LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

2012-12-26

W świątecznym nastroju...

 Tegoroczne święta były/są nie do końca typowe. Wielka, ale bardzo skromnie przybrana, choinka ma swoją prawdziwą gwiazdę: Tycia! Nasz bohater wskakuje na drzewko z szybkością światła i metodycznie zrzuca zawieszone na choince pierniczki oraz puszyste i nietłukące (!) dekoracje. Świetna zabawa, naprawdę! Aż żal, że nie da się zrobić ostrzejszych zdjęć, bo Malutki śmiga po gałęziach, aż miło... 
Wobec powyższego, miast pisać długie felietony,  życzymy Wam, Drodzy Czytelnicy, Wszystkiego Świątecznego! Niech Święta gasną powoli albo trwają co najmniej do Nowego Roku - kiedyś przecież trzeba zjeść te wszystkie pasztety, pierogi, pierniki  i makowce. I mieć czas na zabawy z kotami :)

2012-12-01

Ni z gruszki, ni z pietruszki... Krem pietruszkowy

 Trudno mi było uwierzyć, że to zaskakujące połączenie pietruszki i gruszki okaże się tak interesujące i smaczne, ale skoro puree z pietruszki smakuje wspaniale, postanowiłam spróbować. Prostota tej zupy i jej elegancja pozwala włączyć krem pietruszkowy zarówno do wytwornego menu, jak i  codziennych posiłków dla domowników. Zobaczyłam podobny krem  gdzieś na którymś blogu, a potem w prasie (chyba?) i utkwił mi w pamięci jako ekstrawaganckie połączenie smaków. Słodko-słone. Półwytrawne. 

Składniki:
  • 3 - 4 duże pietruszki
  • 1 gruszka konferencja
  • bulion warzywny (może być woda)
  • 2 łyżki oleju rzepakowego do smażenia
  • 1/2 szklanki mleka
  • bouquet garni (gałązki tymianku, pietruszki i świeży liść laurowy)
  • 3 łyżki kwaśnej śmietany
  • gałka muszkatołowa
  • sól morska i świeżo zmielony pieprz
  • oliwa lub olej lniany z pierwszego tłoczenia
Pietruszkę i gruszkę obrać, pokroić w dużą kostkę, podsmażyć krótko na oleju, zalać bulionem oraz  mlekiem (płynu ma być tylko tyle, by przykrył warzywa), włożyć  bouquet garni i  gotować zupę około 20 minut, dopóki pietruszka nie zmięknie. Następnie dodać śmietanę, zmiksować, doprawić solą i zmieloną gałką muszkatołową do smaku, podawać z uprażonymi pestkami słonecznika, grubo zmielonym pieprzem, olejem tłoczonym na zimno i plasterkami surowej gruszki. Jeśli krem  po zmiksowaniu wyda się zbyt gęsty, można ostrożnie dolać wody lub mleka. Mniam. 


Przyznam, że za każdym razem zupa smakuje inaczej - wystarczy nieco zmienić  proporcje (więcej pietruszki) albo dodać bardzo słodką gruszkę, wzbogacić smak kleksem śmietany (co zrównoważy słodycz gruszki), prażonymi ziarnami siemienia lnianego lub ulubionymi orzechami i uzyskamy smak, o jaki nam chodzi. Eksperymentujmy!

2012-11-18

Zupa z soczewicy i pomidorów. Mocno międzynarodowa

 O, Boże, jak ja   n i e   l u b i ę   g o t o w a ć! Ostatnio muszę się przełamywać, by wejść do kuchni, nic na to nie poradzę. Postanowiłam jednakże przeciwdziałać łagodnie tej niechęci i ugotowałam zupę z soczewicy, co  naprawdę nie wymaga wiele wysiłku. Dodatek pomidorów z puszki wyostrza smak, a  pomidory zagęszczają  zupę, można więc obejść się bez ziemniaków. A przyprawy? - jakiekolwiek. Mąż poprosił, by była doprawiona na ostro. 

Mówisz i masz.  Przygotowałam więc zupę i tylko zupę (za to sycącą!), bo do gotowania dań bardziej skomplikowanych jeszcze nie dojrzałam... Użyłam za to międzynarodowych składników, bo takie akurat miałam w szufladach kuchennych. Zależało mi na tym, by zupa była nie tylko sycąca, ale zdrowa i, koniecznie, wegetariańska, jako że  od jakiego czasu zalecenia zdrowego żywienia poszły precz, co przypłaciłam gigantyczną migreną, tfu! Nie chcielibyście tego doświadczyć, zapewniam. Lepsza już dieta ;)

Tymczasem zupa: zdrowa i międzynarodowa! Polecam Wam ją, choć nie musicie używać tylu niedostępnych składników. Wystarczy trochę chili i curry...

Składniki:
  • 2 szklanki czerwonej tureckiej soczewicy (jakby lepsza od naszej, o intensywnym kolorze; kupiłam ją na tureckim stoisku w Złotych Tarasach)
  • włoszczyzna (2 marchewki, kawałek selera, por)
  • cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • puszka włoskich pomidorów pelati
  • 2 świeże liście laurowe (albo 1 suszony)
  • 2 łyżeczki czerwonej papryki węgierskiej
  • 1 łyżeczka arabskiej mieszanki przypraw (nie mam pojęcia, co wchodzi w jej skład, ale jest to chyba ras el hanout, jeszcze z Tel-Awiwu)*
  • 1 łyżeczka curry (tym razem była to jakaś brytyjska mieszanka z Londynu)
  • 1łyżeczka chili
  • sól morska, czarny pieprz
  • bulion warzywny lub woda 
  • kiełki słonecznika
  • 1 łyżka oleju rzepakowego do smażenia 
  • 1 łyżka lnianego oleju budwigowego do polania gotowej zupy (może to być oliwa extra vergine)

Włoszczyznę pokroiłam w talarki i słupki (seler), podsmażyłam warzywa na łyżce oleju, dodałam czosnek pokrojony w plasterki i wszystkie przyprawy (poza solą i pieprzem), i dusiłam przez chwilę na średnim ogniu. Dolałam jeszcze  szklankę wrzącej wody, by przyprawy się nie przypaliły, wsypałam soczewicę i gotowałam tę gęstą pulpę około 15 minut. Następnie dorzuciłam do zupy pokrojone pomidory, liście laurowe, dolałam nieco wody i gotowałam jeszcze przez 10 -  15 minut, aż zupa uzyskała odpowiednią gęstość i konsystencję.  Na koniec dodałam sól i pieprz,  trochę wrzącej wody, bo zupa była bardzo gęsta. 

Nie ma potrzeby miksować gotowej zupy, soczewica i pomidory powinny się rozpaść. Warto jednak przed podaniem nieco ją  przestudzić, zanim posypiemy ją   kiełkami oraz polejemy olejem lnianym. W przeciwnym razie  olej budwigowy straci swe cudowne właściwości, bo nie znosi wysokich  temperatur.

