LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

2010-01-30

Chleb ukraiński. Sam puch...

Dobrze jest komuś podarować chleb. Nawet jeśli nie zawsze się uda albo nie spełni naszych oczekiwań... Nie powinien nam na przykład popękać (bo za krótko wyrastał)  albo przerosnąć (dlatego że miałyśmy inne zajęcia i za późno trafił do piekarnika),  ale nawet wtedy cieszy bardzo. Ja mam skłonność do zbyt swobodnego traktowania przepisu, do zamieniania części mąki na inną albo do pieczenia ... na oko - zaczyn z żytnej mąki, potem trochę mąki żytniej, trochę pszennej trochę orkiszowej, wodę zwłaszcza dodaję na wyczucie, bo przecież i tak każda mąka jest inna i trzymanie się dokładnego przepisu Hamelmana może skończyć się klęską. Dokładnie trzymam się receptury jedynie przy chlebach wyrastających w koszykach, pieczonych na kamieniu lub rozgrzanej blasze. To już wyższa szkoła jazdy ;) 

Ale zakwas to co innego! Niniejszym oświadczam wszystkim przerażonym początkującym piekarkom, wypiekającym chleby na drożdżach - nie ma się czego bać! Toż to zwykła mąka i woda oraz naturalne drożdże! Każdy może to zrobić. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że nie trzeba tu niczego odmierzać. Po prostu - mieszamy mąkę z wodą do konsystencji pasty i trzymamy w cieple, przy kuchence albo piekarniku. Do zaczynu chlebowego potrzebujemy najczęściej 2 łyżek dojrzałego  zakwasu, więc resztę, po uzupełnieniu mąką razową i wodą, przechowujemy w lodówce. Bardzo gęsty zakwas wytrzyma w lodówce dłużej niż tydzień. Jeśli nie pieczemy regularnie albo wyjeżdżamy, możemy go zamrozić albo zasuszyć. Dzień przed pieczeniem dokarmiamy wyjęty z lodówki zakwas dużą garścią mąki i wodą i stawiamy na blacie kuchennym. Następnego dnia pięknie się napuszy i podwoi objętość; bierzemy wtedy z niego do zaczynu tyle, ile każe przepis na chleb, a resztę znów dokarmiamy  i do lodówki... A jeśli coś się naszemu zakwasowi stanie (zapleśnieje na przykład albo umrze ;) ) to sobie nastawimy drugi i już. Żadna filozofia. Polecam, bo pieczenie na zakwasie to naprawdę wielka frajda! Uczciwość jednak nakazuje mi napisać, że na początku warto wodę i mąkę odmierzać dokładnie, żeby potem  uzyskać odpowiednią hydrację ciasta. Poczytajcie o tym u Tatter.

Lubię piec z innymi autorkami chleby, podoba mi się taka wspólnota internetowa, a wyszukane przez  piekarki przepisy zmuszają mnie do zachowania jakiejś dyscypliny i pozwalają piec chleby, których sama może nigdy bym nie upiekła, bo nie mogłabym się zmobilizować. Tak było i teraz - widziałam  na blogu Tatter przepis na  chleb ukraiński, ale upiekłam go dopiero teraz, w ramach wspólnego pieczenia. W tym tygodniu Weekendowej Piekarni przewodniczy Olciaky, która wybrała właśnie ten chleb z przepisu Tatter. Wiedziałam, że będzie pyszny, więc upiekłam. Nie chciało mi się tylko wyrabiać ciasta metodą Bertineta (choć nawet ją lubię) i wyrobił je za mnie robot. Mam ponadto wrażenie, że dałam ciut więcej mąki, pszennej razowej, ale naprawdę niewiele,  i chleb nie sprawiał mi żadnych trudności. Przepis podaję za Margot, która - jak Olciaky - cytuje Tatter.

 

Chleb ukraiński

Znalazła i przetłumaczyła przepis Tatter

Zaczyn zakwasowy:
  • 190g zakwasu żytniego razowego 150% (coś więcej o hydracji )
  • 220g maki żytniej średniej (sitkowej)( ja daje pełnoziarnistą i chlebową żytnia w proporcji 1:1)
  • 160g wody
Składniki wymieszać dokładnie i zostawić na 4 godziny w 32C.

