LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

2011-07-31

Melon i szynka parmeńska

 Są przystawki, które (chyba?) wyszły z mody, ale ja w kuchni kieruję się raczej smakiem niż modą. Czasami też węchem... Kiedy zobaczyłam i powąchałam w delikatesach dojrzałe melony kantalupa, wiedziałam, że na kolację będzie melon w szynce parmeńskiej. I wystarczy za cały posiłek. (Ekspedientki pracowały nad krojeniem tej szynki ciężej niż w siłowni, a i tak plastry nie okazały się równo ucięte... Nic to - jeśli są cieniutkie, łatwo je owinąć wokół kawałka melona). Jeszcze tylko decyzja w kwestii wyboru  wina  - sauvignion blanc czy chardonnay? Pewnie to drugie, bo mocniej zbudowane i bardziej owocowe, melonowe w smaku ;) 

  I nic nas nie obchodzą kolejne lipcowe burze, mimo iż w ciągu całego miesiąca  zanotowano 20 dni opadów i tylko 10 dni słonecznych. Nie wiem, czy dokładnie tak było, bo w ostatnim tygodniu niemal każdy dzień był w połowie deszczowy, a w połowie słoneczny ;) Ale - dopóki są melony i pomidory - nic to!


Składniki:
  • 8 kawałków melona
  • 8 cienkich plastrów szynki parmeńskiej
  • świeżo mielony czarny pieprz
Melon przekroić, wydrążyć, pokroić na cząstki i obrać ze skórki. Kawałki owinąć szynką, ułożyć na kamiennym łupku i oprószyć świeżo zmielonym pieprzem. W upalne dni podawać po schłodzeniu. Pycha! 

2011-07-26

Tort imieninowy

 Co jest trudnego w przygotowaniu tortu? Wszystko -  chciałoby się krzyknąć! Sama nie wiem - tak naprawdę  składanie, przekładanie i dekorowanie masą wydaje mi się sztuką i  nie pomaga równo wypieczony biszkopt (mój taki był) ani obręcz, która powstrzymuje krem, ani szeroki nóż... Potrzebna jest WPRAWA, a ja takiej nie mam ;) A mimo to tort imieninowy mi się zamarzył i go upiekłam - w dodatku w dniu, kiedy przychodzili goście. O moim szaleństwie niech świadczy fakt, że w tym samym dniu upiekłam jeszcze pasztet z mięs mieszanych (!), ciabatty, ciasto z owocami, dwie tarty i wielką blachę udek z kurczaka, pieczonych z warzywami, podlanych   białym winem. Piekarnik wytrzymał. Ja niekoniecznie...

Ale  tort ten jest pyszny i naprawdę łatwy oraz szybki w przygotowaniu,  bo to wypiek podobny do tortu z Czarnego Lasu, tylko z innymi owocami. Biszkopt jest  wysoki i wilgotny, a bita śmietana - wiadomo, musi być dobrze schłodzona i tyle. Przepis na biszkopt zaczerpnęłam od Asi z Kwestii Smaku, która  napisała, że ciasto jest wilgotne i łatwe do przekrojenia, ponadto -  pyszne i niezawodne! Domowy dżem albo konfitura dodatkowo je nawilżają i podkręcają smak,  który jest bardziej intensywny niż smak samych surowych owoców.
Serdecznie polecam! Obiecuję sobie, że w tym sezonie upiekę jeszcze oryginalną wersję tortu szwarcwaldzkiego, bo z wiśniami tort ten jest doskonały (wyjąwszy gotowce z cukierni).

Składniki:

Biszkopt kakaowy - proporcje na mniejszą (22 cm) i - w nawiasie - na  większą (24 cm) tortownicę:

  • 2/3 szklanki cukru / 1 szklanka cukru
  • 5 jaj / 7 jaj
  • 1/2 szklanki kakao /2/3 szklanki 
  • 1/2 szklanki mąki tortowej /2/3 szklanki
Krem:
  • 1 litr bardzo dobrze schłodzonej śmietany kremówki (30 % lub 36 %)
  • 1/2 szklanki cukru z wanilią
  • 3 łyżeczki żelatyny
oraz:
  • domowy dżem jagodowo-malinowy (1 słoiczek)
  • kilka łyżek nalewki malinowej (niekoniecznie)
  • ok 300 g malin 
  • ok. 300 g borówek amerykańskich
  • listki mięty pieprzowej