Pysznie i zdrowo! Tycio też poleca tę zupę - cały czas wpychał się w kadr, musiałam skapitulować i oto on: 

* Przyprawy przywiozłam sobie w dużych ilościach z bazaru Karmel, a teraz z niepokojem myślę o konflikcie na Bliskim Wschodzie i atakach rakietowych na Tel-Awiw. Uświadomiłam sobie właśnie, że ci wszyscy młodzi ludzie, których widziałam z karabinami na ramionach, teraz noszą je nie od parady,  a licealiści, których poznałam, właśnie są w armii. Po drugiej stronie jest jeszcze gorzej i raczej nie ma co liczyć na pokojowe rozstrzygnięcie konfliktu. 

2012-11-11

Gęś (nie)podległa! I pieczona gęś owsiana ze śliwkami

Gęsi, gęsi do domu! Gęś (nie)podległa! - takie i inne  hasła promują jedzenie gęsiny w dniu 11 listopada. Wobec tego i tym razem, zamiast uczestniczyć w narodowych sporach oraz marszach i demonstracjach, wolałam promować slowfoodowe hasło: gęsina na świętego Marcina! oraz inne - gęsina na  Święto Niepodległości!  Ponieważ jestem członkiem Grupy Solidarnych Zakupów ChilliBite.pl , zamówiłam gęś owsianą i odebrałam ją w restauracji Winkolekcja na  trzy dni przed samym świętem. 

Tak się  w tym roku szczęśliwie złożyło, że gęsinę jedliśmy dzień po dniu. Otóż w sobotę  mieliśmy wspaniałą rodzinną uroczystość, na której prawdziwy KUCHARZ podał - między innymi - wyśmienite confit z gęsi z musem pomarańczowym, batatami i kalarepką,  na chlebowym farszu, a  w niedzielę ja sama upiekłam gęś z porami, śliwkami i cząstkami jabłek. Piekłam tę gęś długo, w niskiej temperaturze, zainspirowana przepisem Modesta Amaro zasłyszanym w radiowej Trójce. 

Składniki:
  • gęś owsiana o wadze 4,5 kg
  • 2 zmiażdżone ząbki czosnku
  • majeranek (1 torebka)
  • sól, pieprz
  • słodka papryka mielona
farsz:
  • 1 duże jabłko pokrojone w ósemki
  • 1 por pokrojony w talarki
  • 2 garście śliwek kalifornijskich
Tuszkę natarłam obficie przyprawami i pozostawiłam w lodówce na noc. Rano wyjęłam z lodówki na pół godziny przed pieczeniem, piersi obłożyłam gęsim tłuszczem, do brytfanny wlałam szklankę wrzącej wody i   piekłam gęś około 5 godzin w zmiennej temperaturze. Pamiętałam o tym, by tuszkę od czasu do czasu podlewać. Filip mówi, że najlepiej piec gęś na ruszcie, by piekła się również od spodu, a nie gotowała w tłuszczu. Mnie to tym razem nie przeszkadzało, a gęsi polecam! Szczególnie owsiane, bo są bardzo smaczne, miękkie i mięsiste.

Najtrudniej chyba ustalić czas pieczenia gęsi. Uważa się, że gęś młodą należy piec około 45 minut na kilogram wagi, a gęś starszą 60 minut, ale nikt nie wspomina o tym, jak wielkie znaczenie ma temperatura pieczenia. Amaro mówił w radiu o 90 stopniach Celsjusza, ale Filip, wspomniany już wyżej KUCHARZ, uświadomił mi, że w domowych piekarnikach  ta temperatura nie zawsze jest zgodna z wartościami podanymi na  wyświetlaczu i najlepiej mierzyć ją termometrem do mięsa. Nie pamiętałam, gdzie jest mój termometr (ciekawe, dlaczego...), postanowiłam więc upiec gęś w temperaturze nieco wyższej: przez dwie godziny utrzymywałam temperaturę 110 stopni Celsjusza, potem 140, a przez ostatnią godzinę piekłam ptaka w temperaturze 180 stopni. Przez większą część czasu gęś piekłam pod przykryciem, kilka razy podlewałam wytopionym tłuszczem, a  potem zdjęłam folię i podwyższyłam temperaturę. Po upieczeniu zostawiłam gęś na 15 minut pod przykryciem i - wyszło pysznie! Tym razem gęś okazała się  chyba podległa moim poleceniom

Filip pokroił tuszkę i obłożył śliwkami, a ja podałam moją gęś z buraczkami, ziemniakami i innymi dodatkami. Przyznam, że dodatek śliwek do farszu świetnie wpłynął na smak mięsa. Polecam!


2012-10-20

Sezon na dynie. Sałata z pieczonej dyni hokkaido i popołudnie we wrzosach

 Od kiedy spróbowałam dyni hokkaido - nie mam już ochoty na żadną inną! Udaje mi się ją kupić na moim bazarku, a Pan Sprzedawca mówi, że prawie nikt tej dyni nie kupuje. Szkoda, bo jest pyszna, można ją jeść ze skórką, jest mniej włóknista niż najpopularniejsze gatunki dyni, ma niewielkie rozmiary, co nie jest bez znaczenia, można ją więc upiec w całości nadzianą warzywami i serem. Dałam Sprzedawcy przepis na dzisiejszą sałatkę. Niby nic nowego, ale skoro dynia pysznie się komponuje z zieloną sałatą, rukolą, serem pleśniowym i orzechami - warto powtarzać tę kombinację. Ja lubię tę sałatę doprawioną delikatnie, właściwie od niechcenia,  jednak wielbiciele bardziej wyrazistych smaków mogą popracować nad sosem i proporcjami składników - można na przykład dodać więcej sera albo balsamico.

Składniki:
  • 1 dynia hokkaido albo 2 małe sztuki
  • drobna sałata dębowa
  • rukola
  • ser z niebieską pleśnią (np. rokpol albo  duński )
  • garść orzechów włoskich
  • gałązki  świeżego tymianku
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 czerwona cebula
  • olej i ocet balsamiczny do skropienia dyni
Sos:
olej lniany + olej z pestek dyni + ocet balsamiczny + gruba sól morska + świeżo zmielony pieprz

Dynię kroję w ósemki albo w plastry o grubości 2 cm, usuwam nasiona, skrapiam kawałki olejem, octem balsamicznym (tym razem zwykłym, dość tanim), posypuję tymiankiem  i piekę ze skórką na blasze wyłożonej pergaminem  w temperaturze 220 stopni, około 20 - 25  minut (w zależności  od grubości plastrów i mocy piekarnika). Dodaję jeszcze, ale nie jest to konieczne, ćwiartki czerwonej cebuli i ząbki czosnku w całości.

