, puchate, z samych żółtek i bakalii... No i serniki, oczywiście. Jestem po prostu przywiązana do smaków Bożego Narodzenia (piernikowe i czekoladowe aromaty) i do smaków wielkanocnych ( cytryna, kajmak, skórka pomarańczowa.)

Czym dekorować mazurki? Kajmak lubi smak skórki pomarańczowej, migdałów, orzechów i wiśni kandyzowanych albo z alkoholu, jak u mnie. Polecam serdecznie!


A oto przepis na ciasto najprostsze:
  • 20 dag mąki
  • 10 dag miękkiego masła
  • 2 żółtka
  • 3 łyżki cukru
  • skórka starta z cytryny
  • sól

Sposób przyrządzenia: W misce łączę za pomocą łyżki miękkie masło z cukrem, solą, skórką z cytryny i żółtkami, zagniatam dłonią i formuję kulę. Miękkim ciastem wykładam formę, rozciągając je palcami w natłuszczonej tortownicy, nakłuwam je widelcem i - wkładam na chwilę (10-30 minut) do lodówki. Przed pieczeniem smaruję całe ciasto żółtkiem, rozmieszanym z odrobiną mleka i piekę na złoto w temp. 220 stopni, około 15 minut. Wystudzone ciasto smaruję kajmakiem i dekoruję ulubionymi bakaliami lub wiśniami z alkoholu. Polecam, może ktoś się skusi? Poniżej "bogato zdobione" mazurki na życzenie Ani.


Radosnych Świąt Wielkanocnych!


Kuchnia Wielkanocna 22.III. - 25.IV.2009

2009-04-10

Chleb świąteczny




Chleb ten jest moją wersją chleba z San Francisco, czyli mieszanką pięciu rodzajów mąki - żytniej razowej, pszennej razowej, żytniej chlebowej, pszennej chlebowej i orkiszowej... Przygotowanie przebiega właściwie bez zmian, według przepisu, z dużą ilością zakwasu, ale chleb jest w smaku bardziej żytni i ciemniejszy w kolorze - zależało mi na przedłużeniu świeżości, no i na zdrowiu, oczywiście ;)

Składniki:
  • 2 łyżeczki suszonych drożdży ( lub 13 g świeżych)
  • 100 g mąki pszennej razowej
  • 100 mąki orkiszowej
  • 200 g mąki żytniej chlebowej
  • 200 g mąki pszennej chlebowej
  • 1/2 łyżki cukru
  • 2 łyżki octu balsamicznego
  • 1 i 1/4 łyżeczki soli
  • 250 g zakwasu żytniego lub pszennego
  • ok. 400 ml wody
* do posmarowania: jajko wymieszane z 2 łyżkami śmietanki albo mleka

Drożdże i cukier rozpuściłam w wodzie i odstawiłam na 15 min. Następnie dodałam do niego 375 g mąki białej (żytniej i pszennej), zakwas, sól i ocet. Wymieszałam, przykryłam i odstawiłam do czasu aż podwoi swoją objętość, tj ok. 30 min. Dodałam pozostałą mąkę i wymieszałam luźne ciasto. Wlałam je do formy nieco szerszej niż tradycyjna keksówka i odstawiłam, by wyrosło. Posmarowałam jajkiem zmieszanym z mlekiem. Piekarnik nagrzałam do temp. 230 st. , wstawiłam chleb, spryskałam wodą wnętrze piekarnika i piekłam chleb przez 10 minut. Następnie zmniejszyłam temp. do 200 st C i piekłam kolejne 40 min. Chleb wyszedł popisowy - bardzo sprężysty, smaczny i zgrabny. Przyznam, że piekłam go w prezencie, więc z podwójnej porcji i w dwóch formach. Lepiej się prezentuje chleb upieczony w wąskiej, rozsuwanej formie keksowej, ale ten został od razu spakowany, więc pozostał tylko mój, niecierpliwie krojony na gorąco...
Jutro piekę następne chleby, dla rodziny. Chyba razowe, ale nie jestem pewna :)


Kuchnia Wielkanocna 22.III. - 25.IV.2009

2009-04-09

Pasztet z mięs mieszanych


Ten pasztet jest klasycznym polskim przepisem na pasztet z mięs mieszanych, wzmocniony smakiem suszonych grzybów, z wyczuwalnym aromatem gałki muszkatołowej. Nie jest tak, że na święta piekę zawsze taki sam pasztet, zdarza mi się raz dodać kaczego mięsa, innym razem królika albo gęsich wątróbek, ale wiosną wolę lżejsze pasztety z dodatkiem ziół, jaj na twardo, kaparów.

