LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

2009-11-24

Herbatka w nastroju nieprzysiadalnym


 Naprawdę jestem w nastroju nieprzysiadalnym, jak pisze klasyk (wszak Świetlicki jest już klaskiem). Nie wdając się w psychologię i psychoanalizę, napiszę tylko, że:  a) bardzo się ostatnio zmęczyłam, b) ludzie mnie irytują,  c) ja zapewne irytuję ludzi, d) widzę jeden ratunek - zniknąć na dni kilka, co nie wydaje mi się możliwe, e) zaradczo - proponuję herbatę. Bowiem herbata jest dobra na wszystko. Prawie. Anglicy proponują ją każdemu i chyba w każdej sytuacji, w której nie wiadomo, jak się zachować. Ja preferuję czarną i mocną, najlepiej Darjeeling albo Kenię, albo mieszanki Whittarda.
Herbata to dla mnie nie są żarty, kompromisów prawie nie uznaję - nie pijam takiej z torebki, bo smakuje papierem i kurzem, dbam o  dobrą wodę i odpowiedni stopień wrzenia, a  i tak rzadko jestem usatysfakcjonowana efektem.

Bywa jednak, że chcę, aby to ktoś inny podał mi herbatę, wtedy może być nawet nieco gorsza, taka z zaparzacza, ale woda  i tak musi być świeża, pierwszy raz gotowana. Dlatego prawie nigdy nie pijam herbaty w pracy, a do niektórych znajomych wybieram się z ... herbatą w prezencie. Bo oni częstują mnie taką  z torebki,  na smyczy, którą zalewają wielokrotnie gotującą się wodą. Tego nawet z cukrem nie da się wypić, a z cukrem i tak nie pijam.

No cóż, nie pisałam nigdy, że jestem miła i spolegliwa ;) A już na pewno nie wtedy, kiedy chodzi  o herbatę. Parzyć ją nauczył mnie dawno temu pewien redaktor pewnej młodzieżowej gazety i - tak zostało. Ogrzewam więc  dzbanek, sypię herbatę, zalewam wrzątkiem (białe wrzenie, malutkie bąbelki), mieszam  i czekam od 3 do 5 minut. Kiedyś zawsze parzyłam napar pod przykryciem - dzbanek owijałam ściereczką. Dobrze zaparzona herbata jest słodkawa w smaku, a w dzbanku, po zamieszaniu, tworzy się brązowa (nie biała!) pianka. Spróbujcie sami! Magia. Nie powiem, że działa na wszystko, ale  porcelanowa filiżanka tego napoju, popijana powoli, w skupieniu, z namaszczeniem, dostarcza prawdziwej  przyjemności. Taka z cytryną, wypita w kubku,  który ogrzewa dłonie - to przyjemność innego rodzaju. Tak jak herbata ratunkowa, o której pisałam powyżej. Ta z kolei służy podtrzymaniu więzi, jest dowodem troski. A smak przestaje być najważniejszy.
Dodam jeszcze, że herbaty aromatyzowane pijam rzadko, w specjalnych okolicznościach i tylko nieliczne, bo psują mi prawdziwy smak tego napoju (smakują kisielem.)

Teraz już wiem, że nikt mnie na herbatę nie zaprosi i wszyscy znajomi okażą się  - tak jak ja dzisiaj -   nieprzysiadalni ;)

Pozdrawiam Was serdecznie, z filiżanką herbaty w dłoni...

15 komentarzy:

Tilianara pisze...

Aniu, zapraszam na herbatkę, z największą przyjemnością zapraszam!

A powiem Ci jeszcze, że ja choć wolę zieloną, to niezależnie jaką pijam też uwielbiam herbatę prawdziwie zaparzoną. Niestety w biegu często nie mam na nią czasu - za to jak już mam chwilkę, to tylko taka, na poprawę nastroju albo i przy dobrym humorku, zawsze :)

aagaa pisze...

Aniu,ja na herbatkę Cię zapraszam.Uwielbiam herbatki ,mam ich spory zapasik.Do koloru,do wyboru..I absolutnie nie uznaję tych z torebki i na smyczy-jak to określiłaś..

Pozdrawiam serdecznie

kass pisze...

Ja też jestem fanką dobrej, czarnej herbaty, ale od jakiegoś czasu przeszłam na zieloną i piję niestety aromatyzowaną :(...takie przyzwyczajenie że trudno mi z niego zrezygnować...acha, i piję mocną, jeśli parzę w kubku to mam do połowy fusy...i też nie piję u nikogo 'bylejakich', wtedy proszę kawę rozpuszczalną...Pozdrawiam.

Bea pisze...

A ja musze przyznac, ze niestety nie przepadam za czyrna herbata... Coraz czesciej pojawiaja sie u mnie wszelakie mieszanki ziolowe i tez lubie moj maly rytulam zwiazany z ich parzeniem. Aromatyczna mieta, werbena, kwiat pomaranczy... Kupione na wage, jak najlepszej jakosci, maja zupelnie inny smak niz z te torebki. Ale nie wiem, czy by Ci smakowaly ;)

Pozdrawiam serdecznie i zycze lepszego, bardziej juz 'przysiadalnego' nastroju ;)

Magoda pisze...

Każda herbata w Twoim towarzystwie to przyjemność. Nawet jak milczysz. Ale czy Ty wytrzymasz An-no tak nic nie mówić? :)))
Uściski i dobrego humoru życzę. Z dobrze zaparzoną herbatą.

Ewelina Majdak pisze...

Chwila ciszy dobra na wszystko. I jak przyjemnie pozniej wrocic...
Anno zapraszam do siebie na pyszna herbate Earl Grey prosto z Paryza! Takiej nigdzie nie kupisz. Zaparze jak lubisz bo i ja herbate dobra uwielbiam.
Trwaj sobie w ciszy i wracaj jak bedzie pora :)
Sciskam,

Ewelina

joanna pisze...

Dla mnie herbata jest również okładem na zbolałą duszę ;))
A mam to po Dziadziusiu, który pijała ten czarodziejski napój litrami - zaparzany w dzbnauszku:)
Wieki temu jechałam radzieckim pociagiem, w którym sprzedawano herbatę z samowaru, serwowaną w pięknych, z cieniutkiego szkła szkalneczkach obsadzoych w posrebrzanych koszyczkach - byłam dzieckiem, ale zapamiętałam jej aromat i smak, jako zjawiskowy ;))

Szybkiej poprawy nastroju i samych dobrych dni życzę :)

Ori pisze...

To ja mam taki pomysł, żeby ktoś przyszedł do Ciebie z prezentem w postaci herbaty w saszetkach. najlepiej tej, co ją na reklamach pije na okrągło taka debilna rodzina. I ja koniecznie muszę to zobaczyć;-)

MariaPar pisze...

Witaj,
Ja jestem amatorką czerwonej i zielonej. Nie może być inaczej w Zielonym kuferku. Pozdrawiam

asieja pisze...

może i bym się nie odważyłam zaprosic Cię na herbatę
ale z przyjemnością bym się od Ciebie uczyła

An-na pisze...

Aga, Tili, Polko - dziękuję za zaproszenie:)

Kass - ja też wolę kawę rozpuszczalną niż kiepską herbatę...

Magodo - milczę, jak bum trum;)

Beo - mieszanki ziołowe pijam bardzo chętnie i czasami częściej niż czarną herbatę

Joanno - ja też lubię herbatę z samowara, choć nie rozumiem, czemu jest smaczna, skoro woda na nią gotuje się tak długo...

Ori - byłoby na co popatrzeć, bo chyba nie potrafiłabym ukryć moich uczuć ;)

Asiejo - taka groźna to ja już nie jestem, ale zapraszam do mnie na naukę :)
Mario - zielona, a i owszem :)

Wszystkim Wam dziękuję za komentarze, bo myślałam, że nikt się nie przysiądzie do mnie na herbatkę :)

Lotokotka pisze...

Coś wiem na temat nieprzysiadalności. Ostatnimi czasy mam wrażenie, że mój poziom wredności przekroczył wszelkie miary. Doprawdy, nie wiem co bym poczęła gdyby nie mój Pan Wspaniały, wyrozumiały do granic możliwości :) Herbata dobra na wszystko, zawsze gdy wracam rano do domu (po wczesnym wyjściu z córką do przedszkola) zakładam z powrotem puszysty szlafrok i raczę się tym rytualnie parzonym specjałem, przegryzając kandyzowany imbir. I jeśli kiedyś zawitasz w okolice południowych części podwarszawskich, do zarośniętego Zalesia Górnego, zapraszam na herbatę w moich ukochanych "wydmuszkowych" filiżankach.

An-na pisze...

Lotokotko - dziękuję za zaproszenie:)

buruuberii pisze...

Anno, a ja choc nie umiem i nie stosuje wszystkich standardow opisanych przez Ciebie, to smielam sie zaprosic - bylaby to okazja by sie nauczyc :-)

Wiesz, Twoj wpis czytalam z otwartymi ustami, jakbym patrzyla w lustro, czesto mam wrazenie czujemy tak samo, Ty jednak doskonale o tym piszesz (ja to czesto slodze, a cukru w herbacie nienawidze).

"kompromisów prawie nie uznaję" i pozdrawiam goraco!

An-na pisze...

Buruuberii - wcale się nie zdziwiłam! Zapraszam na herbatę :)