Miało być wiosennie, lekko, dietetycznie i tak dalej, ale spadł śnieg i pomyślałam: Zimy żal... Odwiedzając blogi, trafiłam do Jagody i zobaczyłam zimę w Bieszczadach, a na blogu Tymiankowym odnalazłam tekst Jeremiego Przybory, który od zawsze lubiłam, dlatego powtarzam za autorem:
a ja wcale nie w zapale/ i zachwytem się nie palę/ bo im starsza jestem czym/ tym bardziej szkoda zim...
Tak więc: miast fotografować i opisywać koktajle, które, notabene, piję, przygotowałam krupnik i pasztet, upiekłam chleby... Krupnik prawdziwie zimowy, na rozbefie (który potrzebny był mi do przygotowania pasztetu), z dodatkiem suszonych grzybów i zieleniny. Polecam!
Składniki:
- 0k. 70 dkg rozbefu
- kawałek kurczaka, udko na przykład (ale niekoniecznie)
- torebka kaszy jęczmiennej perłowej, czyli kilka łyżek ( ja zwykle daję 1 pełną łyżkę stołową suchej kaszy na talerz zupy )
- włoszczyzna
- 4-5 ziemniaków
- kilka suszonych grzybów
- natka pietruszki, koperek
- przyprawy - pieprz, ziele angielskie, liść laurowy
- woda
Mięso wkładamy do zimnej wody, dodajemy opłukaną kaszę, grzyby, przyprawy i gotujemy powoli. Po godzinie dodajemy włoszczyznę i gotujemy zupę, aż mięso i warzywa prawie będą miękkie, wtedy dokładamy pokrojone w kostkę ziemniaki. Jeszcze tylko dużo natki pietruszki lub koperku i możemy zupę podawać, a mięso przeznaczyć na najszybszy na świecie i (moim zdaniem wspaniały!) pasztet według pomysłu Olgi Smile, na który przepis ze zdjęciem wkrótce przypomnę. Póki co - zajadajmy się krupnikiem, słuchając piosenek z Kabaretu Starszych Panów albo oczekując na wyjęcie z pieca kolejnego bochenka chleba...
10 komentarzy:
Zupa jak najbardziej nadajaca się na tą kapryśna aure, u mnie co prawda śniegu na szczęście nie ma ale jest zimno i wietrznie...ja jednak zdecydowanie wolę wiosnę, zim mi wcale nie żal...
"Wróci wiosna, Baronowo"! Kass, dla Ciebie Gałczyński ;)
Witaj,tu kompletnie wykończona Ori. JAK wysłać ten komentarz? Piszę po raz kolejny i ciągle coś mi na czerwono wyskakuje, że źle zrobiłam! Pisałam już białą czcionką na białym tle, ale tym razem chyba już normalnie...
Cudownie tu u Ciebie i bardzo się cieszę z Twoich wizyt. Próbuję wysłać... Pozdrawiam serdecznie
Ori-Renata
Witaj Ori, udało się :) Nie wiem, skąd kłopoty, czasami są po prostu winą bloggera, a czasami może niedokładnie wpisujemy tekst? Ja też walczę, bo internet pożera mi komentarze ;)
Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam :)
Mniam, jak ja kocham krupnik.. Tez mam go w planach na ten tydzień, ale nie na rostbefie (bo najlepiej smakuje jednak saute ;))
Z jednej strony szkoda zimy,a z drugiej strony brak slonca mnie dobija..
Pozdrawiam
Aga
A moi znajomi właśnie teraz gdzieś na nartach szusują ;)
Ja tak naprawdę też mam już dość warszawskiej zimy-niezimy, takiej z szybko topniejącym śniegiem i brudem na wierzchu. Brak śniegu i mrozu najtrudniej mi było w stolicy zaakceptować po wyprowadzce z Lubelszczyzny, serio! A skoro wiosny nie widać - to krupnik: pyszny, kleisty i rozgrzewający... Następnym razem ugotuję już pewnie krupnik jarski ;)
Ciepłej rozgrzewającej zupki nigdy dość.:) Na początku wiosny dni bywają zimne, więc taka zupka jak znalazł :)
a mi wcale nie żal zimy, z roku na rok lubię ją coraz mniej ;)
No, przy taki krupniku to może i zimy być żal - bardzo smakowita zupka :)
Dzięki Wam, choć czas porzucić krupniki i przejść na zupki brokułowe, porowe i same takie kulinarne mgiełki, bo wiosna przecież przyjdzie i obnaży co nieco...
Prześlij komentarz