Ciasto właściwe:
  • 570g zaczynu
  • 300g wody
  • 400g białej pszennej maki chlebowej
  • 95g maki pszennej razowej
  • 0.5 - 4g drożdży (opcjonalnie, ja nie daję)
  • 12g soli
Zagnieść luźne i lepkie ciasto (polecam metoda Bertineta ). Gdy gluten był już dobrze rozwinięty ciasto włożyć do naoliwionej miski i zostawić do wyrośnięcia na 1 1/2 godziny w 25C. Podzielić ciasto na dwie części, a następnie każdy kawałek rozłożyć na naoliwionym blacie w cienki prostokąt i naoliwionymi (lub mokrymi) rękoma zwinąć w rulon. Włożyć do przygotowanych blaszek i zostawić do wyrośnięcia na 60 - 90 minut. W tym czasie rozgrzać piec do 260C (max moc pieca). Wyrośnięte bochenki spryskać wodą i wsunąć do pieca Piec 20 min w 260C, 20 minut w 240 i ok 20 minut w 220C.Wyjąć z pieca , blaszek i wystudzić . Można gorący posmarować cienkim krochmalem (woda i odrobina maki ziemniaczanej zagotowane)
Mój chleb wyrastał dość długo, a chciał jeszcze dłużej, więc odrobinę popękał, ale i tak wyszedł przepyszny. Bardzo puszysty, lekki,  jak mgiełka, a przecież całkiem sporo w nim  mąki razowej... Polecam wszystkim i dziękuję Olciaky za wybór tego przepisu znalezionego i przerobionego przez Tatter.

Jeden z upieczonych chlebów właśnie testujemy, a drugi pojedzie z nami w Bieszczady, do Magody - jeszcze jednej zaprzyjaźnionej i poznanej przez internet pasjonatce, autorki słynnego blogu Chata Magoda. Już się cieszę na to spotkanie!
[weekendowa_piekarnia_baner.jpg]

2010-01-26

Pizza z rukolą


No cóż - w tej pizzy najważniejsza jest rukola. Reszta to kwestia upodobań.  No i sos jest ważny - z pomidorów w zalewie, uduszonych na oliwie, z czosnkiem i oregano. Sos doprawiony solą, pieprzem i szczyptą cukru, smakuje wybornie i nie przypomina tego  z pizzerii ;) Taka pizza najlepsza jest  (żadne to odkrycie, wiem) upieczona na kamieniu, ale tym razem piekłam ją na rozgrzanej blasze, na którą "na cztery ręce" udało nam  się włożyć surowe ciasto umieszczone na na papierze do pieczenia.
Niezbyt często piekę pizzę, ostatnio nawet wolę Flammkuchen, ale ta rukola rozrzucona na wyjętym z pieca gorącym cieście to po prostu  poemat! Trzeba było widzieć minę mojego Męża, kiedy zapowiedziałam pizzę na obiad. Ochoczo pobiegł po niezbędne składniki...
Oto one:
Ciasto:
  • 250  - 300 g mąki
  • 10 g świeżych drożdży  (albo nieco mniej)
  • 1 łyżeczka soli
  • około 150 ml wody - ilość orientacyjna, zależy od mąki, ciasto nie może być zbyt twarde
  • 1 łyżka oliwy
Sos:
  • 2 puszki pomidorów w zalewie (na jedną dużą pizzę możemy potrzebować nieco mniej, na dwie - będzie akurat)
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 łyżki oliwy
  • 1 łyżka oregano
  • szczypta cukru
  • sól do smaku
Na wierzch:
  • 3 kulki mozarelli
  • kilka plastrów cienko pokrojonego bekonu albo szynki parmeńskiej
  • 1/2 cebuli pokrojonej w piórka
  • ząbek czosnku pokrojony w plasterki
  • 1 łyżka oliwy
  • świeżo zmielony pieprz  
 do posypania  upieczonej pizzy - rukola
Szybko łączę składniki (drożdze kruszę w rękach z dodatkiem szczypty mąki)  i wyrabiam ciasto na pizzę - w mikserze z hakiem albo ręcznie. Około 10 minut, aż zacznie odchodzić od miski.  Posmarowane oliwą zostawiam do wyrośnięcia pod przykryciem - miskę z ciastem stawiam przy źródle ciepła - ciasto wyrasta około 1 - 1 i 1/2 godziny. W tym czasie przygotowuję sos i nagrzewam piekarnik do 250 stopni.
Rozdrobnione pomidory z pozostałymi składnikami duszę  na oliwie przez 10 minut, aż sos odpowiednio zgęstnieje. Wyrośnięte ciasto odgazowuję i wałkuję na podsypanej mąką desce, a potem przenoszę je na papier i ostatecznie formuję okrągły placek - jeden duży, na całą blachę lub dwa mniejsze, ale cienkie, o nieco grubszych brzegach. Ciepłym sosem smaruję ciasto, omijając brzegi, układam kawałki bekonu, rozrzucam piórka cebuli, plasterki czosnku i plastry mozarelli. Skrapiam (koniecznie!)  dobrą oliwą  i wkładam do piekarnika. Pizzę piekę do zrumienienia - około 15 minut. Jeśli jest grubsza - pozostawiam ją w piekarniku nieco dłużej. Po upieczeniu posypuję placek rukolą. To jest to!