Tej wiosny postanowiłam upiec - między innymi - pasztet tradycyjny. Wiadomo, że każdy pasztet smakuje lepiej, jeśli dodamy do niego tłuste mięsa, w przeciwnym razie może się kruszyć, wiec ja dodaję podgardle albo boczek wieprzowy.

Składniki:
  • 1/2 kg łopatki wieprzowej
  • 1/2 kg wołowiny (rozbef, szponder)
  • 1/2 kg podgardla
  • garść suszonych grzybów
  • 30 dkg wątróbki drobiowej albo cielęcej
  • 2 cebule
  • 5 dkg masła
  • 5 jaj
  • kilka plastrów bułki paryskiej albo 1 kajzerka
  • włoszczyzna (marchew, pietruszka, por, seler)
  • liście laurowe, ziele angielskie, jałowiec, pieprz, sól, gałka muszkatołowa
Mięso w kawałkach obsmażyć na patelni - dobrze zrumienić, dzięki temu pasztet lepiej będzie smakował. Następnie przełożyć do dużego garnka, zalać wodą, dodać włoszczyznę, grzyby, przyprawy (bez soli i gałki muszkatołowej) i gotować, aż mięso będzie bardzo miękkie. Ostudzić mięso w wywarze. Cebulę pokroić w plastry, obsmażyć na maśle, dodać pokrojone wątróbki i krótko dusić. W maślanym sosie z wątróbek i cebuli namoczyć bułkę. Wszystkie składniki (bez włoszczyzny) zemleć dwukrotnie na drobnym sitku, dodać 1/2 szklanki mięsnego wywaru, 5 jaj, 1 dużą gałkę muszkatołową startą na drobnej tarce, sól, pieprz. Ja zwykle polewam jeszcze wierzch pasztetu dodatkowo mięsnym wywarem. Masę mięsną piekę w dwóch formach keksowych, wysmarowanych masłem i wysypanych bułką tartą, około 1 i 1.2 godziny. Pasztet podaję schłodzony, z żurawiną, sosem chrzanowym, marynowanym grzybkami. Polecam!



Kuchnia Wielkanocna 22.III. - 25.IV.2009

2009-04-07

Schab pieczony z ziemniakami i rozmarynem


Prościej się nie da. Polecam to danie na spotkanie towarzyskie "okołoświąteczne", kiedy okazuje się, że być może będziemy mieć gości i musimy jednak przygotować jakiś obiad. Mamy wtedy trzymany w lodówce kawałek schabu solidnie natartego czosnkiem, solą i pieprzem. Leżakuje tam sobie co najmniej od 12 godzin, ale może tam leżeć i dwie doby... Taki kawałek mięsa wyjmujemy z lodówki, obsmażamy na oleju do zrumienienia i wstawiamy do piekarnika w tym samym żeliwnym naczyniu albo w ładnej brytfannie (jeśli kawałek mięsa nie jest zbyt gruby ,możemy ten etap pominąć i od razu piec mięso z warzywami). Po upływie pół godziny wyjmujemy naczynie, wokół schabu układamy połówki dobrych do pieczenia ziemniaków, połówki czerwonej cebuli, ząbki czosnku. Na mięsie i pod nim układamy gałązki rozmarynu, resztą roztartych igieł posypujemy i mięso, i warzywa. Podlewamy wodą, skrapiamy olejem i octem balsamicznym (mięso i cebulę), ziemniaki solimy i pieczemy jeszcze godzinę do półtorej, zależnie od wielkości mięsa. Gdyby mięso za bardzo się przyrumieniło, można przykryć je folią pod koniec pieczenia. W trakcie pieczenia można zajrzeć do piekarnika i polać wytworzonym sosem mięso, obrócić cebule i ziemniaki. Ważne, by dać dużo cebuli, dużo czosnku i duuużo rozmarynu. Danie to powstało właściwie dla rozmarynu...