Zapach tak pieczonej dyni ściąga do kuchni nawet koty ;)

Sałatę i rukolę skrapiam olejami i dojrzałym balsamico, delikatnie mieszam i układam na płaskim półmisku. Na sałacie układam promieniście kawałki dyni, cebule i ząbki czosnku; wszystko posypuję pokruszonym serem oraz połówkami orzechów włoskich, ponownie skrapiam składniki sałaty olejem i octem, doprawiam grubą solą morską i świeżo zmielonym pieprzem. Gotowe!

Sałata doskonale się nadaje na wieczorne spotkanie z gośćmi, sobotni lunch  lub do uczczenia  pięknej końcówki złotej jesieni. I na Festiwal Dyni, oczywiście!
Dzisiejszym dniem zachwycałam się nie tylko ja -  również koty grzały się na balkonie, buszowały we wrzosach i chryzantemach. Było cudnie. I będzie tak jeszcze przez kilka dni. Miłej niedzieli Wam życzę :)
I jeszcze  Tycio "buszujący we wrzosach". Balkonowy odkrywca!

2012-10-08

Lekarstwo na miłość. To samo, ale inaczej...

Wydawałoby się, że jadamy ciągle to samo, czyli pieczone warzywa. Zapewne tak jest, ale za to w różnych odsłonach... Oto  przebój tego lata i tej jesieni -  sałatka z pieczonych warzyw, podana  z komosą ryżową i kolendrą, skropiona tłoczonym na zimno olejem lnianym i sokiem z cytryny, doprawiona grubą morską solą oraz świeżo zmielonym pieprzem. To samo, ale inaczej. Te same co zwykle pieczone warzywa (bakłażany, papryki, cukinie, czosnek i cebule), lecz z innymi dodatkami. I to przypadek, że sałatka  wygląda całkiem jak moja tegoroczna  ratatuj... Trudno zapomnieć ten smak. Szczerze polecam!

Składniki:
  • 2 nieduże czerwone papryki
  • 1- 2 cebule
  • 1 mały bakłażan
  • 1 młoda cukinia
  • 1 główka czosnku
  • gałązki tymianku
  • sól, pieprz
  • 1 łyżka oleju do pieczenia 
  • 1 łyżka ulubionego oleju tłoczonego na zimno/ oliwy do polania gotowego dania
  • garść posiekanej kolendry
  • sok z połowy cytryny
Warzywa odpowiednio pokroić: bakłażany i cukinię w plasterki, papryki  na połówki, cebule na ćwiartki i ułożyć wszystko na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Dodać nieobrane ząbki czosnku, wszystko skropić olejem, posypać tymiankiem i wstawić do nagrzanego piekarnika ( funkcja grill, 250 stopni) na mniej więcej 15-20 minut. Kiedy papryka się dobrze przypiecze, a pozostałe warzywa zrumienią, można zakończyć pieczenie.

Teraz pozostaje już tylko odczekać kilka minut, by dało się  zdjąć skórkę z papryki. Następnie należy  paprykę pokroić w zgrabne paski i ułożyć razem z innymi warzywami na kopczyku ugotowanej  komosy, przyprawić solą  i pieprzem, dodać  wyciśnięty czosnek, polać olejem i wycisnąć sok z cytryny. Można jeszcze sałatkę delikatnie przemieszać. Na koniec posypać  raz jeszcze solą morską,  świeżo zmielonym pieprzem i porwaną świeżą kolendrą. 

"Światem zaczęła rządzić jesień" - jak mówią słowa  popularnej  pieśni, ale da się jeszcze takie warzywa kupić  na bazarku albo w sklepie i przyrządzić sałatkę. Do pociągu wsiadać nie musimy... My wsiedliśmy do samochodu i przywieźliśmy...

... Bonifacego. To nasz nowy domownik,  kocie cudo po przejściach. Nasze "lekarstwo na miłość"  - jak kiedyś napisała Kass, cytując tytuł pewnego filmu według powieści Joanny Chmielewskiej. Coś się kończy, coś się zaczyna.
A oto (poniżej) drugi domownik: Tyciek/Tycio. Kiedy zobaczyłam go na zdjęciu, wiedziałam, że to jest nasz kot. Myślcie sobie, co chcecie. I jeszcze ta zbieżność imion! Jest maleńki -  tyci, tyciutki i niezły z niego łobuziak. Jak Ździebko.  To samo, ale inaczej. Czas pokaże...

Pozdrawiam Was serdecznie. Trzymajcie kciuki, bo koty muszą się ze sobą dogadać :)

2012-09-23

Ździebko

Był z nami 11 lat. Przyszedł i odszedł jesienią.

 Reszta jest  między słowami. 

Śpij, Maluszku...

2012-08-29

Krem z pieczonych pomidorów. Na koniec lata. I na różne smutki

 Nie mam głowy do różnych spraw, ale gotuję. A na stres i różne smutki dobrze robi krem z pieczonych pomidorów -  taki krem z dodatkiem cebuli, papryki i ziół. Bardzo prosty do przygotowania i bardzo smakowity. Gęstość zależy od naszych upodobań - nasz był baaardzo gęsty! Wszyscy wiedzą, że taki krem pyszny jest z wiórkami parmezanu, posypany ulubionymi ziołami. Dobrze smakuje z grzankami albo prażonymi pestkami. Ale gdybym chciała podać go z   kluseczkami, dodałabym więcej płynu :) 

Ja wybrałam  wersję z tymiankiem, mój Mąż  - z bazylią...

Krem z pieczonych pomidorów

Składniki:
  • ok. 1 kg podłużnych bardzo mięsistych  pomidorów
  • 1 duża biała cebula
  • 1  czerwona papryka
  • 1 główka czosnku
  • kilka gałązek tymianku
  • sól, pieprz
  • trochę bulionu lub wrzącej wody
  • 1 łyżka oleju
dodatki: oliwa / olej z pierwszego tłoczenia, parmezan, tymianek, bazylia


Pomidory, paprykę,  i główkę czosnku przekroić na połówki, cebulę - jeśli duża -  na ćwiartki, posypać warzywa świeżym tymiankiem, skropić oliwą  i upiec w piekarniku  pod grillem, przecięciem do góry (poza papryką, której należy dobrze przypiec skórkę). Piec około 35 minut, do zrumienienia. Czasami trzeba warzywa piec nieco dłużej, dopóki skórka na papryce się nie przypali. Ostudzić. Następnie  paprykę i pomidory obrać ze skórek, czosnek wycisnąć z łupinek i wszystkie warzywa zmiksować w garnku. Ostrożnie dolać odrobinę wrzącej wody lub warzywnego bulionu, doprawić solą, pieprzem i tymiankiem. Przelać do miseczek, udekorować ziołami. 

Można  polać ulubioną oliwą z pierwszego tłoczenia (albo olejem lnianym), posypać wiórkami parmezanu. Jeść i cieszyć się końcem lata, na chwilę zapominając  o smutkach.