Biszkopt piekłam w małej tortownicy - o średnicy 22 cm, dlatego zmniejszyłam proporcje składników. Zaczęłam od wyłożenia dna tortownicy papierem do pieczenia i zapięcia obręczy. (Boków tortu nie należy smarować tłuszczem ,bo nie dodajemy proszku do pieczenia! ). Następnie nastawiłam piekarnik na 170 stopni i zajęłam się ciastem. Połączyłam mąkę i kakao, potem przesiałam  dwukrotnie. Oddzieliłam białka od żółtek i ubijałam białka w mikserze około 2 minut, potem powoli dodawałam cukier, następnie po jednym żółtku, cały czas ubijając masę. Do ubitej masy dodałam mąkę w trzech porcjach i każdą porcję wymieszałam z masą jajeczną za pomocą szpatułki. Ciasto wlałam do tortownicy i piekłam około 40 minut - do suchego patyczka. Gorące ciasto energicznie rzuciłam o blat, by usunąć nadmiar powietrza (?) i pozwoliłam mu ostygnąć.
W tym czasie ubiłam śmietanę kremówkę z cukrem waniliowym  i połączyłam ją z żelatyną, którą wcześniej rozpuściłam w 1/2 szklanki wrzącej wody i ostudziłam.

Ostudzony biszkopt odwróciłam, usunęłam papier i  przekroiłam ciasto na trzy części (przyda się szeroki nóż, jak radzi Filip)  i zaczęła się zabawa z dekorowaniem: spód ciasta (który był uprzednio górą) skropiłam nalewką, posmarowałam dżemem, ułożyłam na nim maliny i borówki i  przykryłam bitą śmietaną (około 1/4 porcji albo trochę więcej). Następnie położyłam drugi blat i powtórzyłam czynności. Przykryłam ciasto trzecim blatem, całość pokryłam bitą śmietaną, sporo przeznaczając na boki,  i ozdobiłam pozostałymi owocami oraz gałązkami mięty.
 Tort najlepiej smakuje mocno schłodzony, przechowywany w lodówce. Mój nie miał szans - został zjedzony błyskawicznie! Julka pożarła dwie porcje, o czym uprzejmie donoszę :]

Wszystkim Annom życzę szczęścia i - wspaniałych tortów!

2011-07-22

Kocham kaszę! I koty...

Moje uczucie do kaszy gryczanej wybuchło znienacka i to  całkiem niedawno. Dotychczas ją lubiłam, ale gdyby ktoś kaszą  kazał mi zastąpić w niektórych potrawach ziemniaki albo kładzione kluseczki - odmówiłabym stanowczo. Ale - taka kasza prażona na sypko, cudownie chrupiąca i popijana maślanką albo kefirem - to jest smak dzieciństwa! Moja Mama przygotowywała  ją w prodiżu (kto to jeszcze pamięta!) a Babcia gotowała króciutko z solidną łyżką smalcu ze skwarkami, owijała gazetami i kocem, a potem   trzymała przez kilka  godzi  pod kołdrą... Najlepszy pomysł mieli moi Teściowie: podczas długich zagranicznych podróży,  rano zagotowywali kaszę, chowali do luku bagażowego i  trzymali  w cieple do wieczora, by potem zjeść ją z jakimś mięsem czy sosem  na kolację na którymś z chorwackich kempingów. Nie musieli długo  czekać na obiad ;)

Ostatnio usłyszałam, że wybierającym się na Białoruś Polakom radzono, by zabrali  w prezencie kaszę gryczaną w torebkach. Tam podobno kasza jest podstawą wyżywienia, a zaczyna jej brakować...

Dziś nasza poczciwa kasza gryczana w najprostszej odsłonie - ze skwarkami! Specjalnie do tego celu kupiłam kawałek słoniny i wędzonego boczku, choć zwykle prażyłam kaszę na oleju. Ale ze skwarkami najlepsza!

Składniki:
  • 200 g kaszy gryczanej palonej
  • 1 - 2 łyżki smalcu ze skwarkami ze słoniny i wędzonego boczku lub cebulka uduszona na oleju
  • woda
  • sól
Tłuszcz rozpuszczam na głębokiej patelni, dodaję kaszę i mieszam przez chwilę, jak przy przyrządzaniu risotta, dopóki kasza się nie przyrumieni. Zalewam wrzątkiem, tak, aby woda przykryła kaszę, solę i powoli gotuję po przykryciem około 15 minut,  dopóki kasza nie wchłonie całego płynu. Próbuję i - jeśli jest nadal twarda, dolewam wrzątku, a jeśli płynu było za dużo - odparowuję go na silnym ogniu. Gotowe! Podaję z kubkiem pysznej maślanki. Cudowne wiejskie jedzenie, które nie ma nic wspólnego z rozgotowaną kaszą z polskich knajp i stołówek:

Nasyceni i zadowoleni mamy wreszcie czas  pomyśleć o innych, czyli o naszych "braciach mniejszych". Mam na myśli KOTY. Psy też kocham i zawsze ich widok  poprawia mi nastrój, ale koty to cudowne, charakterne stworzenia, o których można opowiadać anegdoty, które stają się wspaniałymi domownikami (mój Kot na  przykład nieco się obraża, kiedy nie dostaje miejsca przy stole i zwykle obserwuje, kogo może podsiąść znienacka; kiedyś nawet postanowił poczęstować się kieliszkiem szampana. Francuskiego, o zgrozo!) No, ale on jest rozpuszczony jak dziadowski bicz! O gotowaniu w towarzystwie kota pisałam tu. W tej chwili osiem kilo tego szczęścia  gramoli mi się na kolana i przeszkadza pisać posta... Ale bywa i tak:


 Bo WSZYSTKIE koty są  cudowne, mięciutkie, mruczące, przylepne, inteligentne, leczą choroby itd. A niektóre są w dodatku tak śliczne i przyjazne jak te w Domu Tymianka, i gotowe do kochania od zaraz. Kto przygarnie takie CUDA? Zajrzyjcie tutaj i napiszcie do Ori.  Potem będziecie wykrzykiwać tak jak my: O Boże, jak my mogliśmy do tej pory żyć bez kota?!

2011-07-19

Rustykalna tarta z cukinią. Galette

Galette mogłabym jeść codziennie! Ta rustykalna i  prosta tarta daje duże pole do popisu i jest łatwa  do  przygotowania. Ciasto, które tym razem proponuję, robi się jak zwykle w mig, a jeśli składniki są zimne, to nie wymaga nawet długiego chłodzenia. W smaku  przypomina nieco  francuskie -  Nela Rubinstein piekła z podobnego kulebiaki i wytrawne tarty. Ja w tym przepisie użyłam gęstego greckiego jogurtu zamiast serka homogenizowanego i wyszło wspaniale. Polecam galette w mojej wersji z lampką schłodzonego białego wina na lunch albo na kolację -  znika tak szybko, że zostają jedynie okruszki...


Składniki na ciasto: 

  • szklanka mąki (140  g)
  • 120 g zimnego masła
  • 120 g serka homogenizowanego lub gęstego jogurtu*
  • 1/4 łyżeczki soli
  • szczypta cukru
  • jajo do posmarowania brzegów ciasta
Farsz:
  • 2 małe cukinie
  • 2-3  ząbki czosnku
  • cebula
  • tymianek
  • bazylia
  • kawałek tłustego wiejskiego  twarogu albo fety
  • kawałek sera bursztyn albo parmezanu
  • olej do smażenia
  • sól, pieprz
Masło siekam i palcami łączę z mąką, aż powstaną grudki. Dodaję pozostałe składniki i szybko zagniatam marmurkowe ciasto. Formuję z niego dość gruby placek, wkładam do foliowej torebki  i schładzam w lodówce.
Kiedy ciasto leżakuje w lodówce, a czasami nawet w zamrażalniku -  kroję w plasterki cukinie, cebulę  i czosnek i duszę warzywa na  na oleju z dodatkiem odrobiny wody, by  nie przypaliły się i nie zgorzkniały (!). Farsz doprawiam solą i pieprzem, zostawiam do schłodzenia.

Tymczasem wyjmuję z lodówki zimne, ale dające się formować ciasto, przekładam je od razu na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i rozwałkowuję na duży placek przy pomocy małego wałka.  Najwygodniej to robić  przez folię, ale można posypać ciasto mąką. Na cieście rozsypuję pokrojoną bazylię, układam  farsz, zostawiając 3 cm   brzegu, posypuję cukinię pokruszonym białym serem, który mieszam z solą i pieprzem* oraz  tymiankiem i wiórkami   parmezanu lub innego twardego sera. Brzegi tarty zawijam do wewnątrz, by farsz nie wypływał, smaruję jajem rozmąconym z mlekiem** i piekę w temperaturze 220 stopni około 30 minut.
To jest pyszne! Polecam. Jeśli lubicie  dużo rozpływającego się sera w tarcie, możecie dodać pokrojoną mozarellę. Ja muszę wkrótce przygotować jeszcze galette z kurkami - natchnęła mnie Amber, którą pozdrawiam serdecznie :)

* Jeśli jogurt będzie zbyt rzadki  - można go dać mniej albo dosypać mąki. Składniki powinny się ze sobą łatwo połączyć.
**Jeśli używam fety, obywam się bez soli - to oczywiste!
*** Resztę jaja można wlać do środka tarty.


2011-07-15

Ciasto bardzo morelowe. Z inspiracji


Czasami inspiracje są najlepsze. Bea dość często podaje przepisy na ciasta z morelami i jeden taki utkwił mi w głowie już dawno temu, a przypomniał się teraz, w morelowym sezonie. Poza tym - sama z siebie  postanowiłam wypróbować połączenie moreli z tymiankiem, więc kiedy  zobaczyłam na straganie przepiękne morele... wyobraźnia  podpowiedziała mi, że pięknie się będą prezentować w połączeniu z borówkami amerykańskimi. 
Upiekłam więc placek, który mnie zachwycił, Eli smakował (chyba?) a mojemu Mężowi... no właśnie. Poniższy dialog wszystko wyjaśni:

- No i jak? Dobre to  ciasto?
- Dooobre...
- Ale: "dooobre" czy "bardzo dooobre"?
- Bardzo dobre, ale... morele zbyt kwaśne! 

Rzeczywiście - były dość kwaśne, bo nie dodałam do nich cukru, tak jak Bea. I mnie ten kontrast  słodkiego ciasta i kwaśnych owoców bardzo odpowiadał. Ale - jeśli wolicie większą harmonię smaku i macie kwaśne morele - przed wstawieniem  do  piekarnika  posypcie je cukrem ;)
No i ten tymianek - niby mało wyczuwalny,  a jednak potrzebny. Nie tylko do dekoracji!

Składniki:
  • 150 g miękkiego masła
  • 150 g cukru
  • 3 jajka (przechowywane w temperaturze pokojowej)
  • 2 łyżki limoncello
  • 150 g mąki
  • 2 łyżki mielonych migdałów + 1  do wysypania formy)
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  •  morele (ok. 1/2 kg (moje były duże i słodkie na surowo)
  • garść borówek amerykańskich
  • kilka gałązek świeżego tymianku
Zaczęłam od zmiksowania miękkiego masła z cukrem (utarłam je do białości), potem, nie przerywając ucierania, dodałam jaja, likier, mielone migdały i - partiami - mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia. Ciasto wylałam do dużej formy na tartę (może być forma  25 x 25 cm albo i większa, bo moje ciasto niemal w całości zakryło morele). Formę przedtem posmarowałam masłem i wysypałam mielonymi migdałami*. Na cieście ułożyłam połówki moreli, a w wolne przestrzenie włożyłam kilka borówek. Na wierzchu ułożyłam oberwane z gałązek listki świeżego tymianku. Piekłam ciasto ok. 50 minut (do suchego patyczka) w temperaturze 180 stopni. Upieczone, posypałam obficie cukrem pudrem, udekorowałam resztą borówek i gałązkami tymianku. Polecam!

* mielone migdały można w tym wypadku  zastąpić bułką tartą...


2011-07-09

Crème brulee? Zawsze!

Crème brulee przygotowałam  na proszony obiad w stylu francuskim. Choć po namyśle stwierdzam, że potraw było zbyt wiele jak na francuskie menu... Dość, że podałam tartę z porami i cukinią, ratatouille, kurczaka w białym winie z tymiankiem, młode ziemniaki, sałatkę z pomidorów w musztardowym winegrecie, a na deser właśnie  crème brulee i... mimochodem upieczoną (bo zostało mi dużo białek) bezę  Pavlową. Wiem, przesadziłam nieco, a goście - jak potem skwitował pewien sympatyczny Szwed   - zostali "dobrze wyżywieni" ;) Czasami mniej znaczy lepiej i - prawdę mówiąc - jeden deser z pewnością by wystarczył! Zwłaszcza ten  crème brulee:

Składniki:
  • 2 szklanki śmietanki kremówki
  • ½ szkl. cukru + 12 łyżeczek do posypania
  • 1 laska wanilii
  • 5 dużych żółtek

Nagrzewam piekarnik do 180 stopni. W tym czasie podgrzewam  śmietankę i cukier w garnku z grubym dnem. Dodaję do śmietanki nasiona z 1 laski wanilii, wrzucam też pusty strąk i mieszam, aż całość się zagotuje. Wtedy redukuję ogień i gotuję około 10 minut. Żółtka ubijam delikatnie i stopniowo wlewam do nich  gorącą, przecedzoną miksturę, cały czas mieszając trzepaczką. Całość rozlewam do 6 foremek (wszystko zależy jednak od ich wielkości), które wstawiam do blachy lub ceramicznego naczynia z wodą (powinna sięgać do połowy foremek). Piekę krem ok. 30 minut, aż konsystencja zgęstnieje, ale nie zetnie się na bardzo sztywno. Studzę co najmniej kilka godzin,    choć  
crème brulee  najlepiej smakuje następnego dnia. Ważne, żeby deser był dobrze schłodzony.
  
Przed podaniem każdy krem posypuję równo, dwiema a nawet trzema łyżeczkami cukru.  Potem  opalam powierzchnię deseru aż do karmelizacji cukru. Ma powstać cudowna w smaku skorupka, którą miło  przebić łyżeczką. Przyznam, że nie jest to wcale takie proste, ale Mąż potrafi...

Crème brulee  pysznie smakuje z truskawkami, ale mięta do dekoracji też wystarczy. Nieco odchudzoną wersję kremu znajdziecie tutaj.
Pozdrawiam wakacyjnie!