Po upieczeniu podajemy w tym samym naczyniu (po odczekaniu kilku minut, aż soki się ustabilizują), kroimy przed samym podaniem i wtedy każdy z biesiadników wybiera sobie pożądane kawałki mięsa i warzyw oraz podlewa je sosem albo - w wersji bardziej eleganckiej - przekładamy potrawę na półmisek i przecedzamy sos z brytfanny, który podajemy osobno, do polania schabu. Jeśli sosu jest sporo, możemy go zredukować na kuchni. Pycha! Do tego wino czerwone i - nastrój świąteczny przywołany...

Składniki:

  • ok 1 kg schabu
  • kilka cebul czerwonych
  • 1 kg ziemniaków albo i więcej
  • 1 główka czosnku
  • sól, pieprz
  • ocet balsamiczny
  • gałązki rozmarynu
Kurczak w tej potrawie też się sprawdza doskonale! Danie bierze udział w zabawie kulinarnej:

Kuchnia Wielkanocna 22.III. - 25.IV.2009

2009-04-05

Świąteczny pasztet francuski


Pora pomyśleć o świętach, zwłaszcza, że aura sprzyja. Dziś odbyliśmy długą, ale raczej monotonną i średnio przyjemną wyprawę rowerową po Warszawie. Niestety, nie jestem entuzjastką rowerowej jazdy po mieście, choć podoba mi się widok pięknych kobiet na rowerach, z koszykami pełnymi porów i bagietek (jest w necie taki piękny fotograficzny blog, który zachęca każdym zdjęciem do tego, by przesiąść się na rower). To chyba jednak nie dla mnie - i wcale nie dlatego, że na rowerowej wycieczce złamałam rękę. Po prostu - za duży stres i hałas nie do zniesienia.Dziś wylądowaliśmy na odpoczynek u znajomych i pożarliśmy niedzielny obiad z ich rodziną... Co innego wycieczka rowerowa poza miastem. Do czterdziestego kilometra trasy zazwyczaj nie marudzę, choć zdarza mi się cisnąć rower w lesie, kiedy nie daję już rady dołom, piachom i wądołom ;)

Jednakże Wielkanoc za pasem, a dla mnie oznacza to pieczenie, gotowanie i pieczenie... Na własne życzenie - powinnam zrymować. Tym razem upiekę chleby ( dla siebie i dla rodziny), pasztety (dla siebie i dla rodziny), mazurki, serniki, baranka, baby drożdżowe (j.w.) oraz wykonam jaja faszerowane po polsku (w skorupkach) i zwykłe, wiosenne. Potem będę mieć już wszystkiego dość, ale będę trzymać fason, a co! No i jeszcze przecież barszcz muszę ugotować biały, z chrzanem, wędzonką i kopą jaj, bo bez tego ani rusz! Zapomniałam napisać, że jakieś pieczyste przygotować trzeba, a w ogóle święta powinny być zielone od sałat, lekkie od musów i żółte od jaj, a na stołach powinny królować dekoracje. Koniecznie minimalistyczne, białe, szare, zielone, świeże i nie żółte na pewno, bo to zbyt pospolite! Powinny, ale nie będą, bo jak zwykle ulegnę, z przyjemnością, dodajmy, tradycji i nawet jeśli nie postawię na stole żadnego żółtego tulipana i plastikowego kurczaczka - to i tak będzie kolorowo. Naprawdę marzą mi się święta w kolorze roszponki, z trawnikiem na stole i pisankami w stonowanych kolorach, zajączki i baranki w bieli, ale nie wiem, czy dam radę. Mogę być za bardzo zmęczona.
Na pewno spotkam się jednak z Anią, będziemy piec baby, mazurki kajmakowe, kłócić się o to, jak powinny wyglądać dekoracje i ile dać kajmaku, pić wino lub nalewki, zależnie od pogody. Tradycja!
Skoro jednak do świąt pozostało kilka dni, można trochę poeksperymentować i przygotować dania na próbę. Moja rodzina lubi klopsy, takie zwykłe, samo mięso. Ja, znużona prostotą przepisu, ciągle poszukuję urozmaiceń i dodaję oliwki, rozmaryn, kapary, grzyby, orzechy, wykorzystuję tylko wieprzowe mięso albo mieszane, albo drobiowe. Jednym słowem - eksperyment! Wszystkiego na święta nie wykonam, bo i po co - inni też chcą się popisać, ale postanowiłam sprawdzić, jak się spisze klops w cieście, czyli francuski pasztet Macieja Kuronia.