 Poniżej: Kot sierpniowy i bandaż z koniczynką. Na szczęście!

2012-08-20

Letnie danie. Papryki faszerowane sirene, warzywami i komosą ryżową


Zaczęło się od sirene. Przypomniałam sobie jego smak, zatęskniłam do zapiekanego sera, więc  kiedy zobaczyłam   na stoisku warzywnym piękne papryki, od razu wiedziałam, jak je przyrządzę! Są pyszne, nadają się do grillowania, ale świetnie smakują  też faszerowane. Z Bułgarii pamiętałam smak papryk faszerowanych sirene, czyli bułgarską  fetą, panierowanych i smażonych na oleju, które Bułgarzy nazywają чушка бюрек (czuszka burek). Oryginalny przepis na to bułgarskie danie znajdziecie u Beaty z Lawendowego Domu

Moje danie miało być jednak inne, przede wszystkim lekkie, ale z   dodatkiem tego twardego i słonego białego  sera. Oto papryki faszerowane serem, warzywami i komosą ryżową (in. quinoa)

Składniki:
  • 6- 8 podłużnych papryk, na przykład czerwonych i żółtych (warto mieć ich więcej, bo farsz przygotowujemy przecież "na oko" )
  • 3 czubate  łyżki ugotowanej komosy (może być kuskus)
  • 1 mały bakłażan
  • cebula
  • czosnek
  • pomidor
  • 10 - 15 dkg  słonego sera - prawdziwa feta lub sirene 
  • pieprz, sól
  • natka pietruszki
Paprykom odcięłam główki, następnie usunęłam z nich pestki i zajęłam się przygotowaniem farszu. Na łyżce oleju podsmażyłam i udusiłam z odrobiną wody warzywa pokrojone w niewielką kostkę (bakłażan, cebula, czosnek i pomidor bez skórki). Połączyłam je z ugotowaną komosą, natką, pokruszonym serem, doprawiłam farsz solą, pieprzem i nadziałam papryki. Ułożyłam je na blasze wyłożonej pergaminem i piekłam pod grillem około 25 minut w temp. 220 stopni, aż skórka na paprykach się przypaliła. Wyjęłam blachę z piekarnika, odczekałam kilka minut, by móc bez problemu, ale ostrożnie, usunąć przypalone skórki. Skropiłam  warzywa dobrym olejem i ułożyłam w żeliwnym naczyniu, w którym ładnie się prezentują, ponadto - gdyby za bardzo wystygły, można je ponownie wstawić do piekarnika na kilka minut. Ale letnie też są smaczne. Można do takich papryk przygotować sos pomidorowy, tylko po co? Ja wolałam przygotować prostszą wersję  dania... 


Kilka uwag: 

1) Bułgarzy   opiekliby najpierw paprykę, obrali ze skórki i dopiero wtedy  nadziali serem, ale sądzę, że w naszych warunkach (jeśli nie mamy specjalnego opiekacza do papryki ani ogrodowego grilla pod ręką, dzięki którym opieczona papryka zachowa jędrność )  wygodniej jest upiec papryki z farszem i z gotowych zdjąć odstającą skórkę.
2) Jeżeli ktoś marzy o farszu w bułgarskim stylu, może takie papryki nadziać sirene wymieszanym z jajkiem, cebulą i czubricą. Oni takie papryki panierują jak kotlety i smażą na   oleju.
3) Jeśli wolicie zwarty farsz, dodajcie do niego koniecznie surowe jajo. 
4) Część papryk nadziałam  jedynie  warzywami i komosą -  były pyszne również na zimno, zwłaszcza skropione oliwą i sokiem z cytryny.
5) Danie podałam w towarzystwie pysznej sałatki z kolendry, czerwonej cebuli i  pomidorów. Sałatkę doprawiłam jedynie oliwą, sokiem z cytryny, solą i pieprzem. Im prościej, tym lepiej. Podobną sałatkę znalazłam u miss_coco, zajrzyjcie do niej po oryginalny, marokański,  przepis. 
6) Dodatek komosy ryżowej to mój pomysł, bo jest zdrowa, smaczna,  bogata w białko i nie zawiera glutenu. Jadam ją często, zwłaszcza z pieczonymi warzywami. Przepis wkrótce :)
Pozdrawiam Was w letnim nastroju!


2012-08-07

Kuchnia wegańska. Ratatouille z kaszą jaglaną

 Znalazłam się w świecie "wege". A właściwie  "wega" - czyli w świecie  kuchni wegańskiej. Latem nie jest to znowu takie trudne, ale mój świat ma jeszcze dodatkowe ograniczenia, o których tu pisać nie będę. W każdym razie  - mam świadomość, że decydując się na przeróżne  wakacyjne wyrzeczenia, robię coś dobrego dla swego organizmu. 

Jednym z dań, które jadam chętnie i serdecznie polecam, jest ratatouille, swojsko spolszczona na ratatuję...
Tym razem postanowiłam (nie zważając na upały!) upiec pod grillem warzywa, a potem poddusić je jeszcze na patelni i podać z ugotowaną osobno kaszą jaglaną. Smaczne, proste, zdrowe i kolorowe danie. Gdyby jeszcze nie ten nagrzany piekarnik, byłabym skłonna piec je częściej :)

Wiem, że na moim blogu można znaleźć  łatwiejszą  propozycję ratatouille, bez użycia piekarnika (tu ), ale pieczone warzywa mają przecież ten szczególny smak! No i tym razem można do dania dodać  paprykę  bez skórki.

Składniki:
  • 2 nieduże czerwone papryki
  • 1- 2 cebule
  • 1 mały bakłażan
  • 1 młoda cukinia
  • 1/2 małego kabaczka
  • 4 - 5  podłużnych pomidorów
  • 1 główka czosnku
  • garść posiekanej natki pietruszki
  • kilka listków bazylii
  • gałązki tymianku
  • sól, pieprz
  • 1 łyżka oleju do pieczenia (warto dać więcej, ale to już kwestia diety...)
  • 1 łyżeczka ulubionego oleju tłoczonego na zimno/ oliwy do polania gotowego dania
Warzywa odpowiednio pokroić: bakłażany i cukinię w plasterki, wydrążonego kabaczka nieco drobniej, papryki, główkę czosnku i pomidory na połówki, cebule na ćwiartki i ułożyć wszystko na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.* Pomidory i przekrojoną  główkę czosnku należy położyć przecięciem do góry. Wszystko skropić olejem, posypać tymiankiem i wstawić do nagrzanego piekarnika ( funkcja grill, 220 stopni) na mniej więcej pół godziny. Kiedy papryka się dobrze przypiecze, a pozostałe warzywa zrumienią, można zakończyć pieczenie.

