A może zupa gulaszowa? Warto skorzystać z takiej sobie pogody i ugotować rozgrzewającą, lekko pikantną zupę mięsną. Ta zresztą powstała na wyraźne życzenie mojego Męża. - Co dziś ugotować? - zapytałam od niechcenia. - Gulaszową - usłyszałam szybką odpowiedź. Mówisz i masz - pomyślałam. Sama też lubię zjeść tę zupę od czasu do czasu. Mam jeszcze węgierską słodko-pikantną paprykę (to ma znaczenie, polska jest do kitu, uważam), pastę paprykową, też węgierską, i wędzoną paprykę w proszku. Do dzieła!
Nie chce mi się za bardzo narzekać, ale muszę chyba napisać, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni zjadłam tyle kulinarnego paskudztwa - nad morzem (Mierzeja Wiślana) i w Warszawie, że tęsknię do normalnego, domowego jedzenia. Nie musi być polskie, ale niech - do diabła! - nie będzie fusion. Specjalnie poprosiłam w pewnej knajpie o sushi bez curry (sic!), bo takie tam mi kiedyś podali, to dostałam maki z tuńczykiem i ... cebulą! Cholera, smakowało jak niedobry i mało świeży śledź. I to z ryżem i wodorostami. Potworne! Zamiast sosów za to polska kuchnia domowa (Piaski na Mierzei) serwuje krochmal, a zupa pomidorowa składa się tam z vegety, suszonych warzyw i koncentratu z puszki. Dno kulinarne. Kuchnia studencka po prostu.
Ach, jeszcze jeden cudowny kulinarny pomysł - w knajpie, zwanej Knaypą, która reklamuje się jako polska, z kuchnią warszawską (bo to w stolicy), dostałam pierogi z kapustą i z grzybami płaskie jak naleśniki, rozgotowane i podane na obrzydliwie pretensjonalnym talerzu, finezyjnie przybranym posypką (pyłem!) z pietruszki, za to same pierogi były bez jakiejkolwiek omasty, bo szef kuchni tak to sobie wymyślił, jak mi powiedziano. Niech wymyśla dla innych. Ja tam nie wrócę. I tam też. I tam. I jeszcze tam, gdzie wtedy... Fajnie. Nie muszę jadać w knajpach. Choć lubiłabym... Wy też? Znajomi mówią, że podniebienie mam zbyt wyrafinowane, a ja im odpowiadam, że to się rozwija z wiekiem i w miarę zdobywania kulinarnego doświadczenia, a większość knajp w Polsce nie zasługuje na istnienie i tyle.
A w węgierskiej restauracji, że powrócę do głównego wątku tego posta, dostałam zupę rybną, która "rybiła" bardzo i w składzie miała śmieciowe resztki z ryby. Też dobrze. Sama sobie ugotuję. Ale nie teraz. Tym razem proponuję zupę gulaszową.
I tak - jeśli macie dobrej jakości wołowinę i dobrą paprykę - zupa się uda. Jeśli nie macie pewności co do mięsa, lepiej użyć wieprzowiny. I bez kukurydzy, na Boga! Za to z kminkiem, cebulą, pomidorem, ziemniakami i kluseczkami, jeśli macie cierpliwość. Ja miałam.
Składniki:
Mężowi smakowała. Zapach czuć było już na klatce schodowej. Fajnie.
*Papryka wędzona daje specyficzny dymny posmak, ale jeśli jej nie ma - wystarczy dodać - według gustu - sporo mielonej papryki słodkiej i ostrej. Zupa powinna być wyrazista, mocno paprykowa i czerwona w kolorze, ale od papryki, nie od pomidorów...
Nie chce mi się za bardzo narzekać, ale muszę chyba napisać, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni zjadłam tyle kulinarnego paskudztwa - nad morzem (Mierzeja Wiślana) i w Warszawie, że tęsknię do normalnego, domowego jedzenia. Nie musi być polskie, ale niech - do diabła! - nie będzie fusion. Specjalnie poprosiłam w pewnej knajpie o sushi bez curry (sic!), bo takie tam mi kiedyś podali, to dostałam maki z tuńczykiem i ... cebulą! Cholera, smakowało jak niedobry i mało świeży śledź. I to z ryżem i wodorostami. Potworne! Zamiast sosów za to polska kuchnia domowa (Piaski na Mierzei) serwuje krochmal, a zupa pomidorowa składa się tam z vegety, suszonych warzyw i koncentratu z puszki. Dno kulinarne. Kuchnia studencka po prostu.