Upiekłam i choć ciasto popękało, nic nie straciło na urodzie. Przepis prosty, efektowny i bardzo smaczny. Można dodać nieco rozmarynu albo kaparów lub ulubionych przypraw, bo pasztet ten jest łagodny, w sam raz do sosu tatarskiego (majonez + korniszony + grzybki marynowane +szczypiorek + musztarda + kapary) albo chrzanowego (chrzan + majonez). Ciasto jest bardzo łatwe do wykonania i przesmaczne, a pasztet świetnie się kroi. Polecam! Ja dodałam tylko surowe jajo do masy mięsnej, na wszelki wypadek. Reszta bez zmian. Nie wiem, czy warto dawać taki pasztet na półmisek wędlin, bo otoczony jest ciastem i sycący - raczej nie, może jako przystawkę? Albo zamiast półmiska wędlin, pięknie się będzie prezentował na świątecznym stole, wśród sałat i jaj. Albo na wielkanocny piknik na przykład! Przepis, odrobinę przeze mnie zmodyfikowany, znajduje się w sobotnim dodatku do "Gazety Wyborczej", zatytułowanym: Przepisy Macieja Kuronia.

Składniki:

Farsz:
  • 6 jaj
  • 800 g mielonej wieprzowiny (np. łopatka - to ode mnie)
  • pęczek posiekanej natki pietruszki
  • 1/2 łyżeczki świeżo startej gałki muszkatołowej
  • 1/2 łyżeczki pieprzu cayenne
  • sól, pieprz
  • ew. szczypta majeranku albo trochę rozmarynu (to mój pomysł)
  • 1 surowe jajo (moja modyfikacja)
Ciasto:
  • 250 g mąki
  • 150 g masła
  • 100 ml wody
  • 1 łyżeczka soli
Mięso mielone mieszamy z jajem, natką i przyprawami. 5 jaj gotujemy na twardo. W tym czasie przygotowujemy ciasto: masło kroimy na stolnicy i wyrabiamy z mąką oraz solą. W trakcie wyrabiania dolewamy 100 ml zimnej wody. Kiedy zaczyna odchodzić od ręki, zawijamy w folię, rozpłaszczamy nieco i odstawiamy na pół godziny do lodówki (u mnie 15 minut w zamrażalniku).
Po wyjęciu z lodówki rozwałkowujemy ciasto na prostokąt. Na środku, wzdłuż, układamy połowę farszu, obrane ze skorupek jaja (można im ściąć czubki, dzięki temu podczas krojenia nie będzie fragmentów z samym białkiem). Jaja przykrywamy pozostałą częścią masy mięsnej. Farsz oraz brzegi ciasta smarujemy roztrzepanym jajem. Zawijamy boki ku górze i zlepiamy je nad farszem. Ciasto smarujemy pozostałym jajem (to mój pomysł, pasztet lepiej się wtedy prezentuje) i nacinamy w kilku miejscach, żeby para mogła uchodzić, a nadmiar sosu mógł wypłynąć. (Tej rady nie było w przepisie, ale ja wiem, że tak się często dzieje, bo piekę kulebiaki). Pasztet zawijamy luźno w folię aluminiową i pieczemy przez godzinę w piekarniku nagrzanym do 180 st. Ja po godzinie odkryłam folię i dopiekałam pasztet do zrumienienia.
Kroimy po wystygnięciu. Nawet jeśli pęknie, będzie piękny na świątecznym stole. Podajemy z ulubionym sosem. Polecam serdecznie nie tylko na święta!