Teraz pozostaje już tylko odczekać kilka minut, by dało się  zdjąć skórkę z pomidorów i z papryki. Paprykę pokroić w zgrabne paski i odłożyć, a pokrojone w kostkę pomidory    poddusić bardzo krótko na patelni, z dodatkiem odrobiny oleju i wody, przyprawić solą  i tymiankiem,  następnie dodać do nich pozostałe warzywa, wyciśnięty czosnek i  całość delikatnie wymieszać. Na koniec posypać ratatouille solą morską,  świeżo zmielonym pieprzem, posiekaną natką i bazylią. Gotowe!

Ja podałam moją "ratatuję" z niewielką ilością kaszy jaglanej, skropioną tłoczonym na zimno olejem lnianym,   ale danie dobrze  smakuje również  z ryżem albo z pieczywem, o ile ktoś je jada...

Życzę Wam smacznego lata!

* Gdyby warzywa nam się nie mieściły - można zmniejszyć ich ilość albo pomidory udusić  na patelni.


2012-07-19

Krem z pieczonej papryki

 Na rodzinne przyjęcie podałam - między innymi - krem z pieczonych warzyw, a w zasadzie krem z papryki, bo pozostałe warzywa, czyli pomidory i czosnek, to tylko dodatki... Kilkakrotnie pisałam na blogu o mojej słabości do warzyw pieczonych, ale tym razem postanowiłam przyrządzić z nich nie sałatkę ani domowy ajwar, lecz pyszną zupę, której smak podkręciła ulubiona wędzona papryka. Spróbujcie!

Składniki:
  • 4 duże czerwone papryki
  • 3 pomidory
  • 1 główka czosnku
  • 1łyżka papryki wędzonej
  • sól
  • pieprz
  • olej
Warzywa przekroiłam na pół i ułożyłam na blasze ( na pergaminie). Papryki przecięciem do dołu, a pomidory - odwrotnie. Pomiędzy warzywa włożyłam przeciętą na pół główkę czosnku i piekłam z funkcją grill, tuż pod grzałką, około 30 minut w temperaturze 220 stopni.* Następnie pozwoliłam warzywom ostygnąć i zdjęłam skórkę z papryk oraz pomidorów, a czosnek wycisnęłam z łupinek. W garnku podgrzałam 2 łyżki oleju i wrzuciłam na tłuszcz 1 łyżkę wędzonej papryki, zamieszałam, bo papryka łatwo się przypala i szybko dodałam pomidory oraz pokrojoną paprykę. Całość zmiksowałam żyrafą i uzupełniłam wrzącą wodą, by uzyskać odpowiednią gęstość kremu. Sól i pieprz oraz bazylia - to według mnie wystarczające dodatki dla takiej zupy, nie warto jej niczym innym psuć. Prawdę mówiąc  - pycha! Głodni mogą jednak dodać jeszcze grzanki czosnkowe i łyżkę oliwy extra vergine albo oleju lnianego dla smaku i zdrowia. 

Następnego dnia zjadłam taką zupę z dodatkiem grochu, rukoli oraz kiełków. Polałam pysznym olejem   lnianym, budwigowym,** i posypałam posypką z siemienia i słonecznika. Ale to już inna historia...

* Często piekę warzywa w jeszcze wyższej temperaturze - 250 stopni i skracam czas pieczenia do 15-20 minut.
** Olej budwigowy to specjalny tłoczony na zimno olej lniany, którego walory zdrowotne odkryła dr Budwig. Należy go przechowywać w lodówce, ma krótki termin przydatności do spożycia i można go kupić w sklepach ze zdrową żywnością. Jest smaczny i niezwykle zdrowy, bo bogaty w NNKT. Polecam.


2012-07-12

Dobrzy ludzie, ratunku! Zniknął blog!


Dobrzy ludzie, ratunku!

Wiele/Wielu z nas zna cudowny i niezwykle ważny dla ludzi i dla zwierzą blog "Pełnia lata w domu Tymianka" (pelnialatawdomutymianka.blogspot.com), który prowadzi  Ori - utalentowana pod wieloma względami opiekunka zwierząt własnych i cudzych, założycielka Fundacji Dom Tymianka, dzięki której udało się uratować wiele zwierząt i większości z nich znaleźć dom. 

Każdy, kto odwiedza blog Ori, ulega magii zdjęć i tekstów Autorki, a wielu z nas wspiera Ori w Jej działaniach przynajmniej finansowo. Fundacja radzi sobie całkiem dobrze, między innymi  za sprawą ciągle aktualizowanych informacji o kolejnych akcjach i adopcjach. Niestety, dzisiaj blog zniknął z blogosfery, a zamiast niego wyświetla się jakiś blogz.eu, instalujący darmowe dodatki na blogach, których Ori wcale nie instalowała... 

Pomóżcie Ori odzyskać blog, bo bez niego Fundacja nie da sobie rady! Może ktoś wie, jak to się robi? Inne blogi, na przykład sklepik, prowadzony przez Fundację, działają. Oto dowód    :


 a Pełnia lata...  i to w pełni lata zniknęła!


Jeśli wiecie, jak można  pomóc, piszcie do Autorki na adres:


sekredkraj@gmail.com




Pozdrawiam Was serdecznie! Do próśb dołącza się mój Kot balkonowy :)


An-na


DOBRZY LUDZIE POMOGLI. BLOG SIĘ WYŚWIETLA!!! 
Zajrzyjcie do Domu Tymianka :)

2012-07-07

Pożegnanie z kaczką. Kacze piersi z patelni

No cóż - kaczkę uwielbiam! Niestety, muszę na jakiś czas zrezygnować z mięsa i innych przyjemności - i przejść na dietę "z mgły i dmuchawca", czyli żywić się głównie powietrzem i wodą, z dodatkiem warzyw oraz  sama jeszcze nie wiem czego... Mam nadzieję, że moją letnią dietę polubię, a wszelkie dietetyczne ograniczenia staną się dla mnie  prawdziwie kulinarnym  wyzwaniem*. Zaglądajcie, podpatrujcie   i komentujcie do woli!

Póki co - kaczka. Danie wymyślone w akcie desperacji, podczas bezmyślnego wpatrywania się w ladę chłodniczą. - Może kaczka? - zapytałam z rezygnacją w głosie. Tak - kaczka będzie dobra! - odpowiedział On.  Pomysł okazał się dobry nawet na lipcowe upały, bo piersi z kaczki marynowałam w sosie sojowym i w miodzie, a potem usmażyłam na patelni, by nie musieć nagrzewać piekarnika. Oto przepis:

Składniki:
  • 2 kacze piersi
  • 1 łyżka miodu
  • kilka łyżek sosu sojowego
  • gruba sól
  • pieprz
  • 2 ząbki czosnku
  • chlust soku pomarańczowego albo sok z wyciśniętej pomarańczy
Składniki marynaty  wymieszać ze zmiażdżonym czosnkiem, najlepiej w płaskim naczyniu z pokrywką, włożyć do niej kacze piersi i kilka razy obrócić. Warto najpierw naciąć skórkę, żeby płaty mięsa się lepiej zamarynowały, a tłuszcz wytopił. Jeśli płynu wyda się za mało, zawsze można dolać sosu sojowego... Marynować około 2 godzin albo i całą noc. Piersi kacze delikatnie odsączyć z marynaty i smażyć na rozgrzanym oleju skórą do dołu, aż się pięknie przyrumieni, a miód skarmelizuje. Odwrócić ostrożnie, przez chwilę smażyć z drugiej strony, zmniejszyć płomień i dosmażyć mięso pod przykryciem. 