Ach, jeszcze jeden cudowny kulinarny pomysł - w knajpie, zwanej Knaypą, która reklamuje się jako polska, z kuchnią warszawską (bo to w stolicy), dostałam pierogi z kapustą i z grzybami płaskie jak naleśniki, rozgotowane i podane na obrzydliwie pretensjonalnym talerzu, finezyjnie przybranym posypką (pyłem!) z pietruszki, za to same pierogi były bez jakiejkolwiek omasty, bo szef kuchni tak to sobie wymyślił, jak mi powiedziano. Niech wymyśla dla innych. Ja tam nie wrócę. I tam też. I tam. I jeszcze tam, gdzie wtedy... Fajnie. Nie muszę jadać w knajpach. Choć lubiłabym... Wy też? Znajomi mówią, że podniebienie mam zbyt wyrafinowane, a ja im odpowiadam, że to się rozwija z wiekiem i w miarę zdobywania kulinarnego doświadczenia, a większość knajp w Polsce nie zasługuje na istnienie i tyle.
A w węgierskiej restauracji, że powrócę do głównego wątku tego posta, dostałam zupę rybną, która "rybiła" bardzo i w składzie miała śmieciowe resztki z ryby. Też dobrze. Sama sobie ugotuję. Ale nie teraz. Tym razem proponuję zupę gulaszową.
I tak - jeśli macie dobrej jakości wołowinę i dobrą paprykę - zupa się uda. Jeśli nie macie pewności co do mięsa, lepiej użyć wieprzowiny. I bez kukurydzy, na Boga! Za to z kminkiem, cebulą, pomidorem, ziemniakami i kluseczkami, jeśli macie cierpliwość. Ja miałam.
Składniki:
- około 50 - 60 dkg mięsa wołowego (ligawa, wołowina "zrazowa")
- 2 papryki - czerwona i żółta albo, jeśli ktoś lubi, zielona
- 2 duże cebule
- 2 - 3 ząbki czosnku
- 2 - 3 łyżki papryki słodko-pikantnej
- trochę papryki wędzonej w proszku (1 - 2 łyżki)*
- 2 łyżki ostrej pasty paprykowej (niekoniecznie)
- 2 marchewki
- kilka ziemniaków
- pomidor
- 1 łyżeczka kminku (ja daję utłuczony w moździerzu)
- sól
- 2 łyżki oleju albo smalcu
- kluseczki csipetke (mąka, jajko, sól - jak nasze zacierki)
Mężowi smakowała. Zapach czuć było już na klatce schodowej. Fajnie.
*Papryka wędzona daje specyficzny dymny posmak, ale jeśli jej nie ma - wystarczy dodać - według gustu - sporo mielonej papryki słodkiej i ostrej. Zupa powinna być wyrazista, mocno paprykowa i czerwona w kolorze, ale od papryki, nie od pomidorów...
14 komentarzy:
Taka zupa to specjalność mojej Mamy, od razu poczułam ten cudny aromat po przeczytaniu Twojego opisu!Pozdrawiam:-)
Aż się boję czy wraz ze Świętą Kobietą sprostamy i czy potrafimy zadowolić Cię kulinarnie!
Pozdrawiam An-no i odliczam dni do spotkania.
Ori - to miło, że przypomniałam Ci smak :)
Magodo - jaaaaasne... pozwoliłam sobie na trochę jadu, bo naprawdę polska gastronomia to kompromitacja. Poza tym - ja gotuję przeciętnie, choć z pasją, (właśnie chleb mi popękał...) i to nie ja zbieram, lecz Ty - sama pisałaś - oklaski za swe potrawy :)
Też się cieszę na przyjazd do Was. Pozdrawiam :)
Ojojoj An-no, widzę, że w tych restauracjach mocno nastąpili Ci na kulinarny odcisk .;-) Ale rozumiem, rozumiem doskonale, bo tez coraz częściej wychodzę z tej czy tamtej z postanowieniem, że tutaj to już ostatni raz (często pierwszy i ostatni).
I chyba też coraz częściej dochodzę do wniosku, że nie masz jak pyszne, domowe jedzenie... czyste, pachnące, estetyczne i ze składników b. dobrej jakości.