Danie bierze udział w zabawie kulinarnej:

Kuchnia Wielkanocna 22.III. - 25.IV.2009

2009-04-04

Chleb z ricottą


Tym razem do Weekendowej Piekarni zaprosiła nas Atina z Tak sobie pichcę i wybrała szybki, łatwy i smaczny chlebek z ricottą. Bardzo łatwo i przyjemnie się ten chleb zagniatało na stolnicy, ładnie rósł nawet bez koszyka i wzbudził wiele zachwytów blogowych piekarek. Rzeczywiście - bardzo dobry przepis, tyle że chleb przypomina bułkę, o czym warto wiedzieć i ... ma tendencję do znikania tuż po upieczeniu ;) Mój chleb upiekłam częściowo z mąki pełnoziarnistej i pozwoliłam mu nieco dłużej wyrastać (myłam okna!) oraz dłużej się piec. Może dlatego nie wyrósł tak pięknie? Myślę też, że zamiast ricotty można dać tłusty twarożek albo ser na sernik, dobrze zmielony.

Bochenek widoczny na zdjęciu kroiłam jeszcze gorący, więc nie wygląda dobrze w przekroju, ale nie mogłam się powstrzymać... Po wystygnięciu miąższ jest elastyczny, zapewniam! Atino - dziękuję za przepis!

Podaję za Autorką:

Składniki:

  • 100 g wody
  • 40 g mleka 3,2%
  • 5 g drożdży instant
  • 250 g mąki (w przepisie podana jest uniwersalna, ja dodałam połowę pełnoziarnistej)
  • 15 g masła
  • 90 g serka ricotta
  • 5 g soli

* wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową

Wszystkie składniki wymieszać, a następnie przełożyć na omączony blat i wyrabiać przez około 10 minut. Ciasto warto wyrobić ręcznie, całkowicie rezygnując z wyrabiania przy pomocy maszyny. Zagniecione ciasto przełożyć do naoliwionej miski i pozostawić do wyrośnięcia na około 1,5 godziny albo do podwojenia objętości.

Wyrośnięte ciasto ponownie przełożyć na omączony blat i uformować z niego bochenek o dowolnym kształcie. Następnie przykryć go ściereczką i pozostawić na kolejną godzinę.

Chleb włożyć do piekarnika nagrzanego do 230°C, z parą wodną. Po około minucie zmniejszyć temperaturę do 200°C i piec przez 20-25 minut, aż do momentu, kiedy skórka będzie miała średnio brązowy kolor. Pozostawić do całkowitego wystudzenia.

Smacznego:-)



[weekendowa_piekarnia_baner.jpg]

2009-04-03

Wino truskawkowe

http://img.stopklatka.pl/film/17400/17443/g-6.jpg

- Chcecie iść na Wino truskawkowe? - zapytała koleżanka. - Mam dwa zaproszenia.Wybraliśmy się i tu - olśnienie. Co za film! Musiałam być pełna rezerwy, bo jak tu przenieść na ekran prozę Stasiuka i niczego nie zepsuć? Nie dalej jak kilka dni temu rozmawiałyśmy sobie z Basią (buruuberii) o Stasiuku, Beskidzie Niskim i Opowieściach galicyjskich, o tym, że lubimy bardzo tę prozę i sam Beskid Niski, a tu ktoś kręci film! No i poszliśmy z Mężem, rezygnując z domowego semifreddo, z kolacji przy świecach albo nawet wyjścia do restauracji. To była uczta duchowa, naprawdę.
Obawiałam się przede wszystkim, że metafizyki obecnej w prozie Stasiuka nie da się przenieść na ekran, a jednak - zrobił to sam Andrzej Stasiuk jako autor scenariusza. Wydobył ze swej prozy to co najbardziej filmowe, dopisując nowe wątki i koncentrując je wokół głównego bohatera - policjanta, granego przez pięknego Jiriego Machacka, który wygląda jak... młody Stasiuk. Reżyser powiedział mi po projekcji, że krążą nawet plotki, jakoby obsadził go właśnie dlatego, ale to nieprawda. No nie wiem - pomyślałam, bo wygląd bohatera po prostu przekonuje.