Myślę, że  to smażenie pod przykryciem trwało około 10 minut. Mięso po usmażeniu przełożyłam na kamień, pozwoliłam mu odpocząć, by soki się ustabilizowały, a potem  pokroiłam kacze piersi w plastry. Mięso było delikatnie różowe i soczyste -  tak jak lubimy. Jeśli wolicie kaczkę bardziej krwistą, smażcie krócej.   

Taka pierś z kaczki, podana na sałacie, w towarzystwie sałatki z młodych ziemniaczków w sosie winegret  - palce lizać. Kontrast wspaniały: ciepła kaczka, zimne dodatki, słodkawe mięso - winna sałata i takie same ziemniaki. Polecam! A najadły się tą podwójną kaczą piersią trzy osoby, bo mięso podałam na stół już pokrojone, na ulubionym kawałku łupka.


* Nie wykluczam, że przygotuję i opublikuję coś z mięs dla rodziny. Jeśli sama się skuszę - mam szczerą wolę przyznać się do przestępstwa ;)

2012-07-03

Nie mogłam się oprzeć. Galette z pomidorkami i serem

 Nie mogłam się oprzeć i upiekłam galette z pomidorkami koktajlowymi, oliwkami i serem. Tarta smakuje wspaniale i szybko się ją przygotowuje, bo nie trzeba podpiekać ciasta przed nałożeniem farszu ani starać się o jego piękny wygląd. Przeszkodą może być jedynie upał, który nie nastraja do pobytu w pobliżu piekarnika... Przyznam, że z trudem to przeżyłam, ale łyk szampana i kęs tarty (w tej kolejności!) okażą się wystarczającą rekompensatą za to poświęcenie. Solenizanci i goście docenili mój wysiłek :)

Upał nie sprzyja nie tylko nam, ale i temu tłustemu ciastu, dlatego składniki muszą być dobrze schłodzone, ciasto powinno leżakować w lodówce albo w zamrażalniku (wystarczy kilka minut) i musi trafić do mocno nagrzanego piekarnika.  Reszta jest łatwa jak zabawa w piaskownicy ;)

Składniki na ciasto: 
  • szklanka mąki (140  g)
  • 120 g zimnego masła
  • 120 g serka homogenizowanego lub gęstego jogurtu*
  • 1/4 łyżeczki soli
  • szczypta cukru
  • jajo do posmarowania brzegów ciasta
Farsz:
  • opakowanie pomidorków koktajlowych
  • garść czarnych  oliwek
  • 2 ząbki czosnku
  • świeży tymianek
  • liście bazylii
  • 1/2 kostki  tłustego wiejskiego  twarogu albo ricotty
  • 1/2 opakowania fety
  • kawałek parmezanu albo jakiegoś polskiego sera (np. bursztyn)
  • ulubiona oliwa
  • sól, pieprz

Masło siekam i palcami łączę z mąką, aż powstaną grudki. Dodaję pozostałe składniki i szybko zagniatam marmurkowe ciasto*. Formuję z niego dość gruby placek, wkładam do foliowej torebki  i schładzam w lodówce.
Kiedy ciasto leżakuje w lodówce, a czasami nawet w zamrażalniku,  kroję pomidorki na połówki,   czosnek  w plasterki i przygotowuję sery.
 Następnie wyjmuję z lodówki zimne, ale dające się formować, ciasto, przekładam je od razu na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i przy pomocy małego wałka rozwałkowuję na okrągły, maksymalnie duży placek.  Najwygodniej to robić  przez folię, ale można posypać ciasto mąką. Na cieście szybko rozsypuję pokrojoną bazylię, pokruszone sery, oliwki, między składnikami układam  połówki pomidorków przecięciem do góry, zostawiając 3 cm   wolnego brzegu ciasta. Farsz  posypuję  jeszcze  gałązkami tymianku, czosnkiem, startym parmezanem oraz   solą** i pieprzem, i polewam z wierzchu dobrą oliwą.  Brzegi tarty zawijam do wewnątrz, by farsz nie wypływał, smaruję je jajem rozmąconym z mlekiem***,  następnie  piekę galette w temperaturze 220 stopni około 25 - 30 minut.****

Przed podaniem warto ponownie skropić tartę oliwą. To jest pyszne! Najlepiej podawać galette ciepłe albo letnie. Polecam. Jeśli lubicie  dużo rozpływającego się sera w tarcie, możecie dodać pokrojoną mozarellę.  Inną - równie pyszną -  wersję tej tarty piekłam tu:

* Jeśli ser okaże się zbyt rzadki  - można go dać mniej albo dosypać nieco mąki. Składniki powinny się ze sobą łatwo połączyć.
**Jeśli używam więcej fety, solę ostrożnie!
*** Resztę  jaja  wlewam do środka tarty.
**** Tym razem musiałam ciasto po rozwałkowaniu schłodzić raz jeszcze, bo ogrzało się w mig!



2012-06-25

Lemon curd i tartaletki...

 
Kot wrócił do zdrowia - jeszcze raz się udało przechytrzyć chorobę (!) i  ja wracam do blogowania. Z tej radości postanowiłam coś ugotować, a nawet  coś   u p i e c...  Nabrałam ochoty na lemon curd, nieważne z czym, byle móc rozkoszować się jego  mocno cytrynowym smakiem. A poza tym - to najłatwiejszy krem na  świecie, zwłaszcza jeśli dysponuje się taką rózgą jak ta na  zdjęciu poniżej. 
Zatem - najpierw powstał krem, a potem tartaletki, które nim napełniłam i udekorowałam truskawkami. Dla wielbicieli mniej kwaśnych smaków przygotowałam krem z ricotty i lemon curd; można było porównywać smaki i objadać się tartaletkami bez wyrzutów sumienia, wszak były niewielkie ;)
W wybranej przeze mnie  wersji ten krem robi się błyskawicznie. Najbardziej przekonało mnie hasło przeczytane gdzieś na jednym z obcojęzycznych blogów: Masz 15 minut wolnego czasu? Zrób sobie lemon curd!