An-no czy paprykę wędzoną można zastąpić inną? Tak mi narobiłaś ochoty na tę zupę,że szok.
Pozdrawiam serdecznie
Małgosiu, frustracje gastronomiczne musiały się ze mnie wreszcie wylać, bo wyjścia do polskich knajp, tych na średnim poziomie cenowym, to istna ruletka. Oby nie rosyjska...
Aga - oczywiście, że można zastąpić ją zwykłą, dobrą słodką papryką mieloną i dodać albo czuszki, chili czy jakiejś innej ulubionej ostrej i wyrazistej papryki. Ta wędzona, mielona, dostępna jest w różnych eleganckich delikatesach albo w Marksie & Spencerze...
Ponadto - ta zupa przypomina nieco forszmak, zwłaszcza przygotowana z wieprzowiny ;)
Dzięki Anno.Zrobię ją na pewno..
Wspólczuję Ci bardzo biedna kobieto...ja się nauczyłam i po knajpach właściwie już nie jadam, chyba ,że sprawdzone, albo ewentualnie sałatki...pomidor to pomidor, jajko też, cebulę poznam i przynajmniej wiem co jem:)
Zupę gulaszową uwielbiam i choć jestem po obiedzie to znowu jestem głodna:( Mąż karze robić mi badania na pasożyty-świń jeden, ale to fakt, że jeść to ja mogę cały czas.
Ale przynajmniej co zobaczyłaś to Twoje!
Aga, gotuj :)
Elisse,ja mam takie momenty w życiu, że knajpy lubię odwiedzać albo muszę/chcę do nich chodzić w porze lunchu ( czytaj: obiadu) lub w podróży. Stąd te urocze obserwacje ;) A ile jeszcze ominęłam! - zważ, że nie podjęłam tematu smażalni ryb w tym kraju nadmorskim ;)
Pozdrawiam serdecznie, jestem fanką Twojego Osiołka :)
An-na, hmm zupa gulaszowa z ta papryka wedzona - czy taka papryke mozna w Polsce kupic? Opisalas ja tak fajnie, ze az bym sprobowala!
A z polskimi knajpami: to przerazajace i szkoda ze tak trafilas, choc z drugiej storny dobrze, bo juz mialam wrazenie ze tylko ja dochodze do podobnych wnioskow. Pomiem Ci, ze lepiej z pasja, smak jest wtedy o niebo lepszy niz fusion ktore ma zaspokoic mieszanka skladnikow - tu jestem absolutnie za tradycja, jak to mowie "klasykow sie nie ulepsza" :-)
Pozdrowienia sle!
Buruuberii, mielona papryka wędzona ma nieco dymny smak, bardziej wyrazisty, a jest dostępna w sklepach typu delikatesy i ...w dziale spożywczym w Marksie & Spencerze. Może i w Pradze?
Pozdrawiam :)
O, o, o, wypraszam sobie z tą kuchnią studencką! ;))) Jako całkiem świeża absolwentka UG pragnę podkreślić, że nie każdy tak je na studiach ;)))
HI hi, uŚmiałam się zwłaszcza przy fragmencie o krochmalu zamiast sosów, jakie to prawdziwe!
I NIE CIERPIĘ tych wieśniackich posypek dokoła talerza, to gorsze niż kwiaty z marchewki...
A gulaszowa miodzio. Na dzisiaj idealna!
Ja sobie czasem myślę, że większość tych szefów, co to np. wymyślają sobie pierogi bez omasty powinni zamiast myślenia odwiedzać blogi kulinarne - na pewno czegoś by się nauczyli ;)
A zupa gulaszowa pycha. Co prawda u mnie króluje jesienią, ale akurat teraz (leje jak z cebra za oknem!) też bym chętnie zjadła :)
Aniu, byłam pewna, że zareagujesz ;)
Ja wiem, że nie wszyscy studenci jadają badziewie; choć nie mieszkałam w akademiku, bywałam tam i moje koleżanki żywiły się świetnie i twórczo, ale inni - głównie "twórczo"... Studencka kuchnia to według mnie - 3 x brak: brak pieniędzy, brak talentów i brak wyobraźni - ketchup i ser żółty na wierzch, a pod spodem - co się znajdzie ;)
Komarko - święta racja! A gulaszowej już nie ma :)
Prześlij komentarz