Pamiętam młodego Stasiuka (piękny, demoniczny brunet!) jeszcze przed debiutem, z czasów, kiedy mieszkał w łemkowskiej chałupie w Czarnem, razem z żoną i dziećmi, jakiś czas po wyjeździe z Warszawy. Łemkowska chata pozbawiona prądu, z baterią słoneczną na dachu a nieopodal niej - cerkiewka, której Stasiuk podobno pilnował jako stróż... Nie lubili z żoną turystów, którzy naprzykrzali im się, gapili na lamy, barana i wszelką inną żywinę plączącą się w obejściu, a chałupa stała przy samej drodze, na turystycznym szlaku. My przyjechaliśmy do nich również nieproszeni, służbowym gazikiem, razem z Miśkiem, który prowadził wtedy schronisko w Banicy. Stojąc w drzwiach, rozmawialiśmy chwilę o kotach, a potem piliśmy herbatę i słuchaliśmy gry na bębnach w wykonaniu Słomy (tak przypuszczam) i Stasiuka. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że Stasiuk, zwany wówczas Świnią, wkrótce wyda jedną z najbardziej skandalicznych książek - opowiadania Mury Hebronu, a potem napisze - okrzyknięte przez krytykę jako wydarzenie - Opowieści galicyjskie.

O takich oryginałach, ludziach z przeszłością, opowiada również ten film. Każdy z nich układa sobie w Beskidzie (tak samo jak i w Bieszczadach) życie na nowo, przetrąceni uciekają od swej przeszłości, wybierają dorywczą pracę, bo "taki tu klimat" - jak mówią. Nie każdy zostaje - tak jak Stasiuk - pisarzem, ale ujawniają inne talenty. Upojeni truskawkowym winem bohaterowie o wyglądzie meneli grają na instrumentach, filozofują, wspominają, marzą i zabijają. Scena w knajpie, kiedy mężczyźni grają i tańczą, uwodzeni przez piękną Słowaczkę, Lubicę, stanowi jedną z piękniejszych (choć pięknych tu wiele) i niezwykle namiętnych. A wino truskawkowe - takie przecież nie istnieje (!) - to balsam dla duszy. No i te krajobrazy - widziane o każdej porze roku. Ekipa filmowa o mało nie przegrała w starciu z naturą, ale udało się oddać klimat, nastrój opowiadań Stasiuka i nastrój miejsca (Dukla, Jaśliska). Tak więc współistnieją ze sobą: metafizyka i realizm, magia i humor. Duchy i ludzie z krwi i kości, wrażliwi i nieludzko namiętni. Miłość i śmierć.

No i mrugnięcie okiem do reżysera Stanisława Różewicza, który po obejrzeniu filmu powiedział, że jeden z bohaterów "za mądry jakiś". No to aktor wypowiada w ważnej scenie słowa, których widz nie rozumie i zrzuca winę na fatalną jakość dźwięku w polskim filmie, a tymczasem - słowa te nagrane zostały od tyłu...

Dla nas wszystkich Beskid ze swymi cerkiewkami i PGR-ami, Bieszczady pozbawione autochtonów, zamieszkane przez uciekinierów wszelkiej maści, społecznych wyrzutków, artystów, hipisów - to obszar największej wolności, jakiej w życiu doświadczyliśmy. Ale o tym jeszcze napiszę.