Składniki:
  • ok. 2/3 szklanki soku  z  cytryn (3 duże owoce)
  • 2 łyżki świeżo startej skórki z tych cytryn, uprzednio dobrze wyszorowanych
  • 3 jaja 
  • 2/3 szklanki cukru pudru (do smaku)
  • 8 - 9  dkg miękkiego masła
Z dwóch wyszorowanych cytryn starłam skórkę, następnie wycisnęłam z nich i z jeszcze jednej cytryny sok, który wlałam do rondelka. Dodałam trzy rozmącone jaja, cukier puder i miękkie masło - pokrojone w niewielkie kawałki, wstawiłam garnek na niewielki ogień i powoli podgrzewałam, intensywnie mieszając masę trzepaczką, aż zaczęła gęstnieć i przypominała niezbyt gęsty budyń. Trwało to kilka minut - może  8-10. Co chwilę (na wszelki wypadek) zdejmowałam rondel z ognia i nadal mieszałam zawartość trzepaczką. Potem  (choć  nie jest to konieczne)  przetarłam gotowy krem przez sito, dla uzyskania aksamitnej konsystencji,  wlałam go do słoiczka, ostudziłam i umieściłam w  lodówce, gdzie oziębił się i całkiem zgęstniał.
Wiem, że można masło dodać na końcu, do gotowego kremu albo przygotować krem z samych żółtek,  ale ten przepis bardzo mi odpowiada ze względu na swą prostotę i smak. Polecam!
Kiedy krem gęstniał w lodówce, przygotowałam najprostsze ciasto kruche na tartaletki:
  •       120 g masła w temperaturze pokojowej
  •          3 łyżki stołowe cukru
  •         2 żółtka
  •         1 i 1/2  szklanki (ok. 300 g) mąki
  •          1/2 łyżeczki soli
Wszystkie składniki połączyłam ze sobą, zaczynając od roztarcia masła i cukru z żółtkami, szybko zagniotłam ciasto, uformowałam kulę i  schłodziłam   przez godzinę w lodówce, a potem placuszkami z ciasta  wylepiłam  natłuszczone foremki. Tartaletki piekłam w temperaturze 210 stopni ok. 10 minut i ostudzone wypełniłam dwoma kremami: jeden krem to właśnie lemon curd, a drugi - to ser ricotta wymieszany z cukrem pudrem i kilkoma łyżkami tegoż lemon curd. Oba doskonale smakowały z truskawkami. Polecam!
 Kot tymczasem wylegiwał się na balkonie albo na podłodze, a my obserwowaliśmy  jego spokojny oddech i - zadowoleni - zajadaliśmy tartaletki.
Zatem: macie 15 minut wolnego czasu? Przygotujcie sobie lemon curd! I upieczcie tartaletki!

2012-05-09

Szparagi ze szczyptą magii


Sezon szparagowy zaczęłam już wcześniej, ale teraz postanowiłam przygotować szparagi na dwa sposoby i sprawdzić, które okażą się  lepsze. Białe szparagi ugotowałam na parze (około 10 minut) i podałam z sosem maślano-cytrynowym. Były niezłe, ale ustąpiły miejsca zielonym, które krótko parowałam  razem z białymi, a potem przesmażyłam na oliwie z czosnkiem i posypałam -  no właśnie - posypałam startym Belper Knolle. Co to była za poezja smaku! Magiczny dodatek sera ze Szwajcarii o wdzięcznej nazwie Belper Knolle (Kulka z Belp) okazał się strzałem w dziesiątkę! Niemal  wylizywaliśmy patelnię z resztek smaku, takie to było dobre. Śmiem twierdzić, że to najlepsze szparagi, jakie udało mi się przyrządzić!

Belper Knolle to twardy pasteryzowany  ser, który obtacza się grubo w pieprzu, czosnku i soli, więc z wyglądu przypomina nieco trufle. I jak trufli należy go używać - ścierać na tarce bezpośrednio na sałaty, omlety czy makarony. Znakomicie podkręca smak, jest orzechowy i  pikantny od pieprzu. Lubię go!
Od kiedy napisała o nim Bea, widziałam, że  muszę tego sera spróbować i usiłowałam go kupić podczas naszego  pobytu w Szwajcarii. Ale, jako że jest  to ser produkowany od niedawna,  nie trafiłam na niego ani w Zurychu, ani we Fryburgu. 
Dopiero teraz Isabelle zrobiła mi niespodziankę i przywiozła do Warszawy Belper Knolle. Dzięki, Iza! Nie zdążyłyśmy go razem spróbować, bo przedłużający się remont  mojej kuchni wyklucza przyjmowanie gości, a poza tym - pobyt Izy był jak zawsze intensywny i obfitował w liczne  atrakcje; więc zamiast jeść sałaty z Belper Knolle, piłyśmy białe wino, rozmawiałyśmy o literaturze, oglądałyśmy wystawy i filmy na festiwalu Żydowskie Motywy, który od kilku lat odbywa się w kinie  Muranów (notabene - festiwal mocno  polecam wszystkim zainteresowanym, bo obejrzeć na nim można, między innymi, filmy dokumentalne i fabularne z Izraela, co samo w sobie jest już dużą atrakcją).

Polecam też gorąco zielone szparagi z czosnkiem,  oliwą i serem, nawet jeśli będzie to inny ser niż mój... Klasyczna wersja tego dania przewiduje przecież parmezan. Oryginalny, świeżo starty, oczywiście! 

Szparagi z oliwą, czosnkiem i serem Belper Knolle

Składniki:
  • pęczek zielonych szparagów
  • 2 ząbki świeżego czosnku
  • oliwa doskonałej jakości, może być z dodatkiem ulubionego oleju*
  • ser Belper Knolle albo parmezan
  • gruba sól morska
Szparagi gotowałam przez kilka minut na parze, a potem włożyłam je na patelnię z rozgrzaną oliwą i grubo pokrojonymi ząbkami czosnku. Krótko smażyłam, potrząsając delikatnie patelnią i obracając szparagi szczypcami. Czosnek nie powinien się w tym czasie zrumienić, żeby nie zgorzkniał i nie zepsuł smaku. Tak usmażone szparagi podałam wprost z  żeliwnej patelni, na stole doprawiłam grubą solą i posypałam wiórkami sera. Mogłabym to jeść codziennie!

* Dałam zieloną  (niefiltrowaną) oliwę ekstra vergine i trochę dobrego rzepakowego oleju, żeby oliwa nie straciła właściwości i nie przypaliła się. Gdybym smażyła surowe szparagi (około 10 minut na patelni) - wybrałabym do smażenia zwykłą oliwę, a tę z pierwszego tłoczenia dodałabym na końcu - dla smaku i dla zdrowia :)


2012-05-04

Z piekła rodem. Rogan josh


Moja rodzina zachwycała się rogan josh już od dawna, a ja jakoś nigdy nie miałam okazji  spróbować tej potrawki z jagnięciny. Filip nawet  zgodził się przesłać  przepis, ale... ja go lekkomyślnie zagubiłam*. Poszłam więc kiedyś do indyjskiej knajpy (nazwy nie podam, bo miejsce nie zasługuje na reklamę)  i zamówiłam sobie rogan josh w wersji średnio ostrej. Znajomi po pierwszym kęsie odmówili współudziału i zajęli się swoimi daniami, tak była pikantna ta potrawka! Ja -  po pierwszym szoku - dałam sobie jakoś radę i zjadłam danie ze smakiem,  choć  w żołądku i w gardle czułam piekło. Nie wyobrażam sobie nawet, jak smakowała ostra wersja tej potrawy!
 Ale danie to  na tle wszystkich  indyjskich mięs 
("kurczak w błocie na 40 sposobów" - jak zwykłam się wyzłośliwiać) wypada naprawdę intrygująco, więc  postanowiłam przygotować sobie jagnięcą  potrawkę w domu. Składniki łatwo było zidentyfikować, poza tym - mniej więcej  wiadomo, które przyprawy dominują w indyjskiej kuchni. W tej potrawie wyraźnie wyczuwalny jest kardamon. Porównałam jeszcze  przepisy z internetu i stworzyłam własny. Oto on:
Rogan josh w mojej autorskiej wersji
Składniki :
  • 750 g jagnięciny (udziec)
  • 2-3  cebule 
  • 4 ząbki czosnku
  • suszone papryczki chili w dowolnej ilości (ja miałam naprawdę ostre strączki piri-piri)
  • laska cynamonu
  • 1 łyżeczka mieszanki garam masala (na wszelki wypadek, gdyby zabrakło jakiegoś smaku w tych dodanych przeze mnie)
  • 1 łyżeczka kuminu 
  • 6-8 zmiażdżonych strączków kardamonu
  • 1 puszka pomidorów pelati 
  • kawałek imbiru
  • 1 łyżka  ziaren kolendry
  • 2 świeże liście laurowe (albo 1 suszony)
  • 200 ml jogurtu naturalnego + jogurt do podania na stół
  • mała puszka mleka kokosowego 
  • 1 łyżka kurkumy
  • natka kolendry
  • sól, pieprz do smaku
  • 3-4 łyżki oleju
  • 1 łyżka masła albo masło klarowane

Zaczęłam od pokrojenia cebuli w piórka,  jagnięciny w gulaszowe kawałki. Potem zmiażdżyłam ząbki czosnku, starłam na tarce imbir i dodałam pozostałe przyprawy w proszku. Wymieszałam pastę razem z kawałkami mięsa i pozwoliłam mięsu odpocząć 2 godziny w lodówce.  Następnie usmażyłam cebulę na oleju  z masłem, przełożyłam ją do miseczki i włożyłam na patelnię lekko zmiażdżone strączki kardamonu, liście laurowe, laskę cynamonu i znów  krótko smażyłam. Dodałam zamarynowane mięso i smażyłam wszystko  na głębokiej patelni przez kilka minut. Potem dołożyłam usmażoną cebulę, pokrojone pomidory pelati, wlałam jogurt, mleko kokosowe, dodałam sól i dusiłam potrawę na wolnym ogniu. Próbowałam potrawki od czasu do czasu (dodam, że z przyjemnością!), uzupełniałam wygotowujący się sos wodą i dusiłam dalej, aż do miękkości mięsa. 



Boże, co za aromaty unosiły się w całym mieszkaniu, wydobywały przez okno i uciekały przez drzwi! Zapewniam, że potrawa warta jest grzechu, warta tego piekła w gębie! Podałam rogan josh ze świeżą kolendrą, jogurtem i białym ryżem. Ech, doświadczenie ekstremalne! Jeśli ktoś woli mniej ostrą wersję rogan josh, może zmniejszyć ilość chili, ale danie nie powinno być łagodne. Musi mieć charakter!



* Przepis odnalazłam po czasie - nie był dokładny ;)


2012-04-30

Na wiosenno-letnie przesilenie. Zupa warzywna ze smażonym łososiem

Kiedy brakuje mi energii, staram się zrobić coś dobrego dla mojego zdrowia, więc sięgam po dobroczynne kwasy omega-3 i dodaję do potraw siemię lniane albo łykam mielone  nasiona lnu jak lekarstwo (podobno świetnie działa na pamięć -  ale  tego nie mogę udowodnić -   i na wygląd skóry oraz włosów -  co sama sprawdziłam!), jadam też  nasiona, orzechy, doprawiam śledzie, zupy i sałaty odrobiną  oleju lnianego i choć raz  w tygodniu  staram się* przygotować na obiad tłustą rybę. Tym razem przypomniałam sobie o łososiu i mrożonych warzywach. Ten zgrany duet z dna zamrażarki sprawdził się po raz kolejny  bardzo dobrze, bo z mieszanki mrożonej włoszczyzny ugotowałam zupę warzywną, do której włożyłam porcje usmażonego łososia. Łatwe i pyszne danie, pozbawione charakterystycznego  rybnego smaku, polecam!

Zupa warzywna z ze smażonym łososiem

Składniki:
  • ulubiona mieszanka warzyw korzeniowych lub pęczek włoszczyzny
  • odrobina masła, olej rzepakowy
  •   liście laurowe
  •  tymianek
  • sól, pieprz 
  • gałązki kolendry do dekoracji zupy
  • łyżeczka oleju lnianego tłoczonego na zimno - do miseczki 
oraz:
  • mrożone albo świeże  filety z łososia (1 kawałek na porcję zupy)
  • ocet balsamiczny
  • sól, pieprz
  • skórka z cytryny
  • olej
Mieszankę warzywną ( z przewagą marchewki i selera)  podsmażam na maśle z olejem, zalewam bulionem lub wrzątkiem, dodaję liście laurowe i gałązki tymianku, gotuję do miękkości i miksuję żyrafą,  po usunięciu przypraw, oczywiście. Kiedy zupa jest już prawie gotowa, smażę na patelni filety z łososia doprawione solą, skórką z cytryny, pieprzem i octem balsamicznym. Usmażone filety wkładam w całości lub przekrojone na pół (jak na zdjęciu) do zmiksowanej i doprawionej zupy. Podaję z gałązkami kolendry i świeżo zmielonym pieprzem. Odrobina oleju lnianego uczyni zupę jeszcze lepszą i zdrowszą (zgodnie z ostatnio nam panującą kulinarną modą), ale można się bez tego oleju obejść, wystarczy łosoś. Smacznego!

 Zapewniam, że połączenie łososia z octem balsamicznym jest przepyszne, a gałązki kolendry jeszcze podkręcą smak. No i jakie to zdrowe! Ortodoksi mogą sobie łososia upiec albo ugotować na parze, ale nie będzie już  tak cudownie chrupiący. 

*"Staram się" nie znaczy jeszcze, że mi się to zawsze udaje! Wiem, że powinno się ryby jadać częściej, ale zawsze jest jakieś "ale", prawda?... Jadam w ramach troski o zdrowie śledzie w oleju lnianym, więc czuję się jakoś usprawiedliwiona ;)