2010-01-24

Zupa nad zupami. Żur

To niełatwy temat... Żur? Żurek? Biały barszcz? Z grzybami, białą  kiełbasą, na wędzonce, z kawałkami wieprzowiny, na wywarze od szynki... Z chrzanem, z jajkiem, z ziemniakami (jak w zalewajce) albo z puree ziemniaczanym, okraszonym podsmażoną cebulką... Zupa poemat, zupa marzenie, zupa, która niejedno ma imię, chciałoby się nawet uderzyć w wysoki ton ;).  Zupa, o której nie mówi się nawet zupa, bo to żur  (żurek) i tyle. Ja, wychowana na białym barszczu, w wersji świątecznej tak bogatym, że stanowiącym osobny i bardzo sycący przysmak, uczyłam się gotować żur, a dopiero jako dorosła osoba poznałam zalewajkę...

Nie było łatwo i nie jest, bo i smak zakwaszonej mąki musi być doskonały, i wędzonka prawdziwa, i biała kiełbasa najwyższej jakości... Zawsze też muszę decydować, na jaki rodzaj żuru tym razem mam ochotę. Ja nie pytam w domu, czy ugotować żurek, ale: jaki ma być tym razem - śląski, lubelski, warszawski? Lubię dodać grzyby, ale czasami muszę się powstrzymać, by z rozpędu nie ugotować zupy grzybowej!

Uwielbiam też, podczas podróży po Polsce, próbować żuru i żurku w różnych restauracjach. Bywa elegancki - z paseczkami grzybów i najlepszych wędlin, z  jajem na twardo albo z jajem przepiórczym, podany w maleńkiej bulionówce lub przaśny - w misce, charakterny, kwaśny, z białą kiełbasą, czasem nawet bez śmietany za to z ziemniakami, okraszony podsmażoną cebulką... Bywa też podany w chlebie, co czasami mnie złości, bo pyszny żurek wsiąka w pieczywo i niewiele zostaje do zjedzenia. Ech!

Oto jedna z rozlicznych wersji gotowanego przeze mnie żuru, tym razem w pełni mięsna, wysoko kaloryczna, jak na środek zimy przystało:

Składniki:
  •  włoszczyzna (marchew, seler, pietruszka, por)
  • garść suszonych grzybów
  • 2 cebule
  • 2-3 ząbki czosnku
  • 30 dag wędzonego boczku
  • 30 dag białej kiełbasy
  • kawałek dobrej,  naturalnie wędzonej kiełbasy (może być polska surowa albo wiejska)
  • 4 jaja ugotowane na twardo
  • 2 liście laurowe
  • 4 ziarna ziela angielskiego
  • 1/2 l żuru (albo i więcej, jeśli nie jest zbyt kwaśny) 
  • 2 litry wody
  • łyżka oleju
  • 250 ml kwaśnej śmietany 
  • majeranek
  • sól
  • świeżo mielony pieprz
Włoszczyznę obrać, umyć,  pokroić na spore kawałki. Grzyby namoczyć, osączyć, pokroić w paski. (Jeśli mam suszone grzyby w plasterkach, wrzucam je od razu do wywaru).
Włoszczyznę zalać zimną wodą, dodać pokrojone grzyby, większość boczku, obie kiełbasy, pieprz, sól, liście laurowe i ziele angielskie, gotować na wolnym ogniu  około 35 min. Wywar przecedzić. Grzyby włożyć z powrotem. Boczek i kiełbasę ostudzić, pokroić w paski lub plasterki i dodać z powrotem do żuru.  (Pozostały kawałek boczku można podsmażyć wraz z pokrojoną w kosteczkę cebulą i połowę dodać do zupy - pysznie smakują takie podsmażone paseczki - a resztą okrasić ugotowane ziemniaki). Wlać  żur, dodać roztarty z solą czosnek i roztarty w palcach majeranek. Dodać rozmieszaną z gorącym żurem  śmietanę  i gotować jeszcze  kilka minut. Gotowy żurek podawać z cząstkami jaj i z osobno ugotowanymi ziemniakami. Do  tej wersji zupy nie dodaję chrzanu, choć chrzan w żurku i barszczu wprost uwielbiam :)

Czasami podaję do takiego żuru ziemniaki "tłuczone"jak na puree,  a innym razem  połówki ugotowanych ziemniaków polewam tylko skwarkami z boczku. Pyszne. Niezdrowe. Niezdrowe, ale ...pyszne!

2010-01-17

Piekarnia po godzinach, czyli francuskie bagietki

Nie mogłam przegapić tak wspaniałej okazji! Warsztaty z pieczenia zaproponowane przez Tatter, Polkę i Alicję, stały się okazją do doskonalenia moich umiejętności. Piekę od dwóch lat chleby na zakwasie i nie potrzebuję już nawet dokładnych przepisów na wypieki żytnio-pszenne albo żytnio-orkiszowe, ale chleby pszenne mają przede mną jeszcze wiele tajemnic... Uczę się też cierpliwości, piekąc chleby, które wymagają kilku etapów fermentacji, długiego wyrastania i pięknych  nacięć. Dlatego musiałam upiec te bagietki!

Jako że uczennicą jestem jednak niesforną, nie upiekłam dwóch rodzajów francuskiego pieczywa - krótko i długo wyrastającego. Od razu postanowiłam, że zrezygnuję z pszennego chleba wyrastającego kilka godzin, bo znam ten smak. Wolałam upiec bagietki, na które ciasto dojrzewało przez noc w lodówce.
Tutaj znajdziecie  dokładny przepis, szczegółowe uwagi na temat pieczenia i kolejnych etapów fermentacji, linki do filmów obrazujących metody wyrabiania, formowania ciasta, nacinania go i pieczenia. Tatter, Polka i Alicja/Margot  - gospodynie Piekarni po godzinach postarały się rozwiać wiele naszych wątpliwości. Warto pooglądać te filmy, by zobaczyć, czy nasze pieczywo przypomina swoim wyglądem chleby lub bagietki mistrzów. Ja obejrzałam wiele z tych prezentacji już wcześniej, ale i tak miałam wątpliwości - jak przenieść bagietkę na kamień, wierzch smarować jajkiem czy nie? Nacinać płytko czy głęboko? Delikatnie formować ciasto, bez uciskania go, czy też rozpłaszczać i przyklepywać, jak to widziałam na niektórych filmach? Ostatecznie zdecydowałam, że delikatnie uformuję moje bagietki, składając ciasto na pół i zagniatając  je tylko wzdłuż dłuższego brzegu, a potem delikatnie rolując końce. A nacięcia tym razem mi się udały, bo nacinałam stanowczym ruchem i znacznie głębiej niż dotychczas! Filmiki instruktażowe okazały się bardzo pomocne, naprawdę :)
Moje bagietki wyszły bardzo chrupiące, dość spieczone nawet, ale miękkie w środku, choć miąższ  nie miał tak wielkich dziur jak u Kass.  Ciasto było zapewne bardziej zwarte, mimo iż musiałam dodać nieco więcej wody niż w przepisie (może to kwestia mąki od Marksa&Spencera?),  nie sprawiało za to żadnych kłopotów przy formowaniu, dało się łatwo przenieść na kamień, choć ja postąpiłam nieco inaczej: Nie mam jeszcze łopaty (hm, wiem, że to niedopatrzenie...), więc poprosiłam Męża o wyjęcie blachy z rozgrzanym kamieniem, ułożyłam na niej pojedynczo bagietki, nacięłam szybko i rękami Mężczyzny umieściłam blachę w spryskanym wodą piekarniku... Ponownie spryskałam bagietki  po upływie kilku minut i piekłam razem 25 minut w temp. 240 stopni.
Kamień nagrzewałam przez godzinę, ale następnym razem sprawdzę, jak takie bagietki udadzą się pieczone na zwykłej rozgrzanej  blasze -   nie zawsze mam ochotę tak długo nagrzewać piekarnik...

No i - warto sprawdzić, jak to jest z gęstością ciasta, bo inne Piekarki miały kłopoty z nacięciami.

Jestem bardzo zadowolona z tej piekarniczej przygody, bo - choć bagietki nigdy nie uda mi się upiec na śniadanie (zbyt późno wstaję...) - to posmarowana masłem doskonale smakuje nawet  po południu!
Pozdrawiam wszystkie Weekendowe Piekarki i zachęcam do pieczenia z nami wszystkich, którzy jeszcze się wahają :)

2010-01-10

Chleb pszenno-żytni z prażoną mąką

Chleb pszenno żytni z prażoną mąką albo... Obcy w moim piekarniku. Tilianara zaproponowała tym razem do pieczenia w Weekendowej Piekarni Alicji pyszny chleb według pomysłu Dany. Wiedziałam, że będzie smaczny, bo z prażoną mąką (przypomniałam sobie, jak moja Babcia robiła zasmażkę(!) i zachwycona zrumieniłam mąkę nawet zbyt mocno) i bez drożdży. Takie chleby dłużej rosną, ale miałam na to całą sobotę. Prawie całą, bo ... w domu zabrakło chleba. I, mimo że po upływie dwóch i pół godziny chleb nie był jeszcze dobrze wyrośnięty, włożyłam go do nagrzewającego się od godziny piekarnika. Piekłam bochenek na kamieniu, nie nacięłam go - zupełnie nie wiem dlaczego  - a on ruszył do góry, napuszył się nieregularnie, ale i tak był piękny! Popatrzcie:
Piekłam go dokładnie według przepisu, więc recepturę podaję za Tili:

Składniki na zaczyn, wieczór przed pieczeniem chleba:
  • 55 g zakwasu z mąki żytniej razowej
  • 110 g mąki żytniej razowej
  • 150 g wody 
Przygotowanie zaczynu: Składniki mieszamy i pozostawiamy przykryte na 14-16 godzin w temperaturze pokojowej.

Zasmażka, wieczór przed pieczeniem chleba:
  • 80 g mąki żytniej
  • 200 g wody
Przygotowanie: Na rozgrzaną suchą patelnię, wsypujemy mąkę i prażymy, cały czas mieszając do uzyskania lekko brązowego koloru. Mąka nie może się przypalić! Przesypujemy na miseczkę i dolewamy stopniowo letnią wodę, energicznie mieszając łyżką albo trzepaczką, aż do uzyskania brązowej zasmażki o konsystencji papki.

Dzień pieczenia:
Do ładnie przefermentowanego zaczynu dodajemy zasmażkę, mieszamy do dobrego połączenia składników. Po czym dodajemy:
  • 220 g mąki pszennej typ 650 (ja piekłam go na chlebowej)
  • 250 g wody
  • sól (ja dałam ok. 2 dkg)
Znów mieszamy aby składniki połączyły się dokładnie i pozostawiamy na 2 1/2-3 godzin. Miskę należy zawinąć w folię, by ciasto nie obsychało.

Po tym czasie ciasto powinno ładnie podrosnąć, następnie dodajemy:
  • 400g mąki pszennej typ 650
To już ostatnia faza, czyli ciasto właściwe. Dosypujemy stopniowo mąkę i wyrabiamy, aż ciasto będzie odchodzić od miski i ręki. Pozostawimy na 20 minut, aby odpoczęło. Wyjmujemy na blat posypany mąką, wyrabiamy chwilę, formujemy bochenek i wkładamy do koszyczka, aby ostatecznie wyrosło (do podwojenia objętości - ok. 2 1/2 godziny).
Piekarnik nagrzewamy do 250 stopni Celsjusza i pieczemy z parą w opadającej temperaturze. Po 10 minutach zmniejszamy do 230 stopni, potem stopniowo zmniejszamy temperaturę, aż kończymy pieczenie na ok. 180 stopniach. Ogólny czas pieczenia to ok. 45-50 minut. Studzimy na kratce.


Źródło: Leśny Zakątek Dany

Tymczasem z drugiej strony bochenek wygląda inaczej! Pojawił się... Obcy, który wyszedł z pięknie zrumienionego bochenka chleba. Nie trzeba się było śpieszyć, o nie. Chleb byłby jeszcze piękniejszy, gdybym mu pozwoliła dłużej wyrastać... A tak - przypiekł się w wysokiej temperaturze z trzech stron, a tam, gdzie mój piekarnik słabiej piecze ( z tyłu) wybrzuszył się...On. Też smaczny, owszem, ale bochenek mi nieco zepsuł ;)

[weekendowa_piekarnia_baner.jpg]

2010-01-08

Rogaliki maślane

I to mają być rogaliki? Chyba "krabuszki", czyli krabowe paluszki alias napuchnięte i pyszne bułeczki, zwinięte w rogaliki! Pękate i pyszne, a upieczone wieczorem, kiedy okazało się, że w domu zabrakło chleba. Najlepiej smakowały z dżemem, jeszcze ciepłe - dlatego polecam je szczególnie na weekendowe śniadanie. Moje rogaliki wyrosły  niesamowicie, bo ciasto było doskonale wyrobione w  mikserze, który wygląda jak skrzyżowanie betoniarki z karabinem maszynowym... Prawdziwy Kiciuś, jak go pieszczotliwie nazywam ;) Byłam zachwycona! 

Przepis na te bułeczki znalazłam na blogu Moje wypieki, ale - prawdę mówiąc - podobny jest i u mnie, bo , tak jak Dorotus, wypiekałam kiedyś bułeczki zainspirowane bułgarskim chlebem w kształcie słońca albo poszukiwałam przepisu na bułeczki doskonałe. Och, lubię ten smak! Ostrzegam jednak, że te rogaliki następnego dnia nie są ani tak chrupiące, ani tak pyszne jak tuż po upieczeniu. Poczęstowałam nimi znajomych w pracy, ale sądzę, że  chwalili raczej przez grzeczność. Za to - pierwszego dnia polecam z całego serca!
Przepis podam za Dorotą, bo tym razem piekłam wedle jej receptury i wskazówek. Użyłam świeżych drożdży i być może dlatego moje ciasto rosło szybko i pięknie, a rogaliki napuszyły się i wyglądają jak pękate bułeczki :)
Składniki na 12 sztuk rogalików (wielkości dużej bułki):
  • 580 g mąki pszennej
  • 2 małe jajka
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 1 łyżka oleju słonecznikowego
  • 1,5 łyżki  cukru (można dać więcej)
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1 szklanka letniego mleka (250 ml)
  • 60 g roztopionego masła
  • 20 g świeżych drożdży lub 10 g suchych drożdży
Ponadto:
  • 50 g roztopionego masła
  • 1 jajko do posmarowania
  • mak do posypania
Wszystkie składniki powinny mieć pokojową temperaturę.

Drożdże świeże* rozetrzeć z łyżką cukru, łyżką mąki i odrobiną mleka. Odstawić do wyrośnięcia. Roztrzepać jajka, dodać sól, mleko, resztę cukru, olej. Powoli wsypywać mąkę, sok z cytryny i wyrośnięte drożdże, roztopione, lecz nie gorące masło (60 g). Wymieszać dokładnie wszystkie składniki. Ciasto wyłożyć na stół i wyrabiać, podsypując ewentualnie mąką (nie za dużo, by ciasto nie było twarde). Wyrabiać tak długo, aż zacznie odstawać od rąk (można wyrobić mikserem).
Wyrobione ciasto uformować w kulę i włożyć do miski. Przykryć ręczniczkiem i pozostawić w ciepłym miejscu, by podwoiło objętość (około godziny czasu).
Po tym czasie ciasto podzielić na 12 części, z których uformować kulki. Każdą z nich rozwałkować na owalny placuszek o długości około 20 cm. Placuszek posmarować niewielką ilością masła. Zwinąć, jak naleśnika, wzdłuż krótszego boku. Po zwinięciu złączyć końce razem na kształt rogalików. Rogaliki ułożyć na blaszce, w sporych odstępach, odstawić do napuszenia (powinny podwoić objętość).
Przed pieczeniem posmarować roztrzepanym jajkiem, posypać makiem.
Piec w temperaturze 200ºC przez około 23 - 25 minut. Studzić na kratce.

* drożdże suche wystarczy wymieszać z mąką.
Dla maszynistów:
Wszystkie składniki umieścić w maszynie do pieczenia według kolejności: płynne, sypkie, na końcu drożdże. Nastawić program do wyrabiania i wyrastania ciasta 'dough'. Po tym czasie ciasto wyjąć, lekko zagnieść, uformować kulki i dalej postępować wg przepisu.
Smacznego :)


Od  utalentowanej MariiPar z blogu Zielony kuferek otrzymałam urocze wyróżnienie, które wyjątkowo dobrze mnie nastroiło. Miłe są takie bezinteresowne gesty, które płyną od innych, bo świadczą  o tym, że ktoś ma ochotę czytać nasze  posty, lubi je komentować, a przyznając wyróżnienie, zwraca innym czytelniczkom/czytelnikom uwagę na nasz blog. Lubię sobie siedzieć w kąciku i pisać dla niewielu osób, ale : dziękuję, Mario! 
[Cathe+rustykalny+dom+koleżeńskie.jpg] 
Ze swej strony chętnie wyróżnię Autorki blogów, których posty czytam codziennie, bo gotują, tworzą, piszą tak, że aż chce się do nich zaglądać. Wyróżnienie wędruje więc tym razem do: Kass, Margot, Bei, Ori, które znam od dawna, i które inni też znają, ale i do poznanej niedawno Moniki z blogu Na Grabinie. Pozdrawiam Was serdecznie, dziewczyny!



2010-01-07

Herbata masala

Zima trzyma. Jest pięknie, a wczoraj, obsypana śniegiem na przystanku, czułam się jak ... szczęśliwy bałwan. Właściwie tak wysoki nastrój nie wymaga już specjalnych wspomagaczy, ale miło jest napić się gorącej herbaty po indyjsku.

Jeszcze lepsza jest w dni wilgotne, szare i ponure - jako lek na chandrę. I, nieważne, że jest słodka i z mlekiem - bardzo ją lubię! Podobno Hindusi też, ale oni piją ją nawet w upały. Właśnie - podobno.

Pierwszy raz wypiłam tę herbatę w knajpie  o nazwie Masala, dość popularnej i byle jakiej, ale  ponieważ potrawy indyjskie poprawiają nastrój, a znajomi lubią tę kuchnię*, bywam tam. Na tę herbatę namówił mnie  kolega z pracy, wielbiciel smaków orientalnych. Warto było. Nie wiem, co kucharz w Masali dodaje do swej masali, ale przypływ dobrej energii jest natychmiastowy, zapewniam! Nie wiem też, jakie mieszanki przypraw stosują Hindusi, ale dla mnie najważniejszy w tej herbacie jest kardamon. Ten zapach zniewala! Smak też.
Proporcje podam orientacyjne i własne, że tak wprost napiszę, żadne ortodoksje mnie nie interesują ;)

Składniki:
  • 1 szklanka mleka
  • 1 szklanka wody
  • 3 łyżeczki czarnej indyjskiej herbaty
  • 6 zmiażdżonych ziaren kardamonu
  • 3 goździki
  • mały kawałek imbiru
  • kawałek cynamonu
  • cukier do smaku
  • szczypta przyprawy do pierników albo garam masala (niekoniecznie, ale ja czasami  lubię)
W rondelku zagotowuję wodę, dodaję herbatę, przyprawy i gotuję przez chwilę, dolewam mleko i całość gotuję około 5 minut. Słodzę (musi być bardzo słodka - lepiej smakuje!), przecedzam przez sitko wprost do kubka. Pycha!

* Złośliwie twierdzę, że podają tam ciągle to samo - kilkadziesiąt przepisów na mięso lub warzywa  w błocie, czyli w sosie masala według pomysłu szefa kuchni... Wszystko smakuje podobnie. Ot, wyrafinowanie! Ale herbata - mniam!

    2010-01-03

    Ulubione ciasto cytrynowe

    Ciasto to kojarzy mi się z zimą. Kiedyś piekłam je bardzo często do herbaty, dla niespodziewanych gości na przykład, i podawałam czasami jeszcze ciepłe, nasączone cytrynowym syropem. Lubię je i polecam na poprawę nastroju, bo mnie zawsze zapach świeżo startej skórki cytrynowej podnosi nastrój i nastraja lepiej do świata. Zwłaszcza wtedy, kiedy nadmiar obowiązków odbiera radość życia, a rozliczne przemyślenia związane z początkiem kolejnego roku nie pozostawiają złudzeń. Lekko nie będzie, o nie!  Tym bardziej cieszy mnie biała zima, spacer po Puszczy Kampinoskiej, widok psów baraszkujących w śniegu czy zapach cytrynowego ciasta, unoszący się po całym domu...

    Przepis pochodzi z niezawodnej książki Neli Rubinstein (o właśnie, podobno ukazało się wznowienie?) i jest przez nią rekomendowany na podwieczorek. Zapewne można to ciasto upiec w foremkach muffinowych, ale jako że ja muffinów nie uznaję, to i foremek też nie posiadam. Wolę upiec je w niewielkiej keksówce i ponakłuwać patykiem do szaszłyków, a potem nasączyć syropem.

    Składniki:
    • 7 łyżek (miękkiego) masła
    • 170 g cukru
    • 170 g mąki
    • 1 i 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia
    • 4 łyżki stołowe mleka
    • 2 łyżki świeżo utartej skórki z cytryny
    • 2 jajka
    • szczypta soli
    Syrop:
    • 6 łyżek stołowych cukru
    • 4 łyżki stołowe soku z cytryny
    oraz:

    • 2 łyżki stołowe cukru pudru do posypania ciasta
    Nagrzać piekarnik do 180 st. C. Formę na ciasto wysmarować masłem, wysypać mąką i  wyłożyć natłuszczonym papierem (ja wykładam ją po prostu pergaminem do pieczenia).
    W dużej misce połączyć masło, cukier, mąkę, proszek do pieczenia, mleko, skórkę z cytryny, jajka i sól. Wszystkie składniki zmiksować, przelać do formy i wygładzić powierzchnię. Wstawić do piekarnika i piec ok. 45 minut. Tak radzi Nela. (Ja lubię najpierw zmiksować masło z cukrem, i kolejno dodawać pozostałe składniki,  na końcu zaś wsypać mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia). Ciasto należy  nakłuć patyczkiem, by sprawdzić, czy  się upiekło (ja musiałam je zwykle  piec trochę dłużej). Wyjąć z piekarnika i odstawić na 15 minut.
    W tym czasie przygotować syrop:
    Na małym ogniu zagotować cukier i sok z cytryny, aż nabiorą konsystencji niezbyt gęstego syropu. (Gotować około minuty). Szpikulcem nakłuć ciasto w kilku miejscach  (ja nakłuwam na środku, co dwa centymetry ) i  otwory napełnić syropem. Pozostawić do wystygnięcia. Potem posypać cukrem pudrem.

    Polecam! Jest lekkie, puszyste, delikatnie wilgotne i bardzo cytrynowe :)


    2010-01-01

    Nowy Rok



    Czego możemy sobie życzyć w kolejnym roku? Szampana i kawioru, oczywiście! Nawet jeśli szampan to hiszpańska cava, a kawior wcale nie z bieługi ;)

    Czego jeszcze oczekujemy? Natchnieni pięknymi widokami za oknem, puszystą zimą i wiele obiecującą bielą,  życzymy   wszystkim -  i sobie też -  optymizmu, pomyślności, zdrowia i radości istnienia!

    A jeśli przyjrzymy się sikorce w gąszczu poniżej - to pomyślmy również o zwierzętach - małych i dużych. Niech im nie zabraknie ludzkiej opieki. Sikorce kupmy słoninę, kotom osiedlowym pomóżmy przetrwać zimę, a wszystkim schroniskowym zwierzakom życzmy dobrych opiekunów. I wystarczy.

    SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU DLA WSZYSTKICH!