Póki co - film Dariusza Jabłońskiego Wino truskawkowe - to świetnie poprowadzona opowieść o ludziach, duchach i miejscach oraz o tym, co między słowami, koncertowo zagrana przez : Jiríego Machácka, Zuzannę Fialovą, Mariana Dziędziela, Lecha Łotockiego, Marka Litewkę, Roberta Więckiewicza, Jerzego Radziwiłłowicza oraz Macieja Sztuhra. Muzyka Michała Lorenca to wartość sama w sobie!



Zdjęcie pochodzi ze strony :
http://www.stopklatka.pl/film/zdjecie.asp?t1i=1&xi=17443&number=6

2009-04-01

Tiramisu


Tiramisu - jak każdy prosty deser - łatwo według mnie zepsuć. Wystarczy, że alkoholu damy zbyt mało, kawa będzie zbyt słaba, biszkopty za bardzo namoczone albo krem bez wyrazu - i to już nie to, oj nie...
Aga z Zapiecka narobiła smaku mojemu Mężowi swoim tiramisu, więc postanowił je przygotować w ostatnią niedzielę - powiedzmy, że dla gości... Kupiliśmy zatem włoskie biszkopty i mascarpone, choć ja nie lubię serków pozbawionych smaku (przepraszam wszystkich Włochów), ale jeszcze bardziej chyba nie lubię kompromisów kulinarnych ;) Ma być mdłe - niech będzie mdłe!
Moje pierwsze tiramisu wspominam jako prawdziwe niebo w gębie, pamiętam też wielkie zdziwienie, że tak prosty deser jakoś nas dotychczas omijał - to znaczy, że Polacy na coś takiego nie wpadli, mimo że produkuje się w naszej kuchni tony serników na zimno... To pewnie kwestia tego niekwaśnego sera...
Do dziś za to najbardziej smakuje mi tiramisu w restauracji u Włocha na Ochocie, Vera Italia się nazywa (chyba ... bo choć tam bywam raz na jakiś czas, nazwa mi się nie wiedzieć czemu zapomina). Tam podają dwie warstwy biszkoptów i dużo kremu. No i konsystencja nie jest tak gęsta jak w niektórych cukierniach w Warszawie...
Nasze tiramisu otrzymało najbardziej klasyczny wygląd i wykorzystaliśmy chyba najbardziej klasyczny przepis - z mascarpone, żółtkami i pianą z białek. Chłodziło się zamrażalniku, bo dość późno zaczęliśmy je przygotowywać. Kiedyś udało mi się w ten sposób, całkiem przez przypadek, zamrozić moje tiramisu i tak odkryłam doskonałe... semifreddo! To jest dopiero niebo w gębie... Smakuje jak najpyszniejsze lody. Warto było, naprawdę, tak się pomylić. Można zrezygnować z biszkoptów, dodać owoce albo bezy i ... precz z dietami!
Póki co - tiramisu wykonane od początku do końca przez mojego Męża. Domagał się, abym o tym napisała ;)
Składniki:

• 200 g podłużnych biszkoptów do tiramisu (mało, wiem, można dać więcej, tylko po co?)
• 500 g mascarpone
• 4 jajka
• 100 g cukru pudru (domowy, z prawdziwą wanilią)
• 2 filiżanki mocnej kawy, najlepiej espresso
• 50 ml likieru amaretto
• 2 łyżki ciemnego kakao

Żółtka ubić z cukrem i połączyć z mascarpone i ubitą na sztywno pianą z białek, dodać do smaku trochę amaretto. Biszkopty zanurzyć na chwileczkę (sekundy!) w kawie z likierem (następnym razem dodam jeszcze wódki!) i układać w szklanym dość płaskim naczyniu. Przełożyć połową kremu i ułożyć następną warstwę biszkoptów.
W naszej wersji biszkoptów jest naprawdę mało, a i tak wolałabym grubszą warstwę kremu... Na wierzchu znów układamy krem, wyrównujemy łopatką do tortu i - wkładamy do lodówki na kilka godzin ( co najmniej 5) albo do zamrażalnika, żeby masa serowa szybciej zastygła. Przed samym podaniem posypujemy ciemnym kakao. Gotowe. Niektórzy bardzo to